ELITY 57 Flipbook PDF


110 downloads 113 Views 43MB Size

Recommend Stories


57
k ˜ OFICINA ESPANOLA DE PATENTES Y MARCAS 19 k kInt. Cl. : A61K 31/57 11 N´ umero de publicaci´on: 2 150 497 7 51 ˜ ESPANA //(A61K 31/57, A61

57
filmclubcafe.com DIRECTOR Abu-Assad, Hany Achache, Mona Adamson, Andrew Adlon, Percy Advani, Nikhil Afleck, Ben Ainouz, Karim Åkerlund, Jonas Akin, Fa

Story Transcript

ELITY nr 57 grudzień 2022

■ Ludzie ■ Fakty ■ Kariery

ELITY

Joanna Grzybowska

MAZOWSZE to coś więcej Sylwester Szafarz

Stosunki POLSKO-CHIŃSKIE Grzegorz Świderski

Od szybowca do liniowca

NR INDEKSU 367060 cena 15 zł (w tym 8% VAT)

Elżbieta Czechowicz

PIOTR RODOWICZ

Jazzman z kontrabasem

Krzysztof Jagodziński Mirosława Modelska

POJEDYNKI

RETINGER – nieznany Polsce i Polakom

Składniki:

Sposób przygotowania:

• 1 szklanka parzonej na zimno kawy • ¼ - ½ szklanki Guinessa • ok. 30 ml whiskey • ok. 30 ml syropu cukrowego • ¼ szklanki śmietanki • kostki lodu

Włóż kostki lodu do szklanki i dodaj kawę Cold Brew, Guinnessa, whisky i syrop. Zamieszaj. Na końcu dodaj śmietankę i pozwól prześlizgnąć się jej przez kostki lodu na brzegu szklanki.

Składniki:

Sposób przygotowania:

• 1/2 szklanki + 2 łyżki przefiltrowanej wody • 1 łyżeczka organicznej matchy • 1-2 łyżki miodu • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego • 3/4 szklanki mleka migdałowego • kostki lodu

Podgrzej wodę w małym rondelku na średnim ogniu. Gdy woda będzie ciepła (nie gorąca) dodaj łyżeczkę matchy i ekstrakt waniliowy. Ubijaj, aż wszystko się całkowicie wymiesza. Zdjąć z ognia i pozostawić do ostygnięcia. Włóż lód do szklanki i zalej go wcześniej przygotowaną matchą. Następnie zalej matchę mlekiem migdałowym i wymieszaj.

Składniki:

Sposób przygotowania:

• 15 ml Campari • 20 ml Cinzano 1757 • 20 ml Gin • 0 ml zimnego espresso • 5 ml syropu cukrowego • trochę czekolady • skórka z limonki (drobno pokrojona)

Wymieszaj wszystkie składniki z kostkami lodu (oprócz skórki z limonki) w shakerze. Mieszankę przelej do kubka i oprósz skórką z limonki.

Składniki:

Sposób przygotowania:

• 1 filiżanka espresso • 250 ml wody z tonikiem • kostki lodu • jagody jałowca • 1 plasterek cytryny

Zaparz espresso i odstaw je do ostudzenia. Napełnij szklankę kostkami lodu, dodaj cytrynę i kilka jagód jałowca, wlej tonik i ostrożnie wlej espresso. Wygląda to najlepiej, gdy espresso bardzo delikatnie i powoli spływa do szklanki. W ten sposób tonik i espresso nie mieszają się tak bardzo i powstaje efekt bursztