MM TRENDY Flipbook PDF

MM TRENDY

93 downloads 120 Views 34MB Size

Story Transcript

KWIECIEŃ 2023 NUMER 04 (118) / WYDANIE BEZPŁATNE

Aleksandra i Marcin Czajkiewicz

#04

#spis treści kwiecień 2023

48

#06 Newsroom Wydarzenia, projekty, sukcesy, premiery, ludzie

#18 Temat z okładki

wersje muzyki Radiohead w Szczecinie

Aleksandra i Marcin Czajkiewicz, twórcy najlepszego na świecie ginu

#34 Akademia Sztuki

#24 Edytorial Willa Grawitza, sesja zdjęciowa Olgi Iwanow, minifot

#31 Temat wydania Rozmowa z Bartkiem Wąsikiem, który w kwietniu zaprezentuje własne

Przedstawiamy ludzi sztuki - Katarzyna Dondalska

#36 Teatr

Anna H. Niemczynow - wierzę, że książki mogą uratować życie

#52 Twórcy Karolina Nowaczewska, twórczyni marki Saileath, projektantka i kaletniczka

- Anna Mazurek, Teatr Współczesny w Szczecinie - Przegląd teatrów z okolic Szczecina

Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego

#48 Książki

#76 Wydarzenia

#62 Zdrowie i uroda

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

3

#okładka: NA OKŁADCE: Aleksandra i Marcin Czajkiewicz FOTO: Diana Kashel, @hungry_di_photographer

FOTO Ella Estrella Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

#04

Agata Maksymiuk

redaktor naczelna

Stworzyć coś, co przetrwa kolejne pokolenia. W czasach, gdy funkcje w mediach społecznościowych zmieniają się szybciej, niż jesteśmy w stanie je przyswoić, jest to wyzwanie kolosalne. Piramidy w Gizie czy rysunki naskalne w Lascaux, albo chociaż „Lilie wodne” Moneta czy „Mała czternastoletnia tancerka” Degasa, to realizacje niedoścignione, tak samo jak wynalezienie elektryczności, telefonu, penicyliny czy recyklingu. Dopisanie kolejnych rozdziałów historii jest zarezerwowane dla twórców wyjątkowych. Tylko kim są ci twórcy? Okazuje się, że zwykłymi ludźmi z niezwykłymi pomysłami i odwagą, a część z nich mieszka i rozwija się w Szczecinie. Ich projekty wykazują ogromny potencjał, a przy okazji zwracają uwagę świata na nasze miasto. Do tego wywodu zainspirowali nas Aleksandra i Marcin Czajkiewicz, twórcy najlepszego ginu na świecie. Dosłownie najlepszego, bo z takim tytułem wrócili niedawno z Londynu. Tytuł przyniósł im nie tylko zaszczyt i nowe kontakty, ale złamał też kilka stereotypów, jak choćby ten, że sukces można odnieść wyłącznie w wielkim mieście. Historię w swoje ręce wzięła też inna twórczyni ze Szczecina - kaletniczka Karolina Nowaczewska. Jak nam zdradziła - chciała projektować statki, ale los miał inny plan. Planując pracę magisterską odkryła, co naprawde jest jej pisane. Zdecydowała się połączyć trzy interesujące ją tematy: projektowanie, rzemiosło i koncepcje gospodarki obiegu zamkniętego. Tak stworzyła system, autorską ideę One For Life, według którego mogłyby funkcjonować współczesne wyroby kaletnicze. Wyjątkowych gości na naszych łamach spotkacie znacznie więcej. Rozmawiamy z Grzegorzem Demiańczukiem (Gregiem) i Wojciechem Tarańczukiem (Voitkiem) z Catz’n Dogz, którzy właśnie kończą sceniczne 20-lecie, a także z pisarką Anną H. Niemczynow i artystką Katarzyną Dondalską. Udało nam się nawet spotkać z Bartkiem Wąsikiem, który w kwietniu zagra koncert w Szczecinie, prezentując własne wersje muzyki Radiohead. Resztę musicie odkryć sami. Udanej lektury!

4

#redakcja al. Niepodległości 26/U1, 70-556 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 [email protected] www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk Product manager: Paweł Świątkowski tel. 697 770 202 [email protected] Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 [email protected] [email protected] Redakcja: Małgorzata Klimczak, Łukasz Czerwiński, Leszek Wójcik, Dariusz Zymon Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Stanisław Bortkiewicz

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy

#reklama

grafika: IG @okiem.architektki

| NEWSROOM |

6

#reklama

| NEWSROOM |

Szczecińska fotografka wyróżniona w prestiżowym konkursie Wśród ponad 415 000 fotografii z 200 krajów zgłoszonych na Sony World Photography Awards 2023 znalazła się praca Kingi Wnuk, fotografki ze Szczecina. Jej zdjęcie zatytułowane “Perun” trafiło na shortlistę sekcji Open w kategorii Creative SWPA 2023. Przedstawia ono konia czystej krwi arabskiej Peruna KL (własności Oliwii Kowal, hodowli Klikowa Arabians Stud) z wplecionymi w grzywę kwiatami. Oprócz Kingi w sekcji Open wyróżniono jeszcze tylko sześciu fotografów z Polski. W tegorocznej edycji SWPA żaden z nich jednak nie zawalczy o tytuł Open Photographer of the Year. - Uwielbiam dzielić się z innymi pasją do koni i fotografii, więc co roku organizujemy z Oliwią Indywidualny Plener Fotograficzny z końmi, z którego pieniądze przekazujemy na licytację na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – zdradziła Kinga. - Tam właśnie powstało to zdjęcie. To było moje drugie spotkanie z Perunem, który przez cały wcześniejszy rok przygotowywał się pod okiem Oliwii na trudy związane z modelingiem. Nasze pomysły nie należą do najłatwiejszych, więc do każdej sesji koń musi być odpowiednio przygotowany i odczulony. Jak widać, Perun poradził sobie świetnie, a my utwierdziliśmy się w przekonaniu, że warto pomagać. Fotografka podkreśla też, wyróżnienie w konkursie jest dla niej bardzo ważne, i cieszy się, że trud jej pracy został w ten sposób nagrodzony. (materiały prasowe)

8

fot. Andrzej Szkocki

fot: Kinga Wnuk

Uroczyste powitanie Piotra Liska w Szczecinie

Piotr Lisek uzyskał wynik 5.80 m w pierwszym podejściu i zdobył srebrny medal podczas halowych mistrzostw Europy w Stambule. Po fenomenalnym sukcesie przyszedł czas na powrót do Szczecina, gratulacje i… nowe auto. - Jak tylko zobaczyłem, ile tu osób na mnie czeka, od razu poczułem, jak kolana mi się trzęsą - wyznał Piotr Lisek, wychodząc do gości zgromadzonych w siedzibie salonu Polmoto i marki Kia, której sportowiec jest ambasadorem. Po oklaskach, konfetti i kwiatach przyszedł czas na prezentację medalu i komentarz sportowca. Przypomnijmy, że reprezentant Polski zajął drugie miejsce ex aequo z Grekiem Emanuilem Karalisem. Triumfował Norweg Sondre Guttormsen, a rekordzista świata w skoku o tyczce - Szwed Armand Duplantis, tym razem nie startował w zawodach. - Cieszę się z mojego wyniku i cieszę się, że udało mi się go poprawić właśnie na tej imprezie - powiedział nam Piotr Lisek. - Po treningach wiedziałem, w jakiej jestem formie. Myślę jednak, że to wszystko jest zasługą moich bliskich i mojego trenera Marcina Szczepańskiego. Przekonał mnie, by pojechać na te mistrzostwa i mocno wierzył, że pokażę najlepszy rezultat w tym sezonie. Tak się stało. Zawody dostarczyły kibicom wielu emocji, wyniki ważyły się do ostatniej chwili. - Przewidywaliśmy, że konkurs bez Armanda Duplantisa będzie tak wyglądał, że wszyscy będziemy bardzo blisko siebie, jeśli chodzi o wyniki, i że to tzw. zrzutki będą decydowały o kolejności na podium. Kia Polmotor oprócz gratulacji przygotowała dla sportowca nowy model auta Kia Sorento, ze specjalną okleiną. - Już od kilku lat współpracuję z marką - zdradził Piotr Lisek. - To na pewno duże odciążenie w podróżowaniu po całej Polsce. (am)

#reklama

| NEWSROOM |

fot. Agata Maksymiuk

#materiał partnerski

Trwa Restaurant Week. Te restauracje trzeba odwiedzić

fot. Cool.to dla Chief by the kitchen

Warsztaty kulinarne wege z Katarzyną Gubałą w Międzyzdrojach Chętnych, aby poznać kuchnię wege, w Międzyzdrojach nie brakowało. Za nami warsztaty Katarzyny Gubały, ekspertki kuchni roślinnej. Wydarzenie odbyło się w ramach zielonych weekendów, nowej inicjatywy popularnego nad morzem hotelu Vienna House Amber Baltic. Po dwóch ostatnich rekordowych edycjach wróciło najpopularniejsze wydarzenie kulinarne w Polsce – Restaurant Week. Festiwal popisowych menu w najlepszych restauracjach trwa pod hasłem #FoodSoundsGood! Koncertowe kompozycje trzydaniowego menu i cocktail dostępne są w festiwalowej cenie 69 zł. Rezerwacji można dokonać na www.RestaurantWeek.pl. Które restauracje wSzczecinie warto odwiedzić w tym razem? Na liście znalazły się m.in.: Lokalna, Chief by the Kitchen, Palmyra, Kresowa, Kathmandu, ale też Bona, RAZEM Place for us czy Cafe Popularna. Dlaczego warto wziąć udział? - Festiwal pozwala odkryć autorskie menu od najlepszych chefów, a do tego uratować żywność przed wyrzuceniem. W jaki sposób? Dzięki wcześniejszemu wyborowi menu przy dokonywaniu rezerwacji online – marnowanie żywności w restauracjach ograniczone jest do minimum. A wszystko to w myśl filozofii #SzanujJedzenie. Wydarzenie potrwa do 30 kwietnia 2023. Więcej na www.RestaurantWeek.pl

10

Uczestnicy wydarzenia spotkali się na chwilę przed południem, aby swoją kulinarną przygodę rozpocząć od… zbierania ziół. Grupa pod przewodnictwem ekspertki ruszyła na spacer po okolicznych skwerach zieleni, by wrócić do kuchni z tym, co oferuje natura - liście mniszka, krwawnik, stokrotki czy podagrycznik. Głosów zdziwienia nie brakowało, w końcu kto dziś sięga po zioła pod nogi, a nie do półek sklepowych. Po pierwszej integracji i spacerze przyszedł czas na gotowanie. W jednej z sal hotelu z widokiem na Bałtyk na warsztatowiczów czekało 7 stanowisk. Każde wyposażone w odpowiednie składniki i przepisy. Po zabezpieczeniu się fartuchami, grupa podzieliła się na mniejsze zespoły i ruszyło gotowanie. W menu znalazły się takie przysmaki jak: carpaccio z gruszki i kalarepy z sosem malinowym i świeżymi chwastami, chałwa marchewkowa gajar ka halva czy soczysty zielony burger. Wśród uczestników warsztatu znaleźli się influencerzy z Pomorza Zachodniego, managerowie, ale też goście hotelu, mieszkańcy Międzyzdrojów i przedstawiciele mediów. Wiele osób przyjechało specjalnie dla Katarzyny Gubały. (am)

#reklama

| NEWSROOM |

fot. Andrzej Szkocki

fot. Andrzej Szkocki

Piwnica Kany otwarta na nowo

Monika Pyrek ambasadorką nowej marki samochodowej

Wernisażem wystawy „Wychodząc z podziemia” Tomasza Panka powróciła do aktywności Piwnica Kany. Nowymi operatorami przestrzeni został duet Ferment Qultury, czyli Krzysztof Lichtblau (Pan od książek) i Piotr Baliński. - Chcemy trochę wrócić do tego, co kiedyś tu było. Pamiętam czasy, kiedy to było miejsce, do którego można przyjść i porozmawiać o kulturze - mówi Krzysztof Lichtbau z Fermentu Qultury. - Będą spotkania autorskie z pisarzami, będziemy rozmawiać o ekologii, będą filmy, koncerty. Atmosfera jest super, bo świetnie dogadujemy się z dyrektorem Teatru Kana, jak i z naszym poprzednikiem, który nam służy radą. Rozmowy będą dotyczyć premier książkowych, komiksów, gier planszowych. Na początek pojawi się szczeciński pisarz Leszek Herman, a swoją obecność potwierdził również Zbigniew Rokita, który W 2021 roku został laureatem Nagrody Literackiej Nike za książkę „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”. - Każdy z nas ma swoją pracę, a to miejsce ma być spełnieniem naszych potrzeb kulturalno-społecznych - mówi Piotr Baliński. - Już wcześniej mieliśmy marzenie, żeby stworzyć własną przestrzeń i rozmawialiśmy o tym, jak ona będzie wyglądać, a później pojawiła się oferta Piwnicy Kany i ta przestrzeń idealnie współgrała z tym, chcieliśmy stworzyć. Wyzwaniem jest dla nas gastronomia, bo ostatnie lata były dla całej gastronomii trudne. Chcemy wrócić do starych czasów, w których Piwnica Kany była miejscem wymiany myśli. (mk)

12

SsangYong, nowa marka motoryzacyjna w Szczecinie, uhonorowała gwiazdę lekkoatletyki tytułem sportowej ambasadorki i wsparła działania jej fundacji. - Między sobą żartujemy, że to musiało kiedyś nastąpić, ponieważ z Grupą Polmotor działaliśmy już wiele razy i chyba trochę podświadomie zmierzaliśmy do tej współpracy - podsumowała z uśmiechem Monika Pyrek. Oficjalne przekazanie kluczyków odbyło się na boisku przy Szkole Podstawowej nr 69 im. mjr. Henryka Sucharskiego. Miejsce nie było przypadkowe, jak wyjaśnił Konrad Kijak, dyrektor handlowo-administracyjny w Grupie Polmotor, Orlik to bezpośrednie nawiązanie do działalności Fundacji Moniki Pyrek, która zajmuje się sportowym aktywizowaniem dzieci i młodzieży. - Otrzymaliśmy ogromne wsparcie od dyrektorki szkoły, Bogusławy Pęzińskiej - podkreślił. - Bardzo się z tego cieszymy, ponieważ to właśnie w takich miejscach, jak to, wielcy sportowcy stawiają swoje pierwsze kroki. Jednak tym razem pierwszy krok na boisku, w zupełnie nowej roli, postawiła Monika Pyrek. Od teraz wraz z członkami fundacji będzie korzystać z dwóch przestronnych modeli SsangYong Korando. Samochody wyróżniają się napędem 4x4, przestronnym wnętrzem, pojemnym bagażnikiem, a także strukturą nadwozia wykonaną w 74% ze stali o wysokiej wytrzymałości, co, jak przekonuje producent - czyni samochody marki jednymi z najbezpieczniejszych SUV-ów na rynku. Pierwszym przystankiem nowych SsangYong pod skrzydłami fundacji będzie Jastrzębie-Zdrój na Górnym Śląsku. Tak rozpocznie się trasa Kinder Joy of moving, czyli alternatywne lekcje WF. Zespół odwiedzi jeszcze: Rybnik, Krzeszowice pod Krakowem, Inowrocław, Osielsko, a także Koszalin i Szczecin. - Monika Pyrek i jej fundacja była naszym pierwszym wyborem ambasadorskim - wyznał Rafał Dondziak, kierownik SsangYong Polmotor Szczecin. - Jestem pewien, że lepiej nie mogliśmy trafić. Kierownik zapewnił też, że to dopiero początek współpracy i w planach są już kolejne działania z lekkoatletką w ramach promocji sportu. (am)

#reklama

| NEWSROOM |

#materiał partnerski

Festiwal Szczecin Jazz podsumowanie

#materiał partnerski

Access Bars Consciousness -

fot. Sebastian Wołosz

oczyszcza umysł i otwiera dostęp do świadomości

Za nami 8. edycja Festiwalu Szczecin Jazz 2023. Wydarzenie rozpoczęło się od wyróżnienia kobiet, a także zwrócenia uwagi na to jak ważnym i często zaniedbywanym tematem wśród pań jest profilaktyka zdrowotna. Po wielkiej otwarciowej fecie i charytatywnej zbiórce środków na walkę z nowotworami przyszedł czas na kolejne koncerty. Wśród tegorocznych artystów znaleźli się m.in.: Jazzmeia Horn i Chad L.B. Nie zabrakło też muzyków związanych ze Szczecinem jak: Gosia Romanowska - Gree i zespół CHANGO. Organizatorem i producentem festiwalu Szczecin Jazz była Szczecińska Agencja Artystyczna.

14

Access Bars to terapia głęboko relaksująca dla ciała i umysłu, a także zupełnie nowa propozycja na terenie Szczecina. Zabiegi realizuje Katarzyna Wojtyniak, certyfikowany facylitator Access Consciousness, w prywatnym kameralnym salonie. Dlaczego warto otworzyć się na nowe i przystąpić do terapii? - Jak wyjaśnia specjalistka, relaks i delikatny dotyk pozwalają wejść w przestrzeń własnego Ja i wydobyć swój własny potencjał. Dodatkowo zabieg wzmacnia organizm i znacznie poprawia jego odporność. Proces jest całkowicie bezpieczny nawet dla kobiet w ciąży i osób zmagających się z ciężkimi schorzeniami. - W dzisiejszych, mocno zabieganych czasach, łatwo zadbać o wszystko i o wszystkich, tylko nie siebie - dodaje Katarzyna Wojtyniak. - Pozwólmy sobie znaleźć czas dla siebie. To się po prostu nam należy. Zapraszam do umawiania się na zabiegi telefonicznie. Chętnie udzielę więcej informacji. Katarzyna Wojtyniak, Certyfikowany Facylitator Access Consciousness, ul Kazimierska 1E/01, Szczecin tel. +48 791278288

HOTEL WESELA RESTAURACJA Zapraszamy Państwa do zabytkowego budynku (rok budowy 1924) zlokalizowanego tuż przy Marinie Gocławskiej (8 minut od Placu Rodła), który urzeka niepowtarzalnym urokiem, zapewnia wspaniały widok na Odrę, a natura łączy się z historią. #reklama

Organizujemy: wesela, przyjęcia okolicznościowe, spotkania firmowe oraz konferencje. Oferujemy: · Zabytkową salę balową – 165 m2, która mieści 100 lub 150 osób (można ją połączyć z salą bankietową – 50 m2, która ma widok na Odrę) · Dwie sale – brak dolnego limitu gości · Bazę noclegową (54 miejsc noclegowych) · Restaurację specjalizującą się w kuchni polskiej · Przestronny restauracyjny taras z widokiem na Odrę i sąsiednią Marinę · Bezpłatny parking Hotel i Restauracja Jachtowa | tel.: 0048 665 223 556 | ul. Lipowa 5, Szczecin e-mail: [email protected] | FB: @jachtowa1924 | IG: jachtowa

| NEWSROOM |

Ze Szczecina po filmowego Oscara

#materiał partnerski

fot. materiały prasowe

Nowy Barber Shop w centrum Szczecina

Komar Barber Shop pod taką nazwą ruszył nowy salon strzyżenia mężczyzn w centrum Szczecina. To nie tylko nowoczesny punkt fryzjerski, ale też miejsce inspiracji. Sprzyja temu kameralna przestrzeń w loftowym stylu – surowe wykończenie i charakterystyczne meble. Wyróżnikiem jest też przestronny taras z leżakami, na którym w ciepłe dni można zaczekać na swoją kolej. Barber Shop to autorski projekt Joanny, fryzjerki z 15- letnim doświadczeniem. Klienci przyjmowani są przez nią osobiście. Choć warto zauważyć, że w środku czekają dwa stanowiska, a to oznacza, że w najbliższym czasie może pojawić się druga para rąk do pracy. A pracy jest sporo. W ofercie można znaleźć takie usługi jak: strzyżenie męskie, trymowanie zarostu, połączenie tych dwóch usług, a także depilację i pielęgnację włosów. Barberka pracuje na najwyższej klasy włoskich kosmetykach. Wyróżnia je przyjemny zapach i lekka konsystencja - doceniają je nawet panowie, którzy nie przepadają za zbytnim upiększaniem. Asia przyjmuje też najmłodszych - mężczyźni są tu mile widziani już od 8. roku życia. Na miejscu panuje luźna, kumpelska atmosfera. Można się pośmiać i zrelaksować. Niektórym zdarza się nawet przysnąć. Punkt jest wyjątkowy nie tylko ze względu na ofertę i klimat, ale też lokalizację. Mieści się na 1. piętrze w budynku przy ulicy Jagiellońskiej, dlatego przed wejściem należy korzystać z domofonu. Wizyty należy umawiać z wyprzedzeniem za pośrednictwem booksy lub telefonicznie. Jagiellońska 89/3 Szczecin tel. 508 053 812

16

Okazuje się, że to pod Szczecina zaczęła się praca nad wielkimi filmowymi hitami, które otrzymały w tym roku oscarowe nominacje i nagrody. - Mamy satysfakcję z tego, co robimy, szczególnie siedząc w kinie i oglądając efekty pracy artystów, powstałych poprzez zastosowanie narzędzi stworzonych przez naszą firmę – zdradza Kamil Pilarski. Oglądaliście któryś z tych filmów: „Top Gun: Maverick”, „Avatar: Istota wody”, „Czarna Pantera - Wakanda w moim sercu” lub „Na zachodzie bez zmian”? Wszystkie wywalczyły Oscara. Do tego dochodzi masa innych produkcji, które kinomaniacy oglądali z wypiekami na twarzy, jak „John Wick 4”, czy „Star Trek: Pickard”. Mało kto wie, że praca nad tymi hitami zaczyna się… w Szczecinie. - Niektórzy pracują w biurach nieopodal Łasztowni, inni zdalnie, ale faktycznie… mówiąc kolokwialnie, maczamy palce przy największych kinowych hitach – uśmiecha się Kamil Pilarski, członek zarządu spółki Avid. – Nie jesteśmy twórcami filmów, ale na pewno tworzymy zaplecze, bez którego wiele produkcji wyglądałoby inaczej – dodaje. Avid to firma technologiczna, tworzy najlepsze oprogramowanie do edycji wideo i produkcji telewizyjnych. Zapewnia również oprogramowanie do tworzenia i montażu dźwięku. Pomysły, powstające między innymi w Szczecinie, przenoszone są do specjalistycznego oprogramowania, a z niego korzystają artyści pracujący nad efektami obrazu przy edycji filmów. Mowa tu o najbardziej kasowych produkcjach w historii kina, począwszy od „Angielskiego pacjenta”, po „Gwiezdne wojny”, filmy z serii Marvela i filmy, które w tym roku otrzymały nominacje do Oscara, jak i również samą statuetkę. (materiały prasowe)

Nadchodzi nowe

Największe doświadcznie w regionie

Otwarcie już wkrótce

FOLIE OCHRONNE SAMOREGENERUJĄCE

Wypatrujcie informacji tel. 721 968 749 PerseuszRistorante www.perseusz-szczecin.pl

Najlepsze zabezpieczenie lakieru przed uszkodzeniami mechanicznymi

KOREKTY LAKIERU/ POLEROWANIE Odnowimy każdy lakier, usuniemy mikrozarysowania, zmatowienia, wżery

POWŁOKI CERAMICZNE I KWARCOWE Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja, ochrona przed UV, wysoka twardość

ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217 FB CarDetailingSzczecin

| TEMAT Z OKŁADKI |

Tak rozkwita dziedzictwo Szczecina

Wrócili do Szczecina z Warszawy po cichu, ale za to z pomysłem. Pomysłem, który po niespełna dwóch latach od realizacji okazał się najlepszym na świecie. Dosłownie, bo wraz z początkiem roku wygrali prestiżowy World Gin Awards. Tytuł przyniósł nie tylko zaszczyt i nowe kontakty, ale złamał też kilka stereotypów, jak choćby ten, że sukces można odnieść tylko w wielkim mieście. Mówimy oczywiście o Aleksandrze i Marcinie Czajkiewiczach, twórcach Heritage Magnolia Gin. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO DIANA KASHEL, IG: @hungry_di_photographer, @hungry_di_ MAKE UP LIWIA WÓJCICKA, IG: @lw_makeu / STUDIO STUDIO TO.DO, ul. Piastów 22/3, Szczecin, IG: @studio_to.do GOŚCINNIE buldog angielski Ralph

Obejrzałam wasze zdjęcia, którymi przedstawiliście się już prawie dwa lata temu, wracając do Szczecina z Warszawy i pomyślałam - trochę lata 20., trochę Nowy Jork, może trochę jak z powieści Fitzgeralda… Ale zdaje się, że inspiracji szukaliście na Kresach? M. - Łączymy światy. Z jednej strony czerpiemy inspiracje z Kresów Wschodnich, skąd pochodzą nasi przodkowie - okolice Wilna, Grodna czy jak w przypadku Oli Lwowa. Z drugiej strony fascynuje nas secesja, jej wpływy widoczne w architekturze Szczecina. Lata 20. na pewno są dla nas ważne. Rzeczywiście można tu pomyśleć o „Wielkim Gatsbym”. Myślę, że wynika to z pewnego poczucia nostalgii za usłyszanymi historiami i wspomnieniami o naszych pradziadkach, którzy mieszkali w zupełnie innym świecie. Dochodzi to tego też spójność komunikacji, na której bardzo nam zależy. Nad pomysłem na nas pracowaliśmy 18 miesięcy. Tyle nam zajęło ustalenie, jaką konkretnie historię chcemy opowiedzieć. Tak powstało Heritage - czyli dziedzictwo. Na ile to wy, a na ile wypracowany wizerunek? Czy na co dzień też jesteście tacy eleganccy, czy pozwalacie sobie na dresy i Netflix?

18

O. - Nasz codzienny styl jest dość eklektyczny. Widać to po naszym mieszkaniu. Lubimy vintage, kraty, wyraziste kolory, oryginalne meble i dodatki. Ale w domu jest i gramofon, i PlayStation. Na sportowo też się nosimy. Więc to nie tak, że zawsze wybieram szpilki - zwłaszcza kiedy jestem w destylarni (uśmiech). M. - Prezentowany wizerunek na pewno jest nam bliski i chcemy, aby uzupełniał brand, ale to nie tak, że zamykamy się wyłącznie na niego. Sam interesuje się streetwearem. Ostatnio było losowanie limitowanej serii butów Nike Tiffany - nie brałem w nim udziału, ale wciąż jestem na bieżąco, chętnie wyszukuję takie smaczki. Więc, tak jak Ola mówi, eklektyzm to słowo, które chyba najlepiej nas opisuje. Z wykształcenia jesteście mikrobiolożką i archeologiem. Jak zdobyta wiedza się wam przydaje? - M. - Cóż nie zostałem drugim Indianą Jonesem, ale nie mogę powiedzieć, że zdobyta wiedza jest nieprzydatna. Archeologia to mocno interdyscyplinarny kierunek, którego elementy można wykorzystać praktycznie w każdej dziedzinie życia. Po studiach zacząłem działać w digital marketingu i nawet tam mi to pomo-

| TEMAT Z OKŁADKI |

Czujemy prawdziwą wdzięczność za to zainteresowanie, bo to, co robimy, robimy z pasji. Cieszymy się, że zauważają nas nie tylko wielkie konkursy, ale też po prostu normalni ludzie.

| TEMAT Z OKŁADKI |

gło. Umiejętność organizacji pracy, robienia researchu, pewna dociekliwość - to wszystko jest bardzo cenne. Myślę też, że widać to właśnie w kreacji naszej marki. O. - Z mikrobiologią „prościej” o wyjaśnienie, bo ta mocno przydaje się podczas pracy z ginem. Mam tu na myśli znajomość i rozumienie zachodzących procesów chemicznych czy łączenie smaków. Dzięki studiom na pewno było mi to wszystko łatwiej przyswoić i opanować niż Marcinowi. Choć na efekt końcowy wpływa nie tylko zdobyta wiedza, ale po prostu moje preferencje smakowe. Od początku zakładaliśmy, że to, co zaprezentujemy innym, musi najpierw smakować nam. Uporządkujmy to trochę, ze Szczecina wyjechaliście do Warszawy, po to, żeby wrócić i stworzyć własny biznes. Wydawałoby się, że powinno być na odwrót, że to Warszawa jest drzwiami do światowych sukcesów. M. - Cieszę się, że udowodniliśmy, że można być młodą marką z mniejszego miasta i zdobyć pozycję nr 1. na świecie. Patrząc na Szczecin z biznesowego punktu widzenia, na pewno może być lepiej. Warszawa jest większym rynkiem, firmy mają większy dostęp do klientów, zarobki są wyższe, przez co i konsumen-

20

ta stać na więcej, jest więcej koktajlbarów i restauracji, życie wygląda tam po prostu inaczej i prywatnie myślę, że to niesamowite miejsce. Ale to Szczecin jest naszym domem. I mimo, że spędziliśmy w Warszawie 6 lat, zdobyliśmy ogromne doświadczenie, pracując dla świetnych firm, to jednak nie wyobrażaliśmy sobie, że moglibyśmy rozpocząć tam biznes. O. - Myślę, że gdybyśmy zostali, nie stworzylibyśmy takiego produktu. Mocno inspirujemy się Szczecinem, atmosferą, jaka tu panuje, architekturą… Nawet nasza etykieta zyskała taki sam kolor, jaki ma kamienica, którą widzimy z okien naszego mieszkania. Projektując, czerpaliśmy z tego, co tu najpiękniejsze ze słynnych budynków przy św. Wojciecha, ze sklepienia poczty na Dworcowej, z magnolii. Gdybyśmy zostali w Warszawie, dziś opowiadalibyśmy zupełnie inną historię. Czy miasto identyfikuje się z wami tak mocno, jak wy identyfikujecie się z miastem? M. - Na pewno mogłoby być lepiej, ale rozumiemy, że jesteśmy młodą marką. Istniejemy dopiero od 1,5 roku. W naszej branży to tyle, co nic. Pracujemy dużo i mocno wierzymy, że stworzyliśmy projekt, który postawi Szczecin na piedestale. Cały czas

jasno komunikujemy, skąd inspiracja magnoliami skąd ta te architektoniczne nawiązania na etykiecie. Nie zliczę, ile osób już napisało do nas, że dzięki nam postanowiło tu przyjechać, bo wzbudziliśmy ich ciekawość. Naszym marzeniem jest otworzenie własnej rzemieślniczej destylarnii w regionie, ale potrzeba na to olbrzymich środków. Jesteśmy niezależni, nie mamy ani inwestora, ani sponsora, ani nawet bogatego wujka, nie mówiąc o znajomościach w instytucjach, dzięki którym może z większą sprawnością potrafilibyśmy zabiegać o fundusze. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś z miasta powiedział, dogadajmy się - tu jest na co dzień nieużywana przestrzeń, zagospodarujcie ją, zróbcie destylarnię, pokażcie swoją kreatywność, ale w zamian wpuszczajcie wycieczki, zapraszajcie turystów, organizujcie wydarzenia. Na zachodzie tak to działa, niestety, nie u nas. Choć wierzymy, że kiedyś tak będzie. Ale to nie tak, że chcemy usiąść i narzekać, bo w Szczecinie działają wspaniałe firmy, z którymi pracujemy, sklepy, bary, restauracje czy instytucje kultury. Jesteśmy zachwyceni współpracą z Willą Lentza. Wspólnie zrobiliśmy świetny projekt Heritage Willa Gin, czyli gin, który jest dostępny wyłącznie w Willi Lentza. Wierzymy, że to początek, że będzie tego więcej.

Skoro jesteśmy przy sukcesach, to nie odkładajmy tego na koniec rozmowy i powiedzmy wprost - robicie najlepszy na świecie gin wg komisji World Gin Award. A przecież, tak jak wspomnieliście, minęły ledwo 2 lata, kiedy pojawiliście się na rynku. Jak to możliwe? O. - Tytuł został przyznany w drodze tzw. degustacji w ciemno podczas najważniejszego dla nas, jako twórców, międzynarodowego konkursu w Londynie, który powołano do profesjonalnej oceny ginów. Do konkursu może zgłosić się każdy i dlatego w tym roku wpłynęły tysiące zgłoszeń. To, czym ten konkurs się wyróżnia, to właśnie degustacja w ciemno - komisja nie zna marek, które ocenia. Pod uwagę bierze się smak, zapach, konsystencję, barwę, a następnie przyznaje punkty. Najpierw wygraliśmy w kategorii - najlepszy gin współczesny z Polski, następnie przeszliśmy do grona międzynarodowych laureatów, by z nimi powalczyć o tytuł najlepszego ginu na świecie. Zasady były te same, a konkurencja jeszcze silniejsza, ale zrobiliśmy to! Jesteśmy z tego naprawdę dumni. Mieliście przeczucie, że to właśnie wy możecie być najlepsi? M. - Do Londynu poleciałem osobiście. Przyznam nawet, że po-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

21

| TEMAT Z OKŁADKI |

Nasz codzienny styl jest dość eklektyczny. Widać to po naszym mieszkaniu. Lubimy vintage, kraty, wyraziste kolory, oryginalne meble i dodatki. Ale w domu jest i gramofon, i PlayStation. Na sportowo też się nosimy.

22

| TEMAT Z OKŁADKI |

myślałem sobie wtedy, że skoro gala odbywała się w przepięknym Waldorf-Astoria Hotel, w sercu miasta, to będzie wspaniała okazja, by zwiedzić to miejsce, spróbować jedzenia i poznać nowe osoby. Nagroda była gdzieś na końcu moich oczekiwań - o ile była tam w ogóle (uśmiech). Wyróżnienie krajowe okazało się dla nas ogromnym sukcesem, dlatego kiedy usłyszałem ze sceny naszą nazwę przy głównej konkurencji, zupełnie to do mnie nie dotarło. Byłem i chyba nadal trochę jestem w szoku (śmiech). Oczywiście dla nas osobiście nasz gin ma najlepszy na świecie smak, bo stworzyliśmy go pod swój gust, ale że inni też tak czują - to ogromny komplement. Pamiętam też taki moment gali, może trochę niezręczny, kiedy wszyscy uczestnicy czekali na wyniki, jedząc obiad. Rozmawiałem wtedy z ubiegłorocznym laureatem z Nowej Zelandii, przyznał, że to wyróżnienie miało duży wpływ na rozwój jego marki i w tym roku mocno liczy na powtórkę. Odpowiedziałem, że ja nie mam żadnych oczekiwań, ale cieszę się, że mogę poznać tyle nowych osób. Kiedy szedłem odebrać statuetkę na scenę, czułem na sobie spojrzenia nowych kolegów (śmiech). Czy konkurs rzeczywiście otworzył wam drzwi na nowe światowe rynki? M. - Zadziało się szaleństwo. Nasz post z informacją o nagrodzie szybko stał się wiralem. Otrzymaliśmy steki gratulacji, setki wiadomości i setki zapytań. Ludzie potrafią zadzwonić z prośbą, by pokierować ich do sklepu, gdzie można kupić gin. W trzy dni sprzedaliśmy trzymiesięczny zapas i musieliśmy zmieniać swoje plany, aby wrócić na produkcję i zrobić nowe partie. Jesteśmy naprawdę wdzięczni za każde dobre słowo i każdą kupioną butelkę, za promocję, jaką otrzymaliśmy od mediów. Czujemy prawdziwą wdzięczność za to zainteresowanie, bo to, co robimy, robimy z pasji. Cieszymy się, że zauważają nas nie tylko wielkie konkursy, ale też po prostu normalni ludzie. Brand, który stworzyliście, jest niezwykle elegancki i trochę też filmowy, a to sprawia, że chcemy wierzyć, że i wasza praca tak wygląda, że jest jak w serialu „Peaky Blinders”. Ale w rzeczywistości tak chyba nie jest? Czy może macie już za sobą armię ludzi? O. - Jesteśmy tylko my. Wszystko robimy we dwoje i pracy jest dużo. Sezon wakacyjny i świąteczny to najintensywniejszy czas. Sami stworzyliśmy recepturę i tylko my ją znamy. Do destylarni jeździmy pod Poznań. Sami ucieramy jałowiec, sami ustawiamy cały alembik, destylujemy przez 18 godzin, pilnujemy temperatur, tak jak sami naklejamy etykiety i ręcznie je numerujemy. Czy jest to filmowe? Hmmm (uśmiech). Waszym sercem, sercem waszego produktu stała się magnolia. Skąd ona się tu wzięła? Nie powinien być to jałowiec?

O. - Znaleźliśmy tylko dwa giny na świecie, które mają w swojej recepturze magnolię - jeden pochodzi z Hongkongu, drugi z Missisipi. Do nich dołączył trzeci - nasz. Magnolia, jako element historii i symbol krajobrazu Szczecina stał się dla nas fantastycznym wyróżnikiem i musimy się przyznać, że stało się to jeszcze, zanim sami spróbowaliśmy, czy to na pewno dobry pomysł (uśmiech). Jeszcze przed testami Marcin ogłosił w mediach społecznościowych, że nasz gin będzie miał w sobie magnolię, wiedzieliśmy, że jeśli nam nie wyjdzie, to ryzyko związane z wycofaniem się z planu jest niewielkie, ale udało się. M. - Sama magnolia zawsze była gdzieś obok nas. Pierwszy kontakt z jej kulinarną odmianą miałem w Chinach w 2011 roku. Mój ojciec pracował tam przy budowie statków, a ja mogłem poznać chińską kulturę, w tym kulturę picia herbaty. W tym kontekście magnolia jest bardzo ważna, bo to jeden z najpopularniejszych dodatków do naparów. Więc kiedy zaczęliśmy myśleć o ginie, to inspiracja sama nas znalazła. Poza tym magnolia dla nas to też łącznik pokoleń. W Szczecinie zasadzili ją jeszcze Niemcy. Jej piękne kwiaty przywitały naszych pradziadków i każde kolejne pokolenie, jakie się tu pojawia. Chcąc to podkreślić, w zeszłym roku zorganizowaliśmy Festiwal Magnolii - zaprosiliśmy restauracje i koktajl bary, które przygotowały menu z uwzględnieniem smaku czy formy kwiatów. Efekt był niesamowity. Teraz robimy go w całej Polsce. Chcielibyśmy, aby ten składnik zyskał na popularności, bo jest naprawdę niesamowity. Powiedzcie tylko, chociaż to może naiwne pytanie, ale my chyba teraz nie mówimy o magnoliach, które kwitną w Szczecinie wiosną? O. - Mówimy o odmianie herbacianej (uśmiech). Pozyskujemy ją z Chin, bo niestety nie rośnie w naszym klimacie. Wybraliśmy ją ze względu na kwiatowe aromaty - czyli to, na czym zależało nam najmocniej. M. - Drzewa i krzewy, które rosną w Polsce i są symbolem Szczecina, to odmiany ozdobne. Mają swoje aromaty, ale nie są wykorzystywane w kuchni. Chińska odmiana ma bardzo bogatą treść, Chińczycy twierdzą nawet, że zawiera wszystkie pięć smaków. Na pewno jest to trudny w destylacji składnik. Na rynku też niełatwo go zdobyć, na dostawy czeka się długo. Dlatego cieszymy się, że nam udało się pozyskać zaufanego dostawcę i liczymy, że coraz więcej osób będzie przekonywać się do tego smaku. Czyli nie polecacie zrywać kwiatów magnolii, kiedy zaczną kwitnąć w Szczecinie. O. - Cieszmy nimi oko. Uchwyćmy je w pamięci lub na zdjęciu, a jeśli kogoś najdzie ochota na degustację, to zapraszam do nas (uśmiech).

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

23

Willa Grawitza

| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

25

| EDYTORIAL |

26

| EDYTORIAL |

Fotograf: Olga Iwanow, @minifot.szczecin Modelka: Klara Tarnowska | Miejsce: Willa Grawitza (Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego) Sesja fotograficzna powstała przy współpracy z dr hab. Anną Tarnowską, dyrektorką szkoły

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

27

| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

29

| TEMAT WYDANIA |

Bartek Wąsik Pianista, kompozytor i aranżer, laureat wielu krajowych i międzynarodowych konkursów, nagrody fonograficznej Fryderyk oraz Paszportu „Polityki” 2014. Jest współzałożycielem i członkiem Lutosławski Piano Duo oraz kwartetu Kwadrofonik. Występował w Europie, Azji i obu Amerykach. W Carnegie Hall i Chicago Symphony Hall prezentował własne opracowania utworów Fryderyka Chopina. W Filharmonii Berlińskiej wykonał wraz z Kwadrofonikiem autorską aranżację „Święta wiosny” Igora Strawińskiego i utwory z płyty „Folklove” - nagrodzonej Folkowym Fonogramem Roku.

30

| TEMAT WYDANIA |

Muzyczne podróże kształcą Zaczynał od muzyki klasycznej, ale dzisiaj swobodnie porusza się po różnych rejonach i gatunkach. Bartek Wąsik w kwietniu zagra koncert w Szczecinie, gdzie zaprezentuje własne wersje muzyki Radiohead. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO KRZYSIEK OLEKSIAK

27 kwietnia zagra pan w Szczecinie koncert ze swoim nowym projektem „Daydreamer” z muzyką zespołu Radiohead. - „Daydreamer” to mój pierwszy solowy album, na którym pojawiły się piosenki zespołu Radiohead w moich aranżacjach. Dzięki temu, że jestem zaprzyjaźniony ze swoim instrumentem od dziecka, starałem się, żeby muzyka, która na tym albumie płynie z fortepianu, była muzyką ukazaną w jej najpiękniejszym nasyceniu. Na pewno nie są to aranżacje, które w najprostszy sposób oddają oryginalne piosenki zespołu Radiohead, tylko takie, w których znalazło się też dużo miejsca na to, żeby przemycić swoją wrażliwość. Na płycie zachowana jest proporcja między tym, co uchyliło się gdzieś we mnie w środku, kiedy zacząłem pracować nad tym albumem, a klimatem oryginalnych piosenek. Jest to, z czego słyną utwory Radiohead – niesamowita harmonia, przepiękne linie melodyczne, które zwykle śpiewa Thom Yorke. W moim projekcie „śpiewa” moja prawa ręka. Jest też historia, którą sobie wymyśliłem, która zaczyna się od pierwszej nuty i w którą z wielką przyjemnością chcę zaprosić słuchaczy i publiczność. Nie tylko melomanów związanych z twórczością Radiohead, ale wręcz przeciwnie. Jest to projekt otwarty dla wszystkich. Jest w nim dużo nawiązań do klasyki, z której wyrosłem, z tego rdzenia, na którym opierała się moja edukacja. Są w nim inspiracje moimi mistrzami z dawnych lat, tym, co ja czuję, a ponad tym wszystkim muzyka zespołu Radiohead. Jest to nowy i świeży projekt, który bardzo kocham. Tym bardziej się cieszę, że w szczecińskiej filharmonii pod koniec kwietnia będę go mógł zaprezentować na żywo. Jacy są ci mistrzowie, o których pan wspominał. Zazwyczaj do mistrzów zalicza się Led Zeppelin, Deep Purple czy Pink Floyd. Radiohead to dużo młodsze pokolenie. - Muzyka zespołu Radiohead zaczęła przenikać w moje życie w momencie, kiedy dojrzewałem i nabierałem świadomości muzycznej. Kiedy moje ciało, moje uszy, moje serce chłonęły bardzo dużo. To był taki czas, kiedy inspirowałem się różną muzyką. Wtedy też odkryłem instytucję, jaką jest filharmonia. Pamiętam pierwszy moment, kiedy poszedłem do filharmonii z pełną świadomością i zacząłem odkrywać kompozytorów muzyki klasycznej. Oni odcisnęli na mnie bardzo silne piętno, a później grałem ich w dorosłym życiu. Nadal zdarza mi się wykonywać ich kompozycje. W projekcie „Daydreamer” oczy i uszy skierowałem w kierunku zespołu Radiohead właśnie dlatego, że kiedy byłem nastolatkiem, ten zespół narobił dość sporego zamieszania w mo-

jej głowie, bo uległem zachwytowi i zdziwieniu tym, co ten zespół zaproponował. Radiohead był powiewem świeżego powietrza, które wparowało w latach 90. i od tamtej pory zaczęła się moja miłość do tego zespołu. Niezwykle inspirujące było obserwowanie ich ścieżki i kierunku, w którym podążają. Kiedy zaczynałem się temu wszystkiemu przysłuchiwać, okazało się, że jest szansa na to, żeby w pewien sposób połączyć muzykę dawnych mistrzów razem z wrażliwością i harmonią Radiohead. Do tego dorzuciłem wizję czegoś starego i nowego. Na albumie, który nagrałem, jest 12 piosenek z różnego okresu twórczości Radiohead. Wśród nich są elementy stylu Beethovena, Bacha, Pawła Szymańskiego czy Gustawa Mahlera, a nawet Phillipa Glassa, czyli kompozytorów, którzy też są ważni w moim życiu. Tym bardziej cieszę się, że w tym albumie udało mi się wziąć za ręce zarówno klasykę, jak i Radiohead. Ta płyta udowadnia, że możliwy jest przepływ między tymi światami. Sprawia mi ogromną frajdę, kiedy siedzę na scenie i gram te kompozycje. Kiedy towarzyszy mi świadomość, że mogę się wykazać jako aranżer i kompozytor, a jednocześnie czuję się spełniony jako wykonawca. To solidne pianistyczne granie, w którym mogę pokazać się jako pianista na różnych poziomach wykonawczych, co też cenię w tym projekcie. Zaczynając od muzyki klasycznej wykonuje pan liczne podróże w różne rejony muzyczne. Co pana w tych podróżach najbardziej fascynuje? - Te podróże wynikają z potrzeby odkrycia czegoś z zewnątrz i wzięcia tego na swój warsztat. Bardzo możliwe, że one służą też temu, żeby pomóc odkryć coś, co jest we mnie. Często mówi się, że podróże kształcą, podróże muzyczne też kształcą. Przywożę z nich wspaniałe pamiątki i doświadczenia, które wykorzystuję do swoich celów. Jednego dnia gram utwory Schuberta, drugiego dnia gram własne aranżacje Radiohead, innego dnia występuję z Melą Koteluk, a miesiąc później gram piosenki Maanamu z albumu „Kora” z Ralphem Kaminskim. To absolutnie nie powoduje u mnie schizofrenicznego nastroju i nie oznacza, że nie mogę się zdecydować, w którą stronę mam pójść. Te wędrówki są bardzo satysfakcjonujące i spełniają moje potrzeby, które w sobie dzięki nim odkryłem. Nie lubię być artystą, który się zamyka w jednym świecie czy przestrzeni. Lubię pracować z innymi ludźmi, niekoniecznie z mojego fachu, ale z wokalistami czy innymi artystami. To są często ludzie, którzy nie mają wykształcenia muzycznego i nie znają nut, ale coś w nich drga. Mają talent i przekuwają go w swoje piosenki, które potem wszyscy śpiewają. Jest w nich wiel-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

31

| TEMAT WYDANIA |

ka wrażliwość. Myślę, że inspiracji należy szukać wszędzie, bo im więcej materiału, który się zbierze z różnych części świata, tym sama istota muzyki jest ciekawsza i piękniejsza.

że jestem wariatem, kiedy w ten sposób to opisuję, ale coś takiego rzeczywiście mam i ja nad tym nie panuję. To jest dziwny stan, w którym chcę być.

W pana wypowiedziach często pojawia się taki wątek, żeby odbierać muzykę różnymi zmysłami. Ciekawią mnie kolory, w których widzi pan dźwięki.

Czy miejsce, w którym pan występuje, ma wpływ na to, jak koncert przebiega?

- Dawno temu zauważyłem, że słuchając muzyki, szczególnie mam tu na myśli harmonię, z której zbudowane są wielkie symfonie, widzę kolory. Frazy muzyczne czy akordy widzę w formie kolorów. To jest pewna wartość dodana, która jest czymś bardzo przyjemnym. Kiedy biorę na warsztat jakąś kompozycję, na przykład gram balladę Chopina czy nokturn, zanim zacznę, muszę nastroić się na tę muzykę. Nastawiam radar, który łapie wszystkie informacje, które z tego utworu płyną. Filtruję te informacje, przepuszczam przez siebie i oddaję w formie mojej interpretacji. Przy pracy nad płytą „Daydreamer” okazało się, że moja wyobraźnia jest bardzo podatna na to, co się dzieje w moich aranżacjach. Ich kształt bierze się właśnie z tego, że dostrzegam w głowie barwy, zapachy, jakąś historię. Kiedy gram swoją muzykę, bardzo często przywołuję osoby, które znam ze swojego życia albo sytuacje, których byłem świadkiem. Potem jestem w stanie taką sytuację opisać tylko za pomocą muzyki. Płytę „Daydreamer” otwiera utwór „Everything In It’s Right Place”. Tam są cztery dźwięki, które schodzą w dół. Te dźwięki są bardzo charakterystyczne i kiedy zaczynam grać ten utwór, wyobrażam sobie nurkowanie, ale to nie jest nurkowanie w głębiny, ale nurkowanie w fiolet. Ktoś mógłby sobie pomyśleć,

- Jak najbardziej tak. Inspirują mnie całe sale, ale też akustyka danego miejsca. Oczywiście ważna jest też publiczność, której zawsze jestem ciekaw. Miałem przyjemność już kilka razy występować w szczecińskiej filharmonii. Szczecin mi się bardzo dobrze kojarzy przez to, że miałem okazję prezentować tam projekty muzyczne, które były dla mnie ważne. Za każdym razem, kiedy gram w innym wnętrzu, na początku próbuję zrozumieć tę przestrzeń. Zawsze jest tak, że robię próbę, sprawdzam instrument, zaprzyjaźniam się z nim, ale potem lubię obejść to nowe miejsce, żeby zobaczyć scenę z różnej perspektywy. Wyobrażam sobie, jak będzie się zachowywał dźwięk w takiej przestrzeni. Mam też taki swój skryty rytuał – kiedy publiczność wchodzi na salę i oczekuje na koncert, lubię na nią patrzeć i wsłuchiwać się w nią z ukrycia. Koncert jest wydarzeniem stresującym, bo wejście na scenę jest początkiem wydarzenia, od którego nie ma odwrotu. Ten szmer z widowni przed koncertem bardzo mnie uspokaja. Każde miejsce jest inne, każde miejsce oddaje coś innego, tak jak każda publiczność jest inna. A publiczność potrafi dodać skrzydeł. Miejmy nadzieję, że w Szczecinie w filharmonii będzie pan miał skrzydła. - Jestem o tym przekonany.

#reklama

GOTOWE mieszkania wykończone „pod klucz” | Mierzyn ul.Pauliny

WKRÓTCE W SPRZEDAŻY apartamenty z widokiem na morze | Rewal ul.Klifowa

GOTOWE apartamenty od 10 900 zł/brutto | Rewal ul.Pelikana

515 171 567

WWW.MADURADEWELOPER.PL

#AKADEMIA SZTUKI W SZCZECINIE | Cykl

Ludzie sztuki: Katarzyna Dondalska OPRACOWAŁA:AGNIESZKA LISOWSKA / FOTO:SUSE BECK

Placido Domingo i Europe Rodzina od pokoleń jest muzyczna. Mój dziadek był skrzypkiem, również tata, bracia i siostra, tylko moja niezastąpiona mama jest perkusistką. Ja oczywiście też zaczęłam od gry na skrzypcach, kiedy miałam 5 lat. Później już jako nastolatka słuchałam audycji radiowej z Placido Domingo i byłam zafascynowana jego głosem. Pamiętam, że aria Don Josego z opery Carmen zachwyciła mnie najbardziej. Grałam wówczas fantazję Carmen Sarasatego na skrzypcach. Powiedziałam nauczycielce, że chcę śpiewać Carmen, ale usłyszałam, że mam wyższy głos, sopran. Szczerze przyznam, że pewną rolę odegrała także grupa Europe. Byłam nastolatką, słuchałam ich i czułam, że chcę śpiewać. Oczywiście w szkole muzycznej kształcona byłam w kierunku śpiewu klasycznego. Potem była Akademia Muzyczna w Gdańsku pod kierunkiem Maestry Haliny Mickiewiczówny (pierwszej uczennicy wielkiej Ady Sari), a następnie dzięki stypendium Towarzystwa Polsko-Bawarskiego wyjechałam na studia do Niemiec.

Z czerwonym plecakiem w świat Ruszyłam z wielkim czerwonym plecakiem. W zatłoczonym pociągu, aby wsiąść i wysiąść, plecak trzeba było wciągać przez okno. Wanda Wiłkomirska poleciła mnie do Staatliche Hochschule für Musik Würzburg i tam studiowałam m.in. u Grigorija Żyslina skrzypce i u Ingeborg Hallstein śpiew. Te czasy były bardzo intensywne. Jeszcze jako studentka otrzymałam rolę Królowej Nocy w „Czarodziejskim flecie” Mozarta w operze

34

w Detmold. Brałam udział w konkursach, koncertach, to owocowało kolejnymi kontaktami. Kiedy kończyłam studia wokalne komisja egzaminacyjna z Würzburga przyjechała do opery w Augsburgu, gdzie w tym czasie śpiewałam partię Zerbinetty w „Ariadnie” na Naxos R. Straussa i spektakl był egzaminem.

Samoświadomość i praca Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, którzy ukształtowali moją świadomość artystyczną i nastawienie do tego zawodu. Intensywna praca, dobre przygotowanie to podstawa, by wszystko na scenie wyszło jak należy. Wyciągałam od pedagogów jak najwięcej, ale też, jeśli czułam, że jakieś ćwiczenie mi szkodzi, szukałam swojej wersji. Samoświadomość i technika to jest to, co staram się wpoić moim studentkom, by były samodzielne, niezależne od nauczyciela, by po studiach same umiały dostrzegać problemy i szukać rozwiązań. Uczucie, wrażenia można przekazać, kiedy ma się bazę: technikę i samoświadomość. Wtedy radzimy sobie z przeciwnościami – gorszy dzień, drobna chrypka, ból nie przeszkodzą, jeśli wiemy, co robimy. Akademia Sztuki pojawiła się w moim życiu kilka lat temu. Bardzo podoba mi się jej wielokierunkowość. Ogromnym atutem Szczecina jest bliskość do Berlina. Pracuję w różnych miejscach na świecie, mieszkam w Niemczech, cieszę się, że mogę realizować się jako pedagog w Polsce i że jest uczelnia tak blisko.

Opera to praca zespołowa Lubię reżyserów, którzy potrafią wy-

tłumaczyć swoją wizję, uzasadnić dokonywane artystyczne wybory, którym muzyka w operze nie przeszkadza. To ważne, by reżyser umiał połączyć talent śpiewaka i swoją wizję, wyciągnąć z nas to co najlepsze. To samo dotyczy dyrygentów, uwielbiam tych, którzy dbają o wszystkich twórców w kanale i na scenie. Podczas pierwszych prób z orkiestrą na scenie, przy ariach solowych, często podchodzę do rampy i śpiewam do orkiestry. To daje bardzo dobry kontakt z nimi i procentuje podczas spektaklu. Mam kilku ulubionych dyrygentów, np. Carlo Rizzi, włoski dyrygent, naprawdę pomocny i otwarty na potrzeby śpiewaków, lub Robberto Abbado, z którym pracowałam w Teatro Lirico di Cagliari.

Ósmy cud świata, ale nie czuje się divą Wielka śpiewaczka operowa Barbara Bonney w wywiadzie udzielonym Telewizji BBC podczas Cardiff Singer of the World Festival, po wysłuchaniu mojego śpiewu, nazwała mnie ósmym cudem świata. To cudowny komplement, ale nie czuję się diwą czy primadonną. Kiedyś te określenia miały pozytywne znaczenie, dziś przebija się w nich negatywna nuta. Zdewaluowały się. Tak jak słowo „maestro”, które dziś jest używane zbyt szybko i często. Trzeba zapracować na boskość i mistrzostwo.

Moment ciszy na scenie Uwielbiam nagrywanie płyt, mimo że jest to bardzo trudne i wymaga ogromnej koncentracji. Lubię też pracę nad spektaklami operowymi, ale w operze jednak jesteśmy

#AKADEMIA SZTUKI W SZCZECINIE

w służbie – roli, reżysera, koncepcji. Dlatego najbardziej kocham koncerty, kiedy to ja decyduję o interpretacji i mogę ją przedstawić widowni tak, jak chcę. Kontakt z publicznością jest bardzo ważny, on się zaczyna od momentu wejścia na scenę i rozwija się przez cały występ, kiedy zabieram publiczność ze sobą. Pada ostatnia nuta i następuje moment napięcia, ciszy, a zaraz potem brawa. Reakcje publiczności po koncertach są cudowne, bardzo intensywne i przynoszą mi niesamowitą radość. Bardzo często aplauz już na końcowych dźwiękach utworu, a owacje na stojąco.

Prof. dr hab. Katarzyna Dondalska to jedna z najwybitniejszych sopranistek koloraturowych we współczesnej wokalistyce. Uzyskała dyplom instrumentalny (skrzypce) oraz wokalny z wyróżnieniem w klasie mistrzowskiej w Staatliche Hochschule für Musik Würzburg. Jest finalistką i laureatką znanych międzynarodowych konkursów wokalnych, m.i n. Internationaler Musikwettbewerb der ARD, Cardiff Singer of the World Festival, Koloratur-Gesangswettbewerb Sylvia Geszty w Luxemburgu. Na wielkich scenach operowych (np.: Grand Opera Houston, Welsh National Opera Cardiff, Korean National Opera Seoul, Teatro

Colon Buenos Aires, Teatro Lirico di Cagliari, Nationaltheater Mannheim, Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie) zaśpiewała wiele znaczących ról m.in: Królową Nocy w „Czarodziejskim flecie” oraz Konstancję w „Uprowadzeniu z Seraju” W. A. Mozarta, tytułową partię w operze „Słowik” I. Strawińskiego. Akademia Sztuki w Szczecinie to pierwsza w Polsce publiczna wyższa uczelnia artystyczna łącząca dwie dziedziny: sztuki plastyczne i sztuki muzyczne. Istnieje od 2010 roku i intensywnie się rozwija, zapraszając do współpracy artystów i artystki z całego kraju i zza granicy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

35

| TEATR |

Można z a k o c h a ć s i ę w mieście, j a k w o s o b i e Anna Mazurek przyjechała tu z Krakowa i początkowo dała się poznać jako reżyserka sztuki „Grunwald Rekonstrukcja”. Okazuje się jednak, że jej współpraca z Teatrem Współczesnym w Szczecinie ma o wiele większy zakres, a efektem tych działań będzie prawdziwa rewolucja. Co to oznacza? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO DARIUSZ SENKOWSKI

Słyszałam, że pracujesz nad koncepcją ożywienia Teatru Małego w Szczecinie. Co właściwie ma objąć ta metamorfoza? - Teatr Mały jako bar i scena żyje, ale tylko gdy grane są tam spektakle. Chciałabym sprawdzić, jakie wydarzenia przyciągną tam gości. Myślę o cyklu darmowych dyskusji, czytań performatywnych, warsztatów. Chciałabym zaprosić do współtworzenia programu lokalne grupy, szczególnie związane z aktywizmem społecznym. Na razie poznaję Szczecin i zastanawiam się, co mogłoby wpasować się w mapę miasta. Jest kilka tematów, którymi chciałabym się podzielić. Absolutnie oldschoolowo wierzę w to, że ludzie czytają sobie teksty, które ich interesują, potem o nich dyskutują i przynosi to realne zmiany. Moment, w którym teraz jesteśmy kulturowo jako społeczeństwo, jest trudny, może nawet krytyczny. Ale wierzę, że jest w tym nadzieja na inną przyszłość. Wyczerpują się pewne modele i wartości. Od krytyki kapitalizmu, przemocy, patriarchatu, narcyzmu i siły zaczynamy przechodzić do prób tworzenia świata opartego na empatii, solidarności społecznej i równości. Dla mnie miejscem, w którym ta zmiana odbywa się również na poziomie struktur i relacji, jest właśnie teatr. Jedną z najbardziej wyrazistych zmian Teatru Współczesnego w Szczecinie jest stworzenie Sceny Nowe Sytuacje. Jej fundamentem są Rezydencje Artystyczne, które, zdaje się, mocno wspierasz i to nie tylko jako dramaturżka i reżyserka. Jak określiłabyś swoją rolę w kształtowaniu tej przestrzeni artystycznej? - W poprzedniej edycji Rezydencji Artystycznych brałam udział jako reżyserka i dramaturżka. W tej wspieram Kubę Skrzywanka w kuratorowaniu projektu. Sama jestem bardzo młoda i moje doświadczenia debiutowania w teatrze są świeże. Mam nadzieję wykorzystać je tak, by wspomóc rezydentów w realizacji projektów. Moje wsparcie dotyczy strony merytorycznej projektów, sposobu komunikowania spektaklu widzom

36

we współpracy z działem komunikacji, ale także właśnie pracy koordynacyjnej w trakcie prób. W tej edycji Sceny Nowe Sytuacje czeka nas jeszcze premiera spektaklu „Powiem ci jutro” Liuby Ilnystkiej i Niny Khnyznej. Tematem spektaklu jest sytuacja ciała w stanie wyjątkowym, nazywanie różnicy pomiędzy tym, co nazywamy normalnością w życiu codziennym, a tym, co jest już sytuacją przekraczającą możliwości nazywania emocji i odczuć za pomocą języka. Mocnym kontekstem dla pracy rezydentek jest wojna w Ukrainie i doświadczenie migracji. Formalnie spektakl będzie bazował na działaniach z ciałem i improwizacjach aktorów. Do współpracy chcemy zaprosić również muzyków ze Szczecina. Premiera odbędzie się 23 czerwca. Kolejnym projektem zrealizowanym w tej edycji będzie premiera muzycznego spektaklu opartego na „Pastrami” Malkolma XD w reżyserii Aleksandry Matlingiewicz i Jacka Sotomskiego. Ten projekt swój finał będzie miał na początku przyszłego sezonu. A czy powinniśmy spodziewać się, że Teatr Mały zmieni się tak mocno, jak Malarnia, czyli wymieniona już Scena Nowe Sytuacje? - Nie wiem jeszcze, jak duża będzie to zmiana, ale coś ciekawego się tam na pewno wydarzy, może nawet już w tym sezonie. Scena Nowe Sytuacje zmieniła się przede wszystkim dzięki mocnemu gestowi oddania jej młodym, debiutującym twórcom. Taki gest w naturalny sposób ciągnie za sobą zmianę tematów i języka. Dla mnie ważne jest to, by podążać strategią obraną przez Kubę. Rewolucja musi się odbywać na drodze wspólnie negocjowanych zmian, empatycznego podejścia do miejsca i braku krytykanctwa. Teatr powinien być wspólnym zapraszającym miejscem i tak widzę przyszłość działań w Teatrze Małym. W Szczecinie jesteś stosunkowo od niedawna. Choć jesteś dramaturżką, to twoja przygoda z TW w Szczecinie zaczęła się od współreżyserii „Grunwaldu”. Teraz dochodzi do tego praca koncepcyjno-organizacyjna. Mnogość tych funkcji

przenika się i łączy czy raczej ich różnorodność jest wyzwaniem? - Przy okazji wcześniejszych prac podpatrywałam pracę dramaturgów zatrudnionych w innych teatrach. Zakres tych obowiązków jest dynamiczny, tak jak dynamiczne są sytuacje w codziennym życiu teatru. A skoro wspomnieliśmy o „Grunwaldzie” to - w marcu spektakl powrócił do repertuaru. Pamiętam, że jeszcze przed premierą rozmawiałam z Eweliną Węgiel, współreżyserką, o tym, jak może wyglądać świętowanie tysięcznej rocznicy bitwy pod Grunwaldem w roku 2410. Jakie odpowiedzi przyniosła sztuka? - Możliwości scenariusza prezentuje spektakl. Zaczynamy od wizji najbardziej utopijnej i futurystycznej, czyli świata bez granic i świętowania rocznic wojen. Kończymy tym, co jest dla nas dostępne i możliwe, ustanowieniem nowego, małego święta w opozycji do świąt narodowych skupionych na patriotycznych mitach. Uważność na mikroświaty, o których się opowiada, i próba zrozumienia, ale nie bezkrytyczna, to chyba odpowiedzi, z jakimi pozostawia spektakl. Jest też temat showcasu - który lada moment się zacznie, choć ta rozmowa ukaże się już po wydarzeniu. Jaki kierunek sobie tu wyznaczyliście? Jaki cel postawiliście? - Zaprosiliśmy na Showcase teatrologów z Krakowa, Warszawy i Poznania. Bardzo nas cieszy to, że odwiedzą teatr i obejrzą spektakle. Mamy nadzieję, że będzie to pole do wymiany i dyskusji pomiędzy teoretykami i praktykami. Mamy też nadzieję, że wydarzenia wokół spektakli przyciągną widzów i umocnią nową społeczność, która wytwarza się wokół teatru. Zaplanowaliśmy wiele dodatkowych wydarzeń. Edupremierę czyli dyskusję przed „Snem Nocy letniej”, rozmowę z uczestnikami naszego Zaplecza Teatralnego po „Grunwaldzie”, warsztaty z naszymi zeszłorocznymi rezdentkami z tańca japońskiego z Haną Umedą i warsztaty świadomości ciała z Kasią Sikorą. Do udziału w Showcasie zaprosiliśmy też Teatr Kana, który w swoich przestrzeniach pokaże spektakl „Na lighcie” i rejestrację spektaklu „Gęstość zaludnienia”. To będzie intensywny weekend, a tryb festiwalowy sprzyja dyskusjom i nawiązywaniu inspirujących znajomości. Jako osoba z Krakowa, miasta mocno z teatrem związanego i kojarzonego, jak oceniasz Szczecin? Na jakim poziomie znajdują się tu teatry? Mamy wiele do nadrobienia? Czy może przeciwnie? - Kocham Kraków, urodziłam się tam i studiowałam, ale od jakiegoś czasu czułam potrzebę zmiany. Do Warszawy w ogóle mnie nie ciągnie. Paul Preciado twierdzi, że można zakochać się w mieście, jak w osobie. Nie wiem, czy już się zakochałam, ale bardzo mi się Szczecin podoba. Teatralnie w Krakowie nie ma obecnie instytucji, w której program wierzę. Zdarzają się dobre spektakle, ale to tyle. W Teatrze Współczesnym w Szczecinie dzieje się coś wyjątkowego i cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć.

| TEATR |

Wielki teatr w małym mieście W teatrze nie chodzi o geografię, ale o sztukę, a życie pokazuje, że dobry teatr może funkcjonować także w małych ośrodkach. Może wynika to z pasji i emocji ludzi, którzy go tworzą. W naszym regionie mamy się czym pochwalić. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Teatr Uhuru działający w Domu Kultury 13 Muz w Szczecinie

Do Goleniowa mamy niedaleko, zaledwie pół godziny pociągiem lub busem. Samochodem pewnie jeszcze szybciej. Tam działa jeden z głośniejszych w naszym regonie ośrodków teatralnych. Dzięki wielu staraniom może korzystać z wyremontowanego lokalu na rampie kolejowej w otoczeniu zieleni. Teatr Brama to międzykulturowy teatr niezależny, który został założony przez Daniela Jacewicza w Goleniowie w 1996 roku. Wydarzeniem, które symbolicznie rozpoczyna przygodę Bramy z teatrem, były Zaduszki Gotyckie, natomiast pierwszym spektaklem, który został przygotowany przez uczestników warsztatów oraz Daniela Jacewicza było Rondo Schaeffera. Spektakl zdobył pierwszą nagrodę na Rejonowym Przeglądzie Amatorskiego Ruchu Artystycznego w Nowogardzie i od tamtego czasu zespół zaczął jeździć na festiwale i przeglądy. W 1999 r. odbył się pierwszy

38

przygotowany przez Teatr Brama Festiwal Teatralny BRAMAT, który do tej pory cieszy się ogromnym zainteresowaniem w środowisku teatralnym. Dziś Teatr Brama tworzą zarówno mieszkańcy Goleniowa, jak i artyści z całego świata, a działania teatru wymykają się utartym schematom i wykraczają daleko poza sztukę teatralną. Spektakle Teatru Brama były wielokrotnie nagradzane w Polsce i za granicą, a innowacyjne działania włączające społeczność lokalną zyskały uznanie na arenie międzynarodowej. To właśnie jest specyfika takich ośrodków, że potrafią się skupić nie tylko na działalności stricte teatralnej, ale również na sprawach społecznych, integrując lokalne środowisko. Spektakl postrzegany jest jako okazja do spotkania i płaszczyzna dialogu społecznego, nie zaś jako jednostronny monolog artystyczny. Aktorzy poszukują żywych i głębokich emocji, odwołując się

do teatralnych tradycji, reagują także na otaczającą ich rzeczywistość. Jako stowarzyszenie społeczno-edukacyjno-kulturalne Teatr wykorzystuje autorskie i nieformalne metody edukacji, stwarzając społeczności lokalnej możliwość podnoszenia jakości życia i urozmaicania otaczającego ją świata przez obcowanie ze sztuką. - W teatrze najważniejsza jest prawda, no i chęć. Jak mawiał jeden z profesorów: Każdy może robić teatr, tylko nie każdemu się chce. Co nie oznacza, że powinniśmy tolerować chałturę. Ale zawsze chodzi o to, żeby w ludziach działających teatralnie powstała pewna świadomość. To ona jest najistotniejsza. Wytycza bowiem drogę rozwoju – tłumaczy Daniel Jacewicz. Z Teatru Brama wyszło wielu aktorów, twórców teatralnych czy animatorów kultury. Tak narodził się Teatr Krzyk nieopodal Goleniowa, w Maszewie.

| TEATR | Teatr Krzyk założony został przez Marka Kościółka, wcześniej aktora Teatru Brama. Grupa, której trzon tworzą poza Kościółkiem Anna Giniewska, Marcin Pławski, Mateusz Zadala i od niedawna Lena Witkowska (również aktorka Bramy), posługuje się językiem scenicznej wypowiedzi opartym na silnych kontrastach, rytmach, fizyczności i zespołowości. Scenariusze są zawsze autorskie, często odpowiadają na bieżące problemy społeczno-polityczne. Pierwsze spektakle Krzyku były dla publiczności szokujące i odrzucające w swojej intensywności. Przez lata grupa wpisała się w środowisko lokalne, pracując z niepełnosprawnymi, seniorami, dziećmi z domów dziecka i zakładów poprawczych. Grupa była wielokrotnie nagradzana w Polsce i za granicą, jest dziś jedną z lepiej rozpoznawalnych marek teatru alternatywnego, teatrem chętnie zapraszanym i częstym gospodarzem warsztatów – w tym za granicą, m.in. w Iranie, Albanii i na Ukrainie. Marek Kościółek w minionym roku został laureatem nagrody Pro Arte dla zasłużo-

nych twórców województwa zachodniopomorskiego. Takie nagrody zawsze powodują pewne refleksje i podsumowania. - Za nazwą Teatru Krzyk kryją się ludzie z wyrazistymi osobowościami, dla których ważne były słowa: autorski, alternatywny, niezależny, walczący, buntujący się, społeczny, zaangażowany, wolny, łączący, wychowujący czy po prostu tworzący swoją maszewską atmosferę. Każdy z nas, kto pracuje w kulturze i sztuce, wie, że nasza codzienność to nieodłączny trud bycia i pracy z ludźmi, zmaganie się ze sobą samym i osobistym artystycznym poszukiwaniem – podkreśla Kościółek. Ciekawym ośrodkiem teatralnym stało się swego czasu Gryfino, gdzie w 1997 Janusz Janiszewski założył Teatr Uhuru, który ma na koncie kilkadziesiąt przedstawień i wiele nagród, od lat współpracuje w ramach Pracowni Teatralnej Gryfińskiego Domu Kultury z ośrodkami w Niemczech, umożliwiając młodym adeptom teatru udział w międzynarodowych wymianach i warsztatach. Spektakle Uhuru są spektaklami autorskimi, wyrastają z potrzeb i doświad-

czeń członków zespołu, w związku z czym estetyka tego teatru zmienia się nieznacznie wraz z rotacją uczestniczącej w nim młodzieży. Od pewnego czasu Teatr Uhuru działa w Szczecinie w DK 13 Muz. W skład zespołu Teatru Uhuru wchodzą uczniowie i studenci szkół średnich i uczelni szczecińskich. W trakcie 25 lat działalności w Teatrze Uhuru działało kilka pokoleń grup twórczych. Wszystkich spajała i do dzisiaj łączy ważna w tym teatrze idea wolności twórczej i dążenia do indywidualnej i oryginalnej ekspresji intelektualnej i artystycznej. „Uhuru” w języku suahili znaczy „wolność”. Warto wspomnieć, że to właśnie u nas wyklarowała się Zachodniopomorska Offensywa Teatralna skupiająca grupy, które tworzą teatr z założenia alternatywny. Teatr, który, jak pokazał festiwal Kontrapunkt, może śmiało konkurować z teatrami instytucjonalnymi. Zachodniopomorskie alternatywą stoi. Cały materiał na www.mmtrendy.szczecin.pl

| KSIĄŻKA |

„Akwarium: opowieść o Związku Literatów Polskich w PRL-u”

trwały kilkanaście lat. Powstała przede wszystkim na podstawie rozmów autora z bohaterami rodzących się w ich wyniku refleksji. Materiał faktograficzny zgromadzony został bardzo pieczołowicie. Autor przedstawił życie i dorobek artystyczny Niemena w sposób prawdziwie rzetelny, choć nie hagiograficzny.

Tomasz Potkaj, Wydawnictwo Czarne

Książka Tomasza Potkaja to pierwsza całościowa opowieść o Związku Literatów Polskich w PRL-u. Autor wnikliwie śledzi losy instytucji zrzeszającej największe postaci polskiej literatury XX wieku i literatów zapomnianych, dzięki którym jednak obracały się biurokratyczne tryby. Sięgając do dokumentów z debat i zjazdów, związkowych archiwów i opowieści samych pisarzy, tworzy wciągającą opowieść o epoce, w której polityka i sztuka tworzyły bliskie, ale często niebezpieczne związki. Książka obrazuje stosunki panującego w tym, wydawałoby się, wolnym od wszelkich przyziemnych problemów środowisku.

„Zbyt duża różnica płci...” Adam Hanuszkiewicz, Wydawnictwo DO

Adam Hanuszkiewicz twierdzi, że lepiej niż na teatrze zna się tylko na kobietach. Wrażliwy artysta i wnikliwy badacz ludzkiej duszy wtajemnicza nas w alchemię i mistykę związków między kobietami a mężczyznami. Przemyślenia autora mają źródło w jego szerokiej wiedzy i bogatym doświadczeniu życiowym. Adam Hanuszkiewicz to aktor i reżyser teatralny. Wieloletni dyrektor artystyczny Teatru Powszechnego

40

w Warszawie, Teatru Narodowego w Warszawie i Teatru Nowego w Warszawie. Był czterokrotnie żonaty. Pierwszą żoną była Marta Stachiewiczówna, z którą miał córkę Teresę. Później kolejno żenił się z aktorkami: Zofią Rysiówną, z którą miał córkę Katarzynę i syna Piotra, Zofią Kucówną i Magdaleną Cwenówną. Być może to jego doświadczenie sprawiło, że postanowił napisać książkę o kobietach. Książka jest krótkim zbiorem luźnych refleksji na temat kobiet i nie tylko. Niestety, niektóre przemyślenia autora wydają się dziś dosyć mizoginiczne, bo jednak pan był wychowywany w innych czasach i według innych zasad i być może nie ma świadomości pewnych rzeczy. Dlatego niektóre fragmenty należy potraktować z przymrużeniem oka.

„Czesław Niemen: Kiedy się dziwić przestanę...” Roman Radoszewski, Wydawnictwo Iskry

Niezwykła, absolutnie unikalna biografia Niemena, nad którą prace

Biografia artystyczna zawiera wiele wątków mało znanych szerszej publiczności. Wiele fotografie obrazujące kolejne etapy życia artysty a także reprodukcje okładek najważniejszych płyt.

„Oddech”

Nina Igielska, Wydawnictwo Agora Nina Igielska w debiutanckiej powieści „Oddech” wirtuozersko gra literackimi motywami, kliszami i stereotypami, by wyprawić czytelnika w świat pełen mroku, duszny, przesiąknięty niebezpieczną erotyką i tajemnicą. W powieściowym gabinecie luster, nikt niczego nie może być pewien, a autorka nie jeden raz wyprowadzi swoich czytelników w pole, ku ich głębokiej satysfakcji. „Oddech” to powieść pełna mroku, przesiąknięta niebezpieczną erotyką i tajemnicą. Nina Igielska stworzyła intrygującą historię o ludzkiej pamięci, samookłamywaniu i trudnym dochodzeniu do prawdy. W powieściowym gabinecie luster nikt niczego nie może być pewien. „Oddech” to fikcja, a wszelkie podobieństwa do rzeczywistych osób i wydarzeń są przypadkowe.

Nie jest natomiast fikcją, że stosunki seksualne z osobą, która nie osiągnęła wieku, w którym może wyrazić świadomą zgodę, są przestępstwem, podobnie jak stosunki, do których doszło poprzez wykorzystanie bezradności lub zależności drugiej strony.

„Janusz Warmiński i jego teatr”

Aneta Kielak-Dudzik, Wydawnictwo: Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie To dogłębna monografia wybitnego reżysera, ukazująca wszystkie aspekty jego działalności. Napisana z kronikarskim zacięciem, prezentuje rok po roku wszystkie najważniejsze wydarzenia z działalności teatru. Przez czterdzieści cztery lata Janusz Warmiński konsekwentnie budował zespół i markę Teatru Ateneum. Dawał prapremiery najciekawszych i najnowszych dzieł dramaturgii polskiej i światowej, wystawiał polską i obcą klasykę, jeśli miała odniesienie do współczesności, prezentował muzyczne spektakle autorów tego gatunku. Autorka pieczołowicie odkrywa ślady wielkiego dyrektora, przytacza fragmenty oficjalnych urzędowych pism, prywatnej korespondencji, a nawet raportów tajnych współpracowników, którzy za czasów PRL świetnie funkcjonowali w środowisku teatru i gorliwie donosili na kolegów i szefa. Na szczęście albo i nieszczęście, ujawniając tylko pseudonimy szanownych TW.

#reklama MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 05/2021

41

| KOMIKS |

Dungeons & Dragons. Legendy Wrót Baldura, tom 1

Sahary bohaterowie pakują się w tarapaty albo… popadają w szaleństwo.

Scenariusz: Jim Zub / Rysunki: Max Dunbar

Powieść graficzna dla miłośników kultowej gry RPG Dungeons & Dragons! Wiele pokoleń temu Wrota Baldura, bogate miasto położone na granicy Wybrzeża Mieczy i Zachodnich Ziem Centralnych, zostało uratowane przed zagładą przez Bohaterów. Obecnie grozi mu nowe niebezpieczeństwo, sprowadzone przez odrodzony Kult Smoka. W obronie Wrót Baldura staje nowe pokolenie bohaterów – elfka Delina, drobny złodziejaszek półelf Krydle, niziołka Shandie, a także wskrzeszeni Minsc i Boo.

Dungeons & Dragons. Zaćmione życzenie Scenariusz: B. Dave Walters / Rysunki: Tess Fowler

Powieść graficzna nawiązująca do kultowej gry Dungeons & Dragons! Gdy Wyspom Moonshae zagrozi wojna, legendarni bohaterowie powrócą stawić czoło straszliwemu przeciwnikowi. Na tle zachodzących w Zapomnianych Krainach przemian, młoda Helene i jej przyjaciele wyrastają z nieokrzesanych żółtodziobów na potężnych wojowników. Zupełnie nowa, pełna rozmachu opowieść, którą stworzyli scenarzysta B. Dave Walters i rysowniczka Tess Fowler. Emocjonujące połączenie

42

wielkiej historii, przygody i akcji.

Mistrzowie Komiksu. Pustynne Skorpiony Scenariusz: Hugo Pratt / Rysunki: Hugo Pratt

1940 rok, Afryka Wschodnia. Druga wojna światowa widziana oczami polskiego żołnierza. Porucznik Koïnsky służy w brytyjskim oddziale Long Range Desert Group, którego znakiem rozpoznawczym jest złoty skorpion. W czasie działań wojennych spotyka wojskowych o różnych charakterach i poglądach, są wśród nich: faszysta i oportunista Stella, bezkompromisowy Cush czy kapitan Palchetti – wielbiciel opery i „dyrygent” położonej na pustkowiu twierdzy. Koïnskiego czeka pełna przygód wyprawa przez jałowe wydmy afrykańskiej pustyni, gdzie opuszczone forty i porzucone oazy zamieszkują nietypowe osobowości: waleczne wojowniczki, żądni krwi beduini, romantyczni bardowie i zakochani urzędnicy – wszyscy zostali wciągnięci w konflikt, w którym nikt nie wie, po czyjej stronie powinien się opowiedzieć. W lepkim, gęstym i nieprzyjaznym klimacie

DC Black Label. Batman - Wyjątkowo mroczna noc Scenariusz: Jock / Rysunki: Jock

Album ukazujący się w ramach linii wydawniczej DC Black Label. To w pełni autorska opowieść o wyjątkowo mrocznej nocy w Gotham jednego z najbardziej kultowych współczesnych artystów tworzących historie o Batmanie – Jocka („Batman, Który Się Śmieje”, „Batman: Mroczne Zwierciadło”), który jest odpowiedzialny zarówno za scenariusz, jaki i rysunki w albumie. To była misja, w jakich Batman brał udział już tysiące razy. Tego dnia z góry czuwał nad rozgrzanymi letnim żarem ulicami Gotham, podczas gdy policja eskortowała transport niebezpiecznego superłotra znanego jako EMP z tymczasowej celi do przygotowanej specjalnie dla niego komory w więzieniu Blackgate. Elektryczne moce EMP-a mogły doprowadzić do niebezpiecznego incydentu, ale służby twierdziły, że panują nad sytuacją. Jednak później wszystko wymknęło się spod kontroli. Tej nocy w Gotham zgasną wszystkie światła. Policyjne siły

zostaną rozbite, a ranny Batman będzie musiał wywalczyć drogę do Blackgate i przenieść EMP-a przez kolejne dzielnice. Życie uprzykrzą mu grasujące gangi i kilka innych niespodzianek kryjących się w mrocznych zakamarkach Gotham...

Sandman. Koniec Światów, tom 8 Scenariusz: Neil Gaiman / Rysunki: Michael Allred, Mark Buckingham, Tony Harris i in.

Ósmy tom niezwykłej serii o Sandmanie – Władcy Snów, autorstwa Neila Gaimana. W „Końcu Światów” wędrowcy z różnych epok, mitów i wyobraźni szukają schronienia przed furią rzeczywistości w gościnnych salach tajemniczej gospody. Przeczekując szalejącą wokół burzę, podróżnicy opowiadają o miejscach, w których byli, o rzeczach, które widzieli i o takich, o których śnili... Liczne nawiązania kulturowe i religioznawcze zawarte w opowieści spowodowały, że „Sandman” został uznany przez krytykę za dzieło wybitne. Zebrał wiele nagród komiksowych, m.in. Nagrodę Eisnera, Nagrodę Harveya oraz World Fantasy Award – nagrodę zarezerwowaną dla literatury, którą po raz pierwszy w historii otrzymał komiks.

#reklama

#reklama

#reklama

MAŁA BRAZYLIA W SERCU SZCZECINA Z marzeń powst ało miejsce, w któr ym spr óbujesz prawdziwej brazylijskiej kuchni, a wszystkie dania, któr ych skosztujesz, to połączenie wspomnień, życiowych doswiadczeń i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką. Sienna 10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl

| BIZNES I INWESTYCJE |

#materiał partnerski

Złote monety – gwarancja bezpieczeństwa na niepewne czasy Lokata w banku, nieruchomości lub złote monety i numizmaty. Inwestując z myślą o zabezpieczeniu finansów, warto mieć szczególny wzgląd na te ostatnie. Dlaczego? Bo tylko złoto jest odporne zarówno na inflację, jak i warunki atmosferyczne czy inne nieprzewidziane działania. - Bądźmy szczerzy, kryzys trwa – mówi Tomasz Witkiewicz, sklep numizmatyczny Szerf. – Nie tak dawno upadł amerykański gigant Silicon Valley Bank, a już w stanie krytycznym jest znacznie większy szwajcarski, globalny bank Credit Suisse. To rodzi pytanie, czy pieniądze zamknięte na lokatach są bezpieczne? Szukając odpowiedzi na to pytanie, można zwrócić się w kierunku złota, złotych monet czy numizmatów – tego, co jest odporne na rynkowe wahania i zapaści.

Od czego zacząć? Właściwym adresem na początku drogi inwestycyjnej w złoto i numizmaty jest sklep numizmatyczny Szerf przy ulicy Śląskiej 19/2. Można tu kupić poszukiwane monety, sprzedać swoje zbiory, a także uzyskać wycenę konkretnych okazów. Najciekawsze, z punktu widzenia numizmatyka, są monety kolekcjonerskie, takie którymi dawniej się płaciło. Te pochodzące z Ameryki, Rosji oraz Chin potrafią osiągać zawrotne ceny, sięgające nawet sześciocyfrowych kwot. Trzeba jednak mieć na uwadze, iż są szalenie rzadkie, więc prawdopodobieństwo, że nosimy je przypadkiem w portfelu, jest niskie. Z punktu inwestycyjnego warto zwrócić uwagę na monety złote oraz srebrne, takie o wartości kruszcu. Pierwszy wyraźny wzrost ich wartości zaobserwowano w czasie wybuchu pandemii, drugi z początkiem wojny w Ukrainie, kolejny dała inflacja. Historia pokazuje, że bezpieczeń-

46

stwo to pierwsza cecha złota i srebra. - Obecna sytuacja rzuca nowe światło na wartość złota – dodaje Tomasz Witkiewicz. – Chiny i Rosja planują wprowadzenie własnej waluty, a także zwiększenie liczby rozliczeń w złocie. Jeśli do tego dojdzie, wartość kruszcu znacznie wzrośnie.

Złoto czy mieszkanie? Osoby poszukujące lokat pieniędzy często zwracają się ku rynkowi nieruchomości. I choć ten dla wielu jest odpowiednim rozwiązaniem, to dla innych może być nieosiągalny. – Moim zdaniem portfel inwestycyjny zawsze powinien być zdywersyfikowany, więc posiadanie nieruchomości czy dzieł sztuki na pewno jest na plus – ocenia Tomasz Witkiewicz. – Jednak trzeba też mieć na uwadze, że mieszkanie to koszt kilkuset tysięcy, czasem i miliona. Złote monety kupimy już za kilkadziesiąt tysięcy, numizmaty nawet taniej. Do tego złoto jesteśmy w stanie zabrać ze sobą w każdym momencie i w każde miejsce, a także spieniężyć je od ręki. Z nieruchomościami sprawa jest nieco bardziej wymagająca. A jak ocenić autentyczność tego, co kupujemy czy sprzedajemy? Okazuje się, że monety, podobnie jak dzieła sztuki, mają swoje spisy i swoje aukcje. Ich pochodze-

nie jest rejestrowane. Katalogi w dużej mierze są zdigitalizowane, więc wstępnie można samodzielnie zbadać swój wybór. - Jednak tu podkreślę słowo „wstępnie” – dodaje numizmatyk. - Inną wartość będzie miała moneta, która przeszła z rąk do rąk milion razy, a inną taka, która w futerale w skarbcu czy w gablocie wystawowej przeleżała dwa wieki. Dlatego szacunkowe wyceny najlepiej zostawić profesjonalistom. U nas, jak i w większości punktów, są one bezpłatne. Można wysłać zdjęcia mailowo, można zadzwonić. Nie zawsze trzeba przyjeżdżać na miejsce. Nasz sklep gwarantuje bezpieczeństwo transakcji, a także anonimowość. Rozumiemy, że nie każdy chce się chwalić swoimi inwestycjami i kolekcjami. Więcej informacji wraz z poradami można uzyskać bezpośrednio w punkcie Szerf Szczecin Więcej można dowiedzieć się odwiedzając stronę: www.szerfszczecin.pl ul. Śląska 19/2, Szczecin (wejście od Mazurskiej 13) Godziny otwarcia: pn-pt. 10-18 tel: 918314468 e-mail: [email protected]

#reklama

| KSIĄŻKI |

Anna H. Niemczynow - wierzę, że książki mogą uratować życie

Jak mówi, książki to dla niej misja niesienia dobra drugiemu człowiekowi. Zapewnia, że nie pisze ani dla poklasku, ani dla popularności. W tym, co robi, jest po prostu szczera i pewnie to właśnie dlatego jej publikacje są tak uwielbiane przez kobiety, a każdy następny tytuł zyskuje większe uznanie. Trzeba jednak zauważyć, że jest to sukces, na który złożyło się wiele czynników. Jakich? - Autorka opowiedziała nam o tym osobiście. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM ANNY H. NIEMCZYNOW

drugiemu człowiekowi. Nie piszę dla poklasku tudzież popularności. Nie pcham się na tak zwane salony. Wykonuję swoją pracę w cichości własnego domu i serca. W jednym z wywiadów dla telewizji śniadaniowej opowiadała pani o swoim rozwodzie i rodzaju traumy, jaki się z nim wiązał. Książka stała się terapią?

Od trenerki fitness do pisarki czy może raczej - od kobiety doświadczonej przez życie do pisarki? Co zdeterminowało panią do pisania? - Żyjemy w czasach, w których stosunkowo łatwo jest pisać książki. Odnoszę wrażenie, że kolejne powieści, pod którymi uginają się księgarskie półki, powstają w wyniku powszechnie panującej mody na bycie pisarzem. Kiedy byłam dzieckiem, nieustannie pisałam. Koleżanki mojej mamy mówiły: „Ania to chyba będzie pisarką”. Jak widać, ich słowa okazały się prorocze. Jak to często bywa, tak zwana proza życia i brak poczucia własnej wartości nieco oddaliły moje dziecięce marzenia od realizacji.

48

Do blisko trzydziestego roku życia, chociaż pisałam, to nie udało mi się nic opublikować nie dlatego, że nie miałam wydawcy, lecz dlatego, że ja po prostu nie czułam się wystarczająco dobra, aby pokazać moją twórczość światu. Wykonywałam po drodze mnóstwo tak zwanych zastępczych zawodów. Między innymi byłam trenerką fitness, urzędniczką. Skończyłam trzy kierunki studiów i… pewnego dnia po prostu nie zdołałam dłużej tłumić w sobie pragnień o byciu pisarką. To się stało bardzo naturalnie. Napisałam książkę i po dwóch tygodniach od rozesłania ofert miałam już wydawcę. Tym, co mnie determinowało i wciąż determinuje, jest misja niesienia dobra

- Przeszłam terapię u wykwalifikowanego psychologa i nie wstydzę się o tym mówić. Uważam, że prawdziwą siłą człowieka jest umiejętność poproszenia o pomoc. Książki na pewno pomagają w przepracowaniu własnych problemów, lecz trzeba bardzo uważać na bycie subiektywnym. W historiach, które opowiadam, nigdy nie podaję gotowych rozwiązań. Mam mądrych czytelników i między wierszami zawsze zostawiam przestrzeń na osobiste refleksje. Głęboko wierzę w sens pisania książek i w to, że mogą one uratować życie. Mogą stać się punktem zapalnym ku temu, by ktoś zechciał o siebie zawalczyć. Książki, które napisałam, nie są moją terapią. Swoje problemy przepracowuję w sobie. W książkach natomiast staram się dzielić doświadczeniem. Ale czy pisząc powieści, warto inspirować się lub może opierać o swoją prawdziwą historię? Wiadomo, że na wiele spraw patrzymy mocno subiektywnie. - Historie oparte na faktach w moim odczuciu są ciekawsze. Jesteśmy społeczeństwem podglądającym, o czym świadczy

| KSIĄŻKI |

popularność portali takich, jak Facebook czy Instagram. Śmieję się, że pisarz pod przykrywką fikcji może tak naprawdę napisać wszystko. Ciekawe jest to, że czytelniczki, które obserwują mnie w social mediach, w niemal każdej opowiedzianej przeze mnie historii widzą moje własne życie. Wówczas jestem dumna, że udało mi się napisać wiarygodną treść. Nieskromnie powiem, że to świadczy o warsztacie, jaki wypracowałam na przestrzeni lat. Pani przygoda z pisarstwem trwa i ma się bardzo dobrze. Z jaką częstotliwością pracuje pani nad kolejnymi tytułami? To regularna, powiedzmy, etatowa praca czy raczej szuka pani inspiracji, zbiera materiały i dopiero gdy przychodzi właściwy moment siada, pani do pisania? - Zawodowo zajmuję się tylko pisaniem. Oddałam się jemu w całości, stawiając wszystko na tak zwaną jedną kartę. Bardzo wierzę w to, co robię, i każdej książce poświęcam tyle uwagi, ile trzeba. Piszę od poniedziałku do piątku. Planuję wakacyjne przerwy, w których co prawda nie piszę, lecz nieustannie myślę o pisaniu, o nowych pomysłach. To mnie nie męczy, lecz jest częścią życia, jakie wiodę. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do pisania na kolanie i na tempo. Nigdy nie piszę też na zamówienie. Opowiadam historie, które w moim odczuciu warte są opowiedzenia. Sama lubię czytać książki dopracowane, takie, co do których mam pewność, że autor się postarał. Mam kilka swoich ulubionych nazwisk, po które sięgam w ciemno. Myślę, że czytelnik, który mnie zna, również wie, czego może się spodziewać. I to jest piękne, jestem wdzięczna.

W jednej ze swoich książek napisała pani „perfekcyjna żonglerka czasem i wypełniony po brzegi kalendarz to specjalność kobiet”. Jak pani dzieli życie prywatne z tym zawodowym? Rzeczywiście grafik jest tak napięty? U mnie nie ma czasu na puste przebiegi (śmiech). Jestem maksymalnie zorganizowana. Uwielbiam wyznaczać sobie krótkoterminowe cele. Kiedyś bardzo denerwowałam się, kiedy coś szło nie po mojej myśli, lecz po czterdziestce nauczyłam się trochę odpuszczać, aby nie zwariować. Mam dwoje dzieci, męża, dwa psy. Wszystkich chętnie obdarowuję uwagą. Dorosły już syn uczy się za granicą, więc regularnie do niego podróżuję. W sumie to nie wiem, co znaczą pojęcia: czas wolny i nuda. Odnoszę wrażenie, że codziennie budzę się z coraz większym apetytem na życie. Uczę się języka obcego, uprawiam sport, zwiedzam świat, czytam książki. Z całych sił żyję pełnią - nie mam czasu na narzekanie. Czyli rola pisarki jest dla Pani dominującą rolą w życiu? Ile pasji naraz można pogodzić? Patrzę na swój zawód z pokorą. Życzyłabym sobie móc go wykonywać już zawsze, lecz nie jestem w stanie przewidzieć, co może się zdarzyć. Życie jest tak bardzo nieprzewidywalne… Cieszę się z każdej opublikowanej książki. Doceniam każdego czytelnika i odnoszę się do niego z szacunkiem. Tak, jak obie zauważyłyśmy, dziś łatwo jest wydawać książki. Sądzę jednak, że pozostawić po swoich opowieściach ślad w człowieku jest trudniej - a na tym najbardziej mi zależy. Poświęcam dużo uwagi mojej pracy i sta-

ram się ją wykonywać tak rzetelnie, jak tylko potrafię. Stawiam na jakość. Tak samo podchodzę do pasji - robię to, na czym najbardziej mi zależy. Życie jest takie krótkie, nie ma czasu na rozdrabnianie się. Myślę, że wszystko jest kwestią priorytetów. Ja je mam i wiem, co jest dla mnie ważne. Nad czym obecnie pani pracuje? Dobiegają końca prace nad powieścią „Maleńka”. Premiera z końcem maja, z czego ogromnie się cieszę. To trzynasta powieść w moim dorobku i wierzę, że szczęśliwa. Do napisania tej historii zainspirowała mnie ubiegłoroczna wyprawa do Stanów Zjednoczonych, gdzie byłam wraz z synem. Nie byłabym sobą, gdybym nie wplotła w fabułę wątków poruszających kwestie moralności. Między wierszami zadaję pytania. Czy życie oby na pewno zaczyna się po czterdziestce? Czy drugie małżeństwa są bardziej udane od pierwszych? Jak mocno można kochać dziecko i ile jest się w stanie dla niego poświęcić? Jak silna jest potęga intuicji i czy powinniśmy jej bezgranicznie ufać? Swoim sposobem nie podaję jednak gotowych odpowiedzi. Czy szykują się w kwietniu spotkania autorskie, w których moglibyśmy wziąć udział? Na pewno odbędą się w okolicach premiery „Maleńkiej”. Cieszę się, że po kilkuletniej emigracji wróciłam do naszej pięknej Polski. Będzie łatwiej o spotkania z czytelnikami, którzy są dla mnie ogromnie ważni. Wszak gdyby nie mój czytelnik, nie byłoby mnie piszącej. Wszyscy jesteśmy połączeni. Cieszę się z tego i codziennie za to dziękuję.

20 urodziny CH Kupiec 22 kwietnia 2023 - 12:00-17:00

#reklama

W programie: • konkursy z nagrodami • pokaz Iluzji Mekwa Street Magic • pokaz naukowy „ Miasta Nauki” • animacje dla dzieci • warsztaty tatuaży • fotobudka 360

Atrakcje zapewniają również nasi Najemcy! Więc będzie działo się wiele! Szczegóły na: www.kupiec.szczecin.pl i naszym Facebooku: @ Centrum handlowo-rozrywkowe Kupiec

#reklama

APARTAMENTY I DOMY nad BAŁTYKIEM Międzywodzie • Dziwnów • Dziwnówek • Pobierowo

Każdy znajdzie idealne miejsce dla siebie na wypoczynek! S szeroka oferta apartamentów oraz domów S apartamenty z widokiem na morze S apartamenty z basenem S domy S apartamenty przy lesie Pełna oferta na www.aprent.pl Zapraszamy także do współpracy właścicieli nieruchomości. Zadbamy o Twój apartament, Twoich Gości oraz Twoje zyski.

[ 48 91 422 88 45, 48 604 899 454 www.aprent.pl [email protected] aprentcompl

Apartament SUNSET, położony przy samej wydmie, plaża i morze na wyciągnięcie ręki, Gardenia Seaside, Dziwnów

Apartament PINEA VIEW, Apartament dla 2 osób z widokiem na morze, Pobierowo

Apartament MEWA PBA, dla 4 osób, Pobierowo

DOM SOSNOWE ZACISZE HORIZON PARK, z ogródkiem dla 6 osób, Dziwnówek

Apartament RHINO GARDENIA SEASIDE, 6-osobowy z widokiem na morze, Dziwnów

DOM BALTIC HOME I HORIZON PARK, z ogródkiem dla 6 osób, Dziwnówek

Apartament BALTIC ELEVEN, dom wakacyjny z basenem blisko morza dla 6 osób, Pobierowo

DOM MARCELLO, dom wakacyjny dla 8 osób nad Zalewem, blisko morza, Międzywodzie

DOMY Z BASENEM w Pobierowie przy Jodłowej

Apartament MANNIANNA APARTAMENTY NA WYDMACH, dla 4 osób, Pobierowo

DOM FANO BALTIC 2, komfortowy dom dla 4 osób z basenem, Pobierowo

| TWÓRCY |

Moimi dłońmi tworzę historię - Chciałam projektować statki, ale los miał na mnie inny plan - Karolina Nowaczewska, twórczyni marki Saileath, projektantka i kaletniczka opowiada o swojej pasji i zarazem pracy. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO @ALEKSANDER_IMAGES

Studiowała pani wzornictwo, jest pani projektantką i szyje ze skóry. - Jestem projektantką oraz kaletniczką i te dwie dziedziny łączę w swojej marce Saileath. Cała ta historia zaczęła się od przeglądania rzeczy na strychu u rodziców. Znalazłam tam wtedy skórzany plecak, jak się okazało, uszyty blisko 25 lat wcześniej przez mojego dziadka, z zawodu kaletnika. To było dla mnie zastanawiające – jak to możliwe, że mimo upływu tylu lat, ten plecak wciąż jest w tak dobrym stanie? Równolegle zmieniało się moje podejście do rzeczy – im bardziej zagłębiałam się w moje rodzinne tradycje rzemieślnicze, tym bardziej zaczynało mnie denerwować to, ile w moim otoczeniu jest nietrwałych przedmiotów. Kiedy kaletnictwo pojawiło się w pani życiu? - Bardzo wcześnie – można powiedzieć, że wychowałam się na tworzeniu przedmiotów, które mają być trwałe. Mój dziadek prowadził swój zakład w Koszalinie, a ja w dzieciństwie każde wakacje spędzałam u dziadków. Często, w ramach urozmaicenia mi po-

52

bytu, dziadek zabierał mnie do swojej pracy. Bardzo lubiłam tam przebywać, bo mogłam projektować i szyć dla siebie skórzane bransoletki i paski. Potem, dopiero za sprawą studenckiego projektu, wróciłam do dziadka, by znów pobierać u niego lekcje kaletnictwa. Przez trzy dni szyłam projekt pod jego czujnym okiem. Praca z nim i szycie tak mi się spodobały, że zdecydowałam się na rozpoczęcie nauki w zawodzie kaletnik, zakończonej egzaminem czeladniczym. W takim razie jak powstało Saileath? - Jesienią 2018 roku musiałam zdecydować się na temat pracy magisterskiej. Już wtedy wiedziałam, że nie chcę, jako projektantka, przykładać ręki do tworzenia kolejnych, szybko psujących się przedmiotów. Przede wszystkim, chciałam coś zmienić. W końcu zdecydowałam się połączyć trzy interesujące mnie tematy: projektowanie, rzemiosło i koncepcje gospodarki obiegu zamkniętego. Stworzyłam system, moją autorską ideę One For Life, według którego mogłyby funkcjonować współczesne wyroby kaletnicze.

| TWÓRCY |

Ostatecznie, moja praca magisterska okazała się fundamentem do stworzenia marki Saileath. Dla kogo więc pani tworzy? - Tworzę dla ludzi, którzy chcą otaczać się przedmiotami, które coś dla nich znaczą. By, zamiast kilkunastu nic nieznaczących, mieć te, które są ważne, bo są częścią ich historii. Wspomniała pani o idei One For Life, na czym ona polega? - Saileath powstało z potrzeby tworzenia przedmiotów na lata, czyli projektowania takich dodatków, które są trwałe ze względu na materiał i klasyczny krój. A ich życie można przedłużyć poprzez ułatwianie napraw, renowacji i upcyklingu. Dlatego już na etapie projektowania biorę pod uwagę wszystko to, co w przyszłości może wydarzyć się z tym wyrobem: prosty kształt sprawia, że moje wyroby są łatwe w codziennej pielęgnacji. Eliminuję wszystkie dodatki, które mogą się zepsuć np. zamki. Jeśli z czasem ten osobisty przedmiot nie będzie już potrzebny, mogę wykorzystać tę skórę do uszycia nowych wyrobów. Przykładowo z jednego etui uszyję co najmniej trzy nowe portfele. Jest pani wegetarianką. Czy to się nie kłóci z pracą ze skórami? - Na początku w ogóle nie brałam pod uwagę, że mogę coś tworzyć w skórze. Myślałam o projektowaniu wyrobów z zamienników skóry, takich jak liście ananasa czy skóra z jabłek. Zdałam sobie jednak sprawę, że te materiały nigdy nie będą tak trwałe jak skóra. Dlatego też rozpoczęłam poszukiwania materiału, który będzie spójny z ideą, w której projektuję. Tak znalazłam włoską garbarnię, której skóry garbowane są tradycyjną metodą roślinną, a na koniec powierzchnia skóry wykańczana jest olejami. Dzięki temu materiał, którego używam do szycia dodatków Saileath, jest odporny na działanie czasu, ale też zwyczajnie piękny. Garbarnia używa jedynie skór, będących odpadem w przemyśle spożywczym. To połączenie trwałości na lata i odpowiedzialne pozyskiwanie skór jest paradoksalnie najlepsze dla środowiska. Jakie produkty pani wytwarza z tej skóry? - Kiedy ktoś mnie pyta, czym się zajmuję, to lubię odpowiadać, że moimi dłońmi tworzę historie. Minęły trzy lata, odkąd założyłam swoją markę, przez ten czas miałam przyjemność dać początek historii wielu

wyrobom. Jacy są pani klienci? Czy są tacy stali, którzy regularnie przychodzą? - Moi klienci najchętniej zamawiają u mnie przedmioty, które stają się ważnym prezentem dla ich bliskich. Portfel Pelikan został niedawno podarowany przez przyjaciółkę przyjaciółce, wybierającej się w daleką podróż na drugi koniec świata. Kobaltowe etui Folbag bardzo często staje się prezentem urodzinowym podarowanym przez partnerki dla swoich partnerów. Folbag zaprojektowałam z myślą o przenoszeniu laptopa i dokumentów, szyłam już takie nawet na 16 czy 17 cali. Jednym z ulubieńców wśród moich klientów jest Moneciak, niewielki portfelik, który mieści w sobie zaskakująco wiele monet, które wcześniej garściami można było znaleźć na dnie torebki, w samochodzie czy spodniach. Jesienią zeszłego roku otworzyłam swoją Pracownię na Niebuszewie. To w tym miejscu tworzone są moje wyroby. Pracownia jest też przestrzenią do ciekawych spotkań z moimi odbiorcami. Organizuję tu warsztaty, a od niedawna zgłaszają się też do mnie osoby na konsultacje mistrzowskie swoich projektów. Od jakiegoś czasu obserwujemy powrót do tradycyjnego rzemiosła. Ludzie mają dosyć masowych produktów kiepskiej jakości. - Myślę, że jest to pewna zmiana pokoleniowa. Wiele rzeczy na świecie działa jak sinusoida, również małe rzemiosła. W latach 90. ubiegłego wieku ludzie zachłysnęli się tym, że wszystkiego można mieć dużo i szybko. Co oczywiście było czymś naturalnym, po latach doświadczania pustych półek w sklepach. Moje pokolenie urodziło się już w czasach, w których te sklepowe półki wręcz się uginają od towarów. Jednak konsumpcjonizm nie służy naszej planecie. Na każdy produkt potrzebne są surowce i energia do jego wyprodukowania. Jeśli jest to coś słabej jakości, to są to zmarnowane zasoby, które zaraz trzeba zutylizować. Na szczęście coraz więcej ludzi zaczyna wracać do korzeni i tradycji. Ta zmiana już się dzieje i widać to po moim biznesie. Coraz więcej osób zaczyna sobie cenić trwałe przedmioty. Dostaję pytania o to, jak dbać o produkty ze skóry, żeby im dłużej służyły. To znak, że zaczynamy jako społeczeństwo myśleć innymi kategoriami.

Sprawdź swój stan zdrowia!

Pakiety badań dla kobiet i mężczyzn.

Centrum Diagnostyki Medycznej | tel. 91 422 06 49 | www.hahs-lekarze.pl

| WNĘTRZA |

#materiał partnerski

Wykończenie wnętrz – samodzielnie czy z ekipą fachowców? Na to pytanie, jak i na wiele innych związanych z tematem wykończenia wnętrz odpowie Aleksandra Stefańska z Pracowni AS Designing ze Szczecina.

Kupno mieszkania w stanie deweloperskim i wykończenie go to poważne przedsięwzięcie i niemały wydatek. Często towarzyszy temu pokusa, aby zaoszczędzić i urządzić według własnej inicjatywy. Chyba nie ma w tym nic złego? Należy z tym bardzo uważać. Zgłaszają się do nas klienci, którzy próbowali swoich twórczych talentów i gdzieś po drodze napotykali rozmaite przeszkody. Przede wszystkim ta podstawowa doskwierająca nam wszystkim - brak czasu oraz dyletanctwo, które niejednokrotnie ma bardzo wysoką cenę. To jak urządzać? Samodzielnie czy z ekipą fachowców? Zdecydowanie wybór należy do właścicieli mieszkania. Teoretycznie planowanie remontu mieszkania lub jego wykończe-

54

nie wydaje się fascynujące i proste. Jednak gdy nadchodzi dzień rozpoczęcia prac, brutalnie zderzamy się z rzeczywistością.

Konkludując, planowanie wykończenia mieszkania z profesjonalistami to strzał w dziesiątkę.

Klienci, którzy mają już doświadczenie w remontach na własną rękę, doskonale wiedzą, jakie to czasochłonne i stresujące. Brak odpowiednich umiejętności i narzędzi, aby wykonać roboty wykończeniowe, niejednokrotnie pociąga za sobą konieczność przeróbek i ponownych aranżacji. W gruncie rzeczy niepotrzebnie traci się czas, siły witalne i pieniądze.

Oczywiście. Wybierając fachowców, możemy mieć pewność, że praca zostanie wykonana pod opieką profesjonalistów. Nasza pracownia przez lata działalności na rynku szczecińskim zyskała ogromne doświadczenie w projektowaniu i zagospodarowaniu wnętrz i nadal nim się dzieli. Podchodzimy do każdego mieszkania holistycznie. Wsłuchujemy się w potrzeby klientów, ich upodobania i oczekiwania. Nasi fachowcy doradzają w zakresie doboru materiałów wykończeniowych i zajmują się pracami. W naszym programie „Pod klucz” dbamy o każdy szczegół w aranżacji na każdym etapie prac: od projektu do realizacji.

Co więcej, dynamiczny rozwój rynku branży wykończeniowej i budowlanej wdraża nieustanną optymalizację rozwiązań i innowacyjne produkty. Większość z nas nie uczestniczy w targach branżowych i zwyczajnie nie ma przestrzeni na fachową literaturę.

#materiał partnerski

| WNĘTRZA |

Co daje klientowi program „Pod klucz”? Przede wszystkim klient uniknie wielogodzinnych wizyt w sklepach, szukania inspiracji w Internecie, pomiarów lokalu i częstych błędów, przy tym porównywania ofert na materiały wykończeniowe, zakupów materiałów i mebli, transportu, wnoszenia, wyboru mebli na wymiar, poszukiwania wykonawców i negocjowania warunków cenowych, tworzenia kosztorysów, koordynacji wejść poszczególnych ekip, kontroli i finalnego odbioru prac. To tylko wąski zakres czynności związanych z wykończeniem wnętrza. Dzięki naszym propozycjom „Pod klucz” klienci oszczędzają cenny czas i pieniądze, a w zamian otrzymują funkcjonalne i kompleksowo urządzone wnętrze, które służyć im będzie przez kolejne lata. Wasza pracownia ma doświadczenie w aranżacji wnętrz. Czy narzucacie klientom swoje koncepcje? Podpowiadamy, doradzamy, ale to klient ostatecznie decyduje. Po spotkaniu z naszym konsultantem wybiera odpowiednie rozwiązanie dla siebie. Co więcej, w programie „Pod klucz” każdy etap prac może być osobno wyceniony, a klient sam decyduje, w którym momencie planu się znajduje i czego wymaga. My dopasujemy odpowiedni wariant prac do jego potrzeb. Idealne wykończenie wnętrz to połączenie potrzeb i nadziei naszych klientów z naszym doświadczeniem w projektowaniu, aranżacji i remontach mieszkań oraz domów. Nasze propozycje harmonijnie współgrają z indywidualnym podejściem do każdego wnętrzarskiego tematu, co daje wizualną satysfakcję i gwarancję jakości. Piękno to indywidualność. Jak tego dokonać? Tylko przy współpracy z klientem. Wybierając indywidualne rozwiązania dedykowane tylko i wyłącznie najbardziej wymagającym, pozwoliły nam na zrealizowanie najśmielszych marzeń naszych odbiorców.

Wybierając tę drogę, współpracy, z pomocą doświadczonego architekta klient tworzy wymarzony dom/ mieszkanie według własnej koncepcji. My zrealizujemy wizję klienta, projektując przestrzeń dostosowaną do indywidualnych potrzeb z wykorzystaniem materiałów najwyższej jakości. Jakie korzyści czekają klientów w zamian za zaufanie waszemu doświadczeniu? Wszystko zależy od tego, jaki zakres prac ustalimy na początku naszej współpracy. Wersja „pełny pakiet” obliguje nas do spotkania klienta z architektem i opiekunem całego projektu, wyboru programu prac wykończeniowych, podpisania umowy, projektowania wnętrz i wizualizacji wszystkich pomieszczeń, plus dobór materiałów, mebli i sprzętu AGD. Po akceptacji klienta rozpoczynamy prace budowalne, montujemy meble na wymiar, sprzątamy i umawiamy się na odbiór kluczy. Następnie dekoracja wnętrza i profesjonalna sesja zdjęciowa na koniec projektu dla uwiecznienia chwili. Zabudowa kuchenna, meble na wymiar. Jakie wybrać? Rekomendujemy meble, na których pracujemy, co do których jakości jesteśmy

pewni, ponieważ zbudowaliśmy na nich wiele wnętrz. Pracownia AS Designing jest autoryzowanym salonem mebli kuchennych marki Häcker oraz garderób marki Raumplus. Meble tych marek podążają za najnowszymi trendami na rynkach europejskich. Duży wybór dostępnych linii produkcyjnych, unikalne rozwiązania, materiały najwyższej jakości, nie wyłączając wykorzystania drewna i kamienia, oprawy świetlne w zabudowie dające bardzo ciekawy efekt aranżacyjny i podkreślający ekskluzywność wnętrza. Słowem, są one spełnieniem zamysłu artystycznego, który idealnie podsumowuje estetyczne potrzeby współczesnych konsumentów. Pamiętajmy, że dziś czas wolny staje się luksusem, a korzystanie z domu powinno sprawiać radość. Im większy komfort, wygoda, estetyka i funkcjonalność, tym większa radość i lepsze samopoczucie. Zaprojektuj z nami praktyczne wnętrza, garderoby i systemy przechowywania oraz wygodną i funkcjonalną kuchnię, wnętrza, w których cała rodzina pozna smak wspólnego przebywania i gotowania.

Pracownia AS Designing | Szczecin, ul. Chmielewskiego 20 C tel. +48 603 933 293 | [email protected]

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

55

| TWÓRCY |

To będzie bal Na uszycie „angielki” lub sukni francuskiej potrzeba nawet 10 metrów bieżących materiału! M.in. to sprawia, że takie stroje są bardzo drogie. W XVIII w. tylko kobieta z wyższych sfer mogła sobie pozwolić na najmodniejsze kreacje. Suknie wówczas kosztowały majątek. Dziedzic musiał sprzedać wieś, by kupić żonie odzienie z jedwabiu. Dziś w Szczecinie barokowe suknie szyją panie ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej METRUM. A potem bawią się w nich na balach z epoki. TEKST LESZEK WÓJCIK / FOTO MATERIAŁY METRUM

- Każde stowarzyszenie określa datację organizowanego balu, czyli ramy czasowe, z jakich pochodzić mają stroje – tłumaczy Wiktor Barbaszyński, prezes METRUM. To wbrew pozorom bardzo ważne. Chętny do uczestnictwa w wydarzeniu musi wiedzieć, jak się ubrać, bo nawet jeden rok różnicy może doprowadzić do całkowitej klapy - nie można się przecież wystroić w kreację, której jeszcze wtedy nie noszono! To już lepiej przyjść w stroju niemodnym, czyli wcześniejszym, niż wyznaczony przez organizatora.

Do METRUM należą znawcy sztuki krawieckiej, obuwniczej, miłośnicy makijażu, fryzur i stylizacji ubioru, a także nauczyciele i urzędnicy. Jest kierowca, przewodnik turystyczny i księgowa. - Naszą główną zasadą jest: nie wypożyczamy! Oczywiście przed uszyciem, np. sukni, konsultujemy szczegóły z historykami, innymi rekonstruktorami i osobami zajmującymi się krawiectwem historycznym - podkreśla Anna Kosman, wiceprezes Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej METRUM. Bardzo nam bowiem zależy, by zachować poprawność historyczną. To podstawa.

Tajemnicza nazwa - METRUM to akronim - tłumaczy wiceprezes. - Powstał ze słów: Muzyka-

56

Edukacja-Taniec-Rekonstrukcja-Ubiór-Marzenia. W pełni wyjaśnia, co nas pasjonuje, czym się zajmujemy i co kochamy. Tak w ogóle, to jesteśmy entuzjastami baroku. A działalność w Stowarzyszeniutraktujemy jako świetny sposób na spędzanie wolnego czasu. Czym się zajmują barokowi rekonstruktorzy? Organizacją balów. Nie dyskotek, wesel czy dancingów... Chodzi o prawdziwe bale, w których udział biorą goście ubrani w stroje z XVIII w. Na bale, w większości, zapisują się entuzjaści baroku z całej Europy. Śledzą strony internetowe podobnych organizacji i jeżdżą po świecie, by uczestniczyć w podobnych wydarzeniach.

Bal jak z dawnych lat

Podczas balu liczy się też muzyka, która jest grana na żywo. Każdy tańczy z każdym, bo większość układów choreograficznych to tańce towarzyskie (integracyjne). Szczecińscy miłośnicy baroku znają już około dwudziestu dworskich tańców barokowych, w tym kontredanse (taniec towarzyski pochodzenia angielskiego) i menuety (największą popularność zdobył na dworze Ludwika XIV). Wbrew pozorom taniec może być sporym wysiłkiem, ponieważ bal może trwać nawet siedem godzin, a kompletny ubiór składający się z dziesięciu a nawet piętnastu elementów swoje waży, np. męska peleryna to aż 7 kg! - Na szczęście w pelerynie się nie tańczy, ale co jakiś czas trzeba ją jednak włożyć - twierdzi Wiktor Barbaszyński. - Jednak zmęczenia się nie czuje - adrenalina dodaje sił. Z kobietami jest inaczej. Lubią się stroić. Nawet w gorsety. - Choć sama się sobie dziwię, bo przez całe życie chodziłam wyłącznie w spodniach - przyznaje prezes Kosman. - Ale suknie barokowe to inny świat.

#reklama

| TWÓRCY |

Muzyka trance wraca, ale jest oczywiście odpowiednio zmieniona do dzisiejszych czasów. Jest to ciekawa mutacja, która na pewno nas też inspiruje. W muzyce nie ma nudy. Zawsze staraliśmy się nie zamykać na jeden gatunek muzyczny i zaskakiwać ludzi na naszych imprezach. Kopalnia utworów muzycznych, z których korzystamy, i uzyskana przez lata wiedza pozwala nam zaskoczyć słuchaczy i samemu czerpać z tego przyjemność. Przez lata mocno ewoluowała też rola didżeja.

Dwudziestolecie Catz’n Dogz

Catz ‚n Dogz to znana na całym świecie dwójka didżejów ze Szczecina. To właśnie tu rozpoczynali swoją muzyczną przygodę Grzegorz Demiańczuk (Greg) i Wojciech Tarańczuk (Voitek) i to tu zaczną świętować jubileusz. Opowiedzieli nam o swoich planach. TEKST ŁUKASZ CZERWIŃSKI / FOTO KAROL GRYGORUK

W tym roku obchodzicie 20-lecie działalności muzycznej. Jakie są wasze plany? W.T.: Przede wszystkim będzie imprezowe tournee, na którym przedstawimy muzyczną kompilację naszych wszystkich numerów. To dla nas bardzo ważne, żeby zacząć obchody w Szczecinie i udało się zorganizować wydarzenie w Hali Odra, które odbędzie się 14 kwietnia. Cieszymy się na tę pierwszą imprezę i taki powrót do korzeni. Zaczynaliśmy w Szczecinie, więc to jest dla nas ważne. G.D.: Nie możemy się doczekać spotkania z naszymi znajomymi. Oprócz imprezy w Szczecinie, od kwietnia zaczynamy tour po całym świecie i będziemy robić dwudziestolecie Catz ‚n Dogz m.in. w Stanach Zjednoczonych, Chorwacji, Berlinie czy na Ibizie, a także zagramy na kilku festiwalach w Polsce. W maju ukaże się składanka, na której będą nasze największe remiksy oraz utwory w nowych wersjach. Jak z waszej perspektywy przez te dwadzieścia lat zmieniła się muzyka? G.D.: Muzyka cały czas się zmienia, szczególnie ta elektroniczna i to jest dla nas najbardziej inspirujące. Tworzymy i gramy już dwadzieścia lat, więc przeżyliśmy kilka takich cykli. W tej chwili też jest ciekawy trend w muzyce, związany z powrotem do lat 90.

58

W.T.: Od samego początku, już na lokalnym poziomie, zapraszaliśmy ludzi i tworzyliśmy społeczność. Prowadziliśmy audycję w radiu ABC, która była też platformą dla młodych artystów. Catz’n Dogz to zawsze było Grzegorz i Wojtek. To nigdy nie był projekt anonimowy. Mamy szczęście, że ludzie nie kojarzą nas z twarzy, ale właśnie z budowania kariery na przyjaźni i pomocy innym. Bycie młodym artystą jest teraz trudniejsze. Trudniej jest zacząć, bo jest o wiele większa konkurencja. G.D.: Uważamy, że rola didżeja jest w tej chwili bardzo ważna. Różne platformy streamingowe oferują usługi miksowania utworów i odkrywanie przez specjalne algorytmy, ale didżej jest w stanie wyczuć emocje ludzi. Widzimy ich reakcje. Wojtek powiedział, że teraz trudniej jest zacząć młodym artystom. Dwadzieścia lat temu musieliście tworzyć muzykę w podziemiu i nie było łatwo się wypromować. Teraz, korzystając z rożnego rodzaju platform i social mediów, szybko można dotrzeć z muzyką do większej liczby odbiorców. Faktycznie z waszego punktu widzenia kiedyś było łatwiej? W.T.: Bardziej chodziło mi o to, że kiedyś nasza muzyka była niszowa i jeśli reprezentowałeś dobry poziom, to mogłeś się wypromować. Teraz, wydawać by się mogło, że łatwo dotrzeć do odbiorców, ale przez nadmiar kontentu wcale tak nie jest. To jest taki paradoks nadmiaru. Kiedyś w supermarkecie były dwa rodzaje mleka, a teraz jest czterdzieści i nie wiesz, jakie kupić. Tak jest ze wszystkim. Teraz łatwo jest coś kreować, ale bardzo ciężko wypromować jako produkt. Dostęp do wszystkiego jest łatwy, ale wypromowanie z tego natłoku treści wymaga bardzo dobrego pomysłu na siebie. G.D.: Na pewno teraz jest o wiele większy dostęp do muzyki. Robienie muzyki jest łatwiejsze i łatwiej jest ją gdzieś opublikować. Można mieć szczęście, że dany utwór stanie się popularny i da chwilę sławy, ale też uważam, że trudniej jest zacząć profesjonalną karierę. Wasza ostatnia płyta „Punkt” była odskocznią od dotychczasowej twórczości, a dodatkowo nawiązaliście współpracę z polskimi artystami. Jaki jest jej odbiór w środowisku muzycznym? G.D.: Mieliśmy bardzo fajny feedback. Zrobiliśmy do tej płyty specjalny tour, gdzie graliśmy na żywo razem z zaproszonymi artystami, którzy dla nas śpiewali. Był z nami też Dawid ze szczecińskiej Filharmonii, który grał na trąbce. Mieliśmy specjalnie przygotowane wizualizacje przez szczecinian z Pushka Studio. Zrobiliśmy kilka koncertów i cieszyła nas ta współpraca. Zrobienie całego albumu po polsku było bardzo inspirujące. Cały wywiad na www.mmtrendy.szczecin.pl

#reklama

PŁYTY MEBLOWE i BLATY KUCHENNE pełnoformatowe, cięte na wymiar i obrzegowane

DEKORACYJNE PŁYTY ŚCIENNE | PANELE PODŁOGOWE

R E G

R B

Z nami zrealizujesz swój wymarzony projekt!

S Z A F

B I U

Y

Y

A

Ł

K

A

O

Y R D E G A R Produkcja wszelkiego rodzaju frontów meblowych. Produkty z serii ROCKO. Wszystko w pełnej gamie kolorów i dekorów! Biuro Obsługi Klienta VSH z pełną ekspozycją CH Nowy Turzyn ul. Bohaterów Warszawy 40, I p. | tel. 534 652 322 | www.vsh.szczecin.pl

ul. Kolonistów 46 | tel: 501 142 801 [email protected]

#reklama

Życzymy Wesołych Świąt Wielkanocnych naszym pracownikom oraz klientom!

SYSTEMY ODWODNIENIA DACHÓW I TARASÓW Dach, Tarasy, Balkony to jedne najważniejszych elementów każdego domu. Aby profesjonalnie podejść do wykonania tych elementów potrzebne są wiedza i materiały najwyższej jakości. Dach i papa typu VEDAG, Tarasy, Balkony np. RESITRIX. Odpowiednie spadki w tym styropianowe wykonywane indywidualne do każdego budynku z zastosowaniem wpustów dachowych typu SITA. Jacek Karwowski - Mistrz Dekarstwa Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Dekarzy, orzecznik techniczny

Zapraszamy na: www.dachykarwowski.pl Współpracujemy z zespołami szkól zawodowych. Uczniowie na praktyki mile widziani.

#reklama

Strzyżenie włosów COMBO - strzyżenie włosów+broda+golarka/brzytwa Trymerowanie brody / golarka Trymerowanie brody/ brzytwa Cover (odsiwianie) - włosy / broda Wosk - nos / uszy ul. Jagielońska 89/3 (1 piętro) tel. 508 053 812 Komar barbershop | komar_barbershop | Komar Barbershop

fot. archiwum

| ZDROWIE I URODA | #NASZ PATRONAT

Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego Po raz kolejny wybieramy Kobiecą Twarz Pomorza Zachodniego. Plebiscyt odbywa się w trzech kategoriach pokoleniowych - Córki, Matki i Kobiety Dojrzałe. Laureatki z każdego miasta i powiatu otrzymają zaproszenia na wyjątkowe wydarzenie - Forum Kobiecości. Czekają na nie także wspaniałe nagrody, a wśród nich trzy samochody Toyota AYGO X! - To nasza tradycyjna akcja zainicjowana z okazji Dnia Kobiet, która co roku cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem - mówi Katarzyna Niedzwiecka, koordynator akcji. - I nic dziwnego, bo my, kobiety, lubimy czuć się piękne i podziwiane.Trzeba jednak podkreślić, że nasza akcja nie skupia się wyłącznie na pochwałach dotyczących urody, lecz dostrzega także umysł i duszę. Przez najbliższe tygodnie na naszych łamach zaprezentujemy mnóstwo wspaniałych kobiet z Zachodniego Pomorza, ich siłę i osiągnięcia. Pokażemy znacznie więcej, niż widać na zdjęciach. Tegoroczna edycja akcji będzie też wyjątkowa. - Wsłuchujemy się w głosy naszych Czytelniczek - dodaje Katarzyna Niedzwiecka.

62

- Dlatego w tym roku do wygrania będą aż trzy kobiece samochody - Toyoty AYGO X w eleganckich kolorach dostosowanych do grup pokoleniowych w naszej akcji - niebieski dla Córki, czerwony dla Matki i biały dla Kobiety dojrzałej. Laureatki zdobędą też główne tytuły Kobieca Twarz Polski i zostaną zaprezentowane w gazetach i serwisach w całej Polsce. Kulminacyjnym momentem akcji będzie specjalne wydarzenie dla kobiet - FORUM KOBIECOŚCI, które odbędzie się na przełomie maja i czerwca. Zaproszenie na nie otrzymają panie z każdej kategorii pokoleniowej, z każdego miasta i powiatu, które zdobędą najwięcej głosów. Podczas spotkania na uczestniczki będzie czekać mnóstwo atrakcji, m.in. sesja zdjęciowa, warsztaty i wykłady, degustacje i networking. Niespodzianka i jednocześnie wyzwanie czeka dodatkowo na 10 laureatek z miast i powiatów w każdej kategorii pokoleniowej, które zdobędą najwięcej głosów w skali województwa, weźmie udział w castingu. Jury spotka się nimi, aby poznać je lepiej, a następnie wybrać główne laureatki. Uczestniczki castingu otrzymają nagrodę - srebrną bransoletkę z limitowanej serii zaprojektowanej dla laureatek naszej akcji. Każda z nich uzyska także awans do ogólnopolskiego finału akcji w swojej kategorii pokoleniowej. W trzech finałach główną nagrodą będzie samochód. Więcej informacji o akcji udziela: Marta Gromowska tel. 519 503 627 (pn-pt w godz. 9-15) e-mail: [email protected]

#materiał informacyjny

Medycyna estetyczna to nie spełnianie życzeń, a podejmowanie właściwych decyzji Podczas gdy media społecznościowe rozpowszechniają niedoścignione standardy piękna, medycyna estetyczna robi wszystko, aby dotrzymać kroku potrzebom społeczeństwa. To jednak budzi pytanie - gdzie kończy się potrzeba, a zaczyna pragnienie? O znalezieniu balansu, ale też zdrowym rozsądku opowiedziała nam dr Katarzyna Ostrowska-Clark z gabinetu Medimel. Medycyna estetyczna to temat wzbudzający dziś skrajnie silne emocje. Czy rzeczywiście jest nam potrzebna? Czy ludzie mogliby się bez niej obyć? - Medycyna estetyczna stała się odkryciem ostatnich 30 lat, a jej rozwój mocno przyspieszył. Z całą pewnością jest nam potrzebna. Wiele zbiegów ma bezpośredni wpływ nie tylko na wygląd człowieka, ale też na poprawę zdrowia psychicznego. Musimy pamiętać, że wygląd często warunkuje samopoczucie. Jako społeczeństwo dążymy do pewnych norm, które narzuca nam dzisiejszy świat. Lubimy estetyzować swoje otoczenie, lubimy czuć się piękni. Oczywiście ma to zarówno plusy, jak i minusy. Ustalenie nieosiągalnych norm piękna, wykreowanych przez filtry w mediach społecznościowych - nie jest dobre. Ale poprawienie odstających uszu, opadającej powieki czy wymodelowanie bardzo wąskiej wargi to działania, które realnie wpływają na komfort psychiczny. Chcę też podkreślić, że medycyna estetyczna to nie tylko zabiegi upiększające. Dzięki niej możemy pomóc osobom np. po wypadkach. Tymi samymi metodami, którymi powiększane są usta, można wypełnić ubytki w tkankach. Uratować zapadniętą po wypadku twarz, czy zniwelować poważne blizny po poparzeniach. Tu dochodzimy do kwestii personalizacji zabiegów. Wiele kobiet po zabiegach nabiera mocno podobnych do siebie rysów. Z czego to wynika? - Duża w tym rola lekarza, aby wydobyć z pacjentki jej prawdziwą urodę i piękno. Dlatego kobiety (choć coraz częściej i panowie) przynoszą mi zdjęcia, jak wyglądały 10 lat wcześniej. W przeprowadzaniu zabiegów nie chodzi wyłącznie o poprawną technikę, ale o zrozumienie potrzeb osoby, która nam

| ZDOWIE I URODA #GŁOS EKSPERTA |

zaufała, o poczucie estetyki, a także etyki zawodowej. Metodę należy dobrać do pacjenta, a nie pacjenta do metody. Przecież nie chcemy stworzyć kolejnej kopii popularnej celebrytki. Czasem trzeba pacjentowi też odmówić, ale zrobić to mądrze, wyjaśniając powody. Czyli zabiegi nie mogą wynikać po prostu z chęci poprawy urody? - Kiedyś spotkałam się z pytaniem - jakie zabiegi są dziś modne? Modna może być torebka lub buty, nie zabieg. Zabieg musi wypływać z potrzeby. Wiele osób musi zmienić sposób myślenia. Wciąż zdarzają się pacjentki, które przychodzą do gabinetu, już po kilku wykonanych operacjach w różnych miejscach i nie rozumieją, dlaczego nikt nie jest w stanie zagwarantować im dokładnie takiego efektu, jak oczekują. Człowiek nie jest plasteliną, w której można dowolnie lepić, ale żywym organizmem podatnym na powikłania. Personalizacja zabiegu jest bardzo ważna, ale pacjent musi być świadomy, że to działanie, które nie polega na spełnianiu życzeń, a na podejmowaniu właściwych decyzji. Programy telewizyjne często prezentują personalizację zabiegów, jako tworzenie wizualizacji przed i po zabiegu. Czy nie jest to mylące? - Wielu pacjentów nie ma wyobraźni trójwymiarowej, dlatego wizualizacja multimedialna na pewno jest dla nich pomocna. Jednak znowu mówimy tu tylko o wizualizacji, nie gwarancji efektów. A co jako lekarzowi przynosi Pani największą satysfakcję? Które zabiegi z zakresu medycyny estetycznej można nazwać prawdziwym sukcesem? - Pierwsza na myśl przychodzi mi mastektomia u pacjentek chorych na raka z jednoczasową rekonstrukcją piersi. Kobieta budzi się nie z amputowaną piersią ze względu na chorobę, ale z w miarę naturalnym biustem. Mogę też wymienić przywrócenie z pomocą wypełniaczy właściwego wyglądu twarzy po wypadku u osoby po kilkunastu operacjach czy zmniejszenie piersi u pacjentek z gigantomastią. Takich przykładów jest jeszcze wiele, ale myślę, że największym sukcesem dla lekarza jest otrzymanie od pacjenta zaufania. To, że ktoś zdrowy przychodzi do kliniki i powierza lekarzowi swoje zdrowie i życie jest cenniejsze niż cokolwiek innego. Pacjent w szpitalu robi to, bo musi, tu pacjent robi to, bo nam ufa.

ul. Nowowiejska 1E, Szczecin – Bezrzecze +48 91 818 04 74 | +48 500 355 884 | www.medimel.pl [email protected] | [email protected]

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

63

| ZDROWIE I URODA |

Buduj formę z głową Wbrew pozorom lato coraz bliżej, a plażowa sylwetka sama się nie zrobi. I choć każda motywacja do poprawienia formy jest dobra, to należy pamiętać, że sport to narzędzie, które pozwoli poczuć się naszemu ciału lepiej, a trening to proces, w którym możemy przekraczać swoje możliwości. Sylwetka to tylko efekt uboczny. Więcej dowiedzieliśmy się od trenera personalnego Bartosaz Krzemińskiego, którego profil na Instagramie @macho_trener_w_ lokach śledzi blisko 30 tys. osób. ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM BARTOSZA KRZEMIŃSKIEGO

Czy trening, ale taki dający widoczne efekty, można wykonać w domu bez wizyty w fitness klubie? - Oczywiście, że tak, ale na początek warto określić, czym są wspomniane „efekty”. Przez słowo „efekty” rozumiem realizację konkretnego celu, np. zbudowanie masy mięśniowej, redukcję tkanki tłuszczowej, poprawianie kondycji czy zwiększenie siły. Na ten efekt składa się nie tylko sam trening, który możemy wykonać w fitness klubie,

64

w parku czy w domu. Do tego dochodzą jeszcze dwa kluczowe filary, takie jak odżywianie, czyli dobrze zbilansowana dieta, oraz regeneracja, czyli dbanie o odpowiednią higienę snu i odpoczynek w ciągu dnia. Mamy obecnie szeroki zakres metod treningowych – przykładem jest kalistenika, która nie wymaga specjalistycznego sprzętu do wykonywania ćwiczeń. Co do treningu siłowego w domu również nie potrzebujemy nie wiadomo jakiego sprzętu, bo można zaopatrzyć się w sklepie stacjonarnym lub internetowym w składane hantelki lub możemy wykorzystać, np. butelki z wodą. Jak przygotować się na swój pierwszy dzień w siłowni? Co zabrać? - Przede wszystkim należałoby zaopatrzyć się w pozytywne nastawienie, ponieważ wchodzimy w miejsce, w którym dotychczas nie byliśmy. Z doświadczenia wiem, że niektórzy przechodzą naprawdę długi proces, zanim postawią nogę w fitness klubie z obawy na ocenianie ich przez innych albo strach przed wyrządzeniem sobie krzywdy. Do tego polecam zaopatrzyć się w słuchawki z ulubioną muzyką, dzięki której choć odrobinę poczujemy się swobodniej. Z rzeczy oczywistych to czyste, wygodne i stabilne obuwie do trenowania (nie, nie buty do biegania), butelkę z wodą, ręcznik i wygodny strój. Do tego wszystkiego można doliczyć klapki i akcesoria do mycia po skończonym treningu. Jakie zagrożenia czyhają na siłowni? Czego unikać? - Zagrożenia na siłowni, hm… dobre pytanie. Na pewno na pierwszym miejscu zwróciłbym uwagę na higienę - na to, czy bywalcy dezynfekują po sobie sprzęt lub stanowiska, dlatego pod żadnym pozorem nie wolno nigdzie chodzić na boso. Należy również zwracać uwagę na to, czy dany sprzęt nie jest uszkodzony, aby podczas ćwiczenia nie doszło do nieszczęśliwego wypadku. Kolejną rzeczą, którą należy wymienić, to zawsze odkładać po sobie sprzęt i nie rzucać go na ziemię. Byłem świadkiem kilku wypadków, gdzie pozostawiony sprzęt był przyczyną czyjegoś upadku. Zdarzyło się też, że rzucane hantle i sztangi trafiały komuś na stopę. I podstawowa zasada – jeśli się czegoś nie wie, warto pytać. Cała rozmowa na www.mmtrendy.szczecin.pl

#reklama

Aż 400 modeli opraw

-50%

Salon optyczny Progress Serwis, Al. Wyzwolenia 47/U1, Szczecin tel. 517 251 203 |

Progress.Serwis | www.optykps.pl

| ZDROWIE I URODA |

Ser pleśniowy z... ziarna Ser pleśniowy, jogurt, kefir, mleko w proszku... Już wkrótce produkty te będą produkowane z roślin, a właściwie z makuch, czyli tego, co zostaje z ziarna po wyciśnięciu z niego oleju. Podobno smakują jak produkt klasyczny, ale mogą je jeść osoby unikające pokarmów odzwierzęcych. Naukowcy z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie rozmawiają już z producentami żywności o możliwości rozpoczęcia produkcji. Być może więc za rok czy dwa kupimy w sklepie ser z wytłoczyn. TEKST LESZEK WÓJCIK

- To, nad czym pracujemy, jest odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku konsumentów - tłumaczy dr hab. Łukasz Łopusiewicz z Centrum Bioimmobilizacji i Innowacyjnych Materiałów Opakowaniowych funkcjonujące w strukturach Wydziału Nauk o Żywności i Rybactwa ZUT. - Ludzi, którzy rezygnują z tradycyjnego nabiału, czyli jogurtów, serów, kefirów itp., jest coraz więcej. Z tego powodu oferta skierowana do tej grupy konsumentów jest z roku na rok bogatsza. Z tym, że to, co proponują naukowcy ze Szczecina, jest produktem w pełni wartościowym. To ważne! Osoby, które z jakichś przyczyn nie jedzą produktów odzwierzęcych, często nie dostarczają swojemu organizmowi korzystnej mikroflory. Nie oznacza to, że przejście na tę dietę musi mieć negatywny wpływ na ich zdrowie. Bo to, co jest niezbędne, można dostarczyć poprzez suplementy zawierające probiotyki czy bakterie. Przedstawiciele zespołu badaczy ze Szczecina podkreślają jednak, że ich produkty mają w sobie wszystkie niezbędne składniki. Po ich zjedzeniu nie potrzeba się więc sztucznie suplementować.

Ludzie nie chcą jeść mięsa Jak się okazuje, takich osób, które z różnych powodów eliminują z diety produkty odzwierzęce, jest w Polsce i na świecie coraz więcej. Szacuje się, że w kraju fleksitarian wzbogacających swoją dietę o produkty roślinne a mięso spożywających jedynie okazjonalnie jest około 30 proc. - I zarówno u nas, jak i w Europie ten trend jest wzrastający - zapewnia specjalista od żywności roślinnej i funkcjonalnej. - Coraz więcej też jest osób, które całkowicie rezygnują z jedzenia produktów odzwierzęcych. Z danych wynika, że około 10 proc. naszego społeczeństwa wyeliminowało mięso z diety. Proszę pamiętać, że jeszcze 20 lat temu było ich najwyżej 1 proc. To, jak bardzo się zmieniają nasze nawyki żywieniowe, widać np. po ofercie turystycznej, większość restauracji czy hoteli jest już przygotowana na przyjęcie gości z takimi wymaganiami dotyczącymi diety. - Widać to też po tym, co jest oferowane w sklepach

66

- zauważa nasz rozmówca. - Jeszcze nie tak dawno na tego typu produkty przeznaczano jedną małą półeczkę. Dziś są to już całe działy. Zapotrzebowanie na produkty niepochodzące od zwierząt jest ogromne. - My skupiliśmy się na rozwoju alternatyw nabiału, czyli odpowiedników produktów z mleka fermentowanego, które zawierają bakterie - twierdzi Łukasz Łopusiewicz. Pięciu naukowców z Centrum Bioimmobilizacji i Innowacyjnych Materiałów Opakowaniowych funkcjonujące w strukturach Wydziału Nauk o Żywności i Rybactwa ZUT i jeden z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego realizują trzyletni grant (wartości 1,3 mln zł) przyznany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju ProBioVege. - Powolutku finiszujemy. Opracowujemy trzy główne grupy produktów: przekąski półstałe, które możemy zjeść łyżeczką (odpowiedniki jogurtu i kefiru), napoje roślinne (mleka roślinne) oraz produkt instant powstały z napojów roślinnych suszonych rozpyłowo, tak jak mleko w proszku. Wszystkie produkty są fermentowane, czyli wykorzystujemy do ich produkcji bakterie kwasu mlekowego, w tym probiotyki klasycznie wykorzystywane w mleczarstwie.

Makuchy, cenny odpad Grupę naukowców zaangażowanych w stworzenie roślinnych nabiałów interesuje jeden surowiec: makuchy, tzn. wytłoki z nasion oleistych. To surowiec bogaty w białko, polisacharydy, składniki bioaktywne, witaminy. Nabiał z ZUT powstaje więc z nasion roślin oleistych, czyli m.in. maku, słonecznika, sezamu, amarantu, lnu, czarnuszki, konopi, wiesiołka. W większości są to rośliny rosnące w naszym klimacie i uprawiane w Polsce. A makuchy pochodzą z polskich tłoczni. Na razie wytłoki, jako produkt uboczny produkcji oleju, są wyrzucane, spalane, wykorzystywane jako pasza dla zwierząt lub nawóz. Wkrótce będzie podstawą produkcji nabiału. Jak smakują sery z makuch? - Staramy się zbliżyć do smaku oryginału, by zaspokoić konsumenckie potrzeby i przyzwyczajenia, ale nie chcemy podrabiać jogurtu czy sera - zapewnia naukowiec. - To nie są substytuty i analogi. Nasze produkty nie mają imitować mleka. To jest alternatywa. Nasze mleko ma cechy funkcjonalne, odpowiadające produktowi klasycznemu, ale przez to, że surowiec jest inny, smak, zapach i kolor też jest inny. Choć bardzo często uzyskujemy aromat zbliżony - dzięki wykorzystaniu klasycznych szczepów bakterii mleczarskich. Realizowany w ZUT projekt skupia się obecnie jedynie na części technologicznej. Kiedy kupimy w Żabce jogurt z makuchy? - Wszystkie nasze rozwiązania staramy się opatentować i przygotować do wdrożeń na rynku. Jesteśmy już po kilku rozmowach z partnerami, producentami żywności roślinnej z Polski i spoza kraju. Zainteresowanie jest duże. Głównym produktem, nad którym pracują szczecinianie, to roślinna alternatywa dojrzewających serów pleśniowych: typu camembert i lazur, czyli powstaje zamiennik sera ze „skórką” z zewnątrz i przerostem oraz popularnego marmurka. Powstają też jogurty, kefiry i mleka w proszku. Poza tym pracują też nad dodatkami, choćby stabilizatorami emulsji.

#reklama

#reklama

#materiał informacyjny

| ZDOWIE I URODA |

Czy wszystkie nowotwory możemy wykryć kontrolując się w gabinecie ginekologicznym zgodnie z zaleceniami? - Niestety nie. Mamy możliwości profilaktyki i wykrywania wspomnianego raka szyjki macicy czy raka piersi. Bardzo ważne jest, abyśmy jako ginekolodzy edukowali pacjentki i informowali jak możemy wykryć tak częsty nowotwór jak rak piersi, jak ważna jest comiesięczna samokontrola i badanie USG piersi. Jako lekarze tłumaczymy pacjentkom, że badanie mammograficzne pomimo, że często bywa bolesne, to jednak pozostaje złotym standardem w wykrywaniu raka piersi i powinno być w pewnej grupie wiekowej wykonywane rutynowo, co dwa lata. Często pacjentki, bojąc się tego badania, wolą wykonać USG piersi, jednak ono nie może zastąpić mammografii, może jedynie być jej uzupełnieniem. To jest właśnie rola nas ginekologów, oprócz badania, również edukacja pacjentek, na jakie objawy powinny zwrócić uwagę i kiedy zgłosić się do lekarza prowadzącego.

Profilaktyka nowotworów kobiet. Jak chronić się przed rakiem? Rozmowa z prof. dr hab. n. med. Anetą Cymbaluk-Płoską specjalistą onkologii ginekologicznej oraz specjalistą położnictwa i ginekologii z kliniki Prenatal-Med. Pacjentki często zadają pytanie, kiedy jest odpowiedni czas na zgłoszenie się do ginekologa? - Jest to dobre pytanie, ale nie możemy wszystkich pacjentek traktować tak samo. Mamy grupę zdrowych osób, bez obciążeń chorobami nowotworowymi w rodzinie, które zachęcamy, aby raz w roku zgłosiły się na kontrolę ginekologiczną. W wielu przypadkach pacjentki umawiają się na wizyty kontrolne do lekarza i faktycznie przestrzegają wyznaczonych terminów. Postęp w medycynie jest bardzo dynamiczny i tak naprawdę większość z nas, ginekologów, proponuje jako profilaktykę pierwotną w raku szyjki macicy - szczepienie na HPV, czy profilaktykę wtórną w postaci cytologii płynnej, która ma większą czułość i skuteczność niż potocznie mówiąc cytologia na szkiełko.

W takim razie jakie objawy powinny pacjentki zaniepokoić? Z jakimi można poczekać, a z jakimi nie wolno? - Często pacjentki młode mają nieprawidłowe krwawienia, tłumacząc je wysiłkiem fizycznym, czy też tym, że zapomniały przyjąć tabletki antykoncepcyjne. Jest to błędne myślenie. Jeżeli powtarzają się takie krwawienia, pacjentki powinny udać się do lekarza prowadzącego i sprawdzić przyczynę nieprawidłowych plamień czy krwawień. W grupie pacjentek po menopauzie jest to zdecydowanie prostsze, gdyż zazwyczaj przychodzą od razu na wizytę, będąc zaniepokojone, że pojawiło się krwawienie, którego nie miały już jakiś czas. Stąd wykrycie raka trzonu macicy w Polsce, jak i w całej Europie, następuje we wczesnym stadium zaawansowania. Czyli dużo tak naprawdę zależy od pacjentek i od ich zgłaszalności do lekarza. - Oczywiście, że dużo zależy od pacjentek, ale nie możemy zapominać, że mamy też do czynienia z rakiem jajnika, który jest trudny do wykrycia, a objawy są nieswoiste, gdyż np. która z nas kobiet nie cierpi na wzdęcia czy pobolewania w podbrzuszu. Dlatego w tym przypadku ważne jest, aby lekarze przeprowadzający wywiady z pacjentkami, dopytywali się o występowanie nowotworów w rodzinie, gdyż są one kierowane do poradni genetycznej, w celu wykonania badań genetycznych. W przypadku wykrycia mutacji w genie np. BRCA1 lub BRCA2 predysponujących do powstania nowotworów pacjentki zostają objęte specjalną opieką, ponieważ stanowią grupę wysokiego ryzyka. Podsumowując, jakie ma pani przesłanie dla kobiet? - Chciałabym, żeby kobiety wsłuchiwały się w swój organizm i nie bagatelizowały nieprawidłowych objawów. Niech nie boją się i zadają pytania swoim ginekologom.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2023

69

| BIZNES |

#materiał partnerski

Do nagród podchodzimy z pokorą Regularnie są nagradzani i doceniani za swoją pracę. Ogólnopolskie media uważają ich za ekspertów w swojej dziedzinie, toteż można ich często usłyszeć na radiowej antenie czy też obejrzeć w telewizji. Filip Kiżuk i Katarzyna Rogoźnicka otrzymali kolejną nagrodę za pomoc przedsiębiorcom znajdującym się w trudnej sytuacji, statuetka NASZE DOBRE Z POMORZA to ważne wyróżnienie, do którego nagrodzeni podchodzą… z pokorą. wielu przedsiębiorców nie ma dziś wiedzy w zakresie restrukturyzacji i wyobraża sobie, że takie postępowanie może prowadzić do całkowitego zamknięcia firmy, tymczasem jest wręcz odwrotnie: postępowanie restrukturyzacyjne w zdecydowanej większości przypadków ratuje firmę i pozwala w szybkim czasie pozbyć się problematycznych długów.

Kancelaria Kiżuk&Michalska specjalizuje się w prowadzeniu postępowań restrukturyzacyjnych, wyciąga z kłopotów finansowych przedsiębiorstwa z całej Polski – zarówno te małe, jak i duże. Szybko jest w stanie wstrzymać wszystkie egzekucje i windykacje, dając tym samym nowe życie firmom. Wielokrotnie dzięki ich zaangażowaniu i umiejętnościom udało się ocalić przedsiębiorstwa od upadku. Kilka dni temu Kancelaria Kiżuk&Michalska została nagrodzona w konkursie NASZE DOBRE Z POMORZA w kategorii usług.

- Cieszy nas ta nagroda, ona jest dowodem na to, że posiadamy mądre rozwiązania na czas kryzysu – mówi Filip Kiżuk. – Pandemia, wysoka inflacja, wojna w Ukrainie… to nie są łatwe czasy dla prowadzenia działalności gospodarczej, wielu przedsiębiorców z dnia na dzień wpada w kłopoty finansowe nie ze swojej winy, my z kolei stoimy na straży ich finansów i wdrażając postępowania restrukturyzacyjne, ratujemy przed likwidacją firmy – tłumaczy. Katarzyna Rogoźnicka podkreśla, że

- Od wielu miesięcy prowadzimy, jako kancelaria, szeroko zakrojone akcje edukacyjne, by uświadamiać i pokazywać, że dług nie jest przysłowiowym końcem świata i nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje się, że zobowiązanie jest nie do spłacenia, można sobie z nim poradzić – wyjaśnia Katarzyna Rogoźnicka. – Jesteśmy zapraszani jako prelegenci na spotkania, debaty, szkolenia. Nagroda, jaką zostaliśmy uhonorowani, daje nam wiele satysfakcji, ponieważ traktujemy ją jako wyznacznik jakości swojej pracy. Od pierwszego dnia działania kancelarii staramy się pomagać każdemu, kto się do nas zgłosi. To zaangażowanie jest dostrzegane i stąd statuetka NASZE DOBRE Z POMORZA, pomimo że działamy nie tylko na Pomorzu Zachodnim, ale również w innych częściach kraju – dodaje. Kancelaria Kiżuk&Michalska pomaga nie tylko firmom, ale również osobom fizycznym, zajmuje się bowiem również upadłościami konsumenckimi.

ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin | www.kizukmichalska.pl Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250 Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849

70

Oddaj głos na swo wyślij SMS pod nr

#reklama

#reklama

#reklama

#reklama

#reklama

fot. Andrzej Szkocki

| WYDARZENIA |

Paryski szyk

w szczecińskim butiku Klientki szczecińskiego butiku marki Max Mara przywitały najnowszą kolekcję z paryskim rozmachem. Prócz oryginalnych kreacji nie brakowało uśmiechów oraz specjalnych koktajli i przekąsek – które zostały tak przygotowane, by z miejsca przenosiły wszystkie uczestniczki wydarzenia prosto do stolicy Francji. Panie chętnie przymierzały proponowane modele odzieży z wiosennej kolekcji i pozowały do zdjęć. Jednym słowem spotkanie było magnifique! (am)

76

#reklama

Wyjątkowe spotkanie i bankiet tylko dla pań „Spotkanie inspirujących kobiet”, pod takim hasłem odbył się event w salonie Mercedes-Benz Mojsiuk w Szczecinie. Wydarzenie zainicjowały szczecinianki Nina Kaczmarek i Anita Gałek z Kobietowo.pl. Celem spotkania była prezentacja potencjału i możliwości kobiet związanych z naszym miastem, a także regionem. Organizatorki zaplanowały wywiady z gośćmi specjalnymi, m.in. z Moniką Pyrek, mistrzynią i rekordzistką Polski w skoku o tyczce, czy też z Sylwią Trojanowską, pisarką. Uczestniczki mogły też posłuchać głosu Sylwii Różyckiej, aktorki Teatru Polskiego w Szczecinie, która wystąpiła na zamknięcie wieczoru. Choć był to wieczór dedykowany kobietom, miejsce honorowe zajął prezydent Piotr Krzystek, który uroczyście złożył wszystkim paniom życzenia z okazji niedawnego Dnia Kobiet. - Kobiety i biznes to często ekscytujące połączenie podsumował prezydent na swoim oficjalnym profilu na Facebooku. - Można było się o tym przekonać choćby podczas dzisiejszego spotkania przedsiębiorczych pań zorganizowanego przez Mercedes-Benz Mojsiuk, Północną Izbę Gospodarczą i Kobietowo.pl. Ciekawy i inspirujący wieczór. Dziękuję za zaproszenie. Wieczór był też okazją do bliższego zapoznania się z nowymi modelami aut, a także biznesową historią rodziny Mojsiuk, w której kobiety odegrały ważną rolę. (am)

78

fot. UM Szczecin

| WYDARZENIA |

#reklama #reklama

REKLAMA Doradztwo Biznesowe Łukasz Kmiecik Cafe Uśmiech

#reklama

DOSTAWCA KOMPLEKSOWYCH ROZWIĄZAŃ 3-krotny leureat nagrody Nasze Dobre z Pomorza

#reklama

CZYSTA ENERGIA - CZYSTE CIEPŁO - NIEZALEŻNOŚĆ ENERGETYCZNA Połączenie pompy ciepła z fotowoltaiką to idealne rozwiązanie: • Korzystając z odnawialnych źródeł energii redukujesz koszty eksploatacji domu, są niższe nawet o 90%, • Zyskujesz niezależność od dostaw i podwyżek cen prądu, gazu i węgla, • Zwiększając stopień wykorzystania energii elektrycznej produkowanej z instalacji fotowoltaicznej, nie odsyłasz nadwyżek do sieci, a co za tym idzie nie ponosisz strat z tym związanych,

• Rozbudowując instalację fotowoltaiczną o magazyn energii i urządzenia zmieniające instalację fotowoltaiczną z sieciowej na wyspową uniezależniasz się od braku zasilania w sieci, • Rezygnując z tradycyjnego ogrzewania na etapie projektowania domu oszczędzasz na budowie komina czy kotłowni, • Redukujesz ilość gazów cieplarnianych emitowanych do atmosfery.

Clear Energy Sp. z o.o. • ul. Mieszka I 81 (Galeria Mieszka), Szczecin • Biuro czynne pon.-pt.: 9.00-16.00

\ 798 622 022, 798 611 011

1 [email protected]

www.clearenergy.pl

#reklama

Mieszkania, domy, działki, lokale oraz hale na sprzedaż i wynajem Legra nieruchomości Szczecin, ul. Monte Cassino 18A tel. 601 271 755 | 691 075 755 www.legra.biz

#reklama

Ponad 20 lat doświadczeń na rynku nieruchomości

#reklama

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 MYDOKUMENT.COM - All rights reserved.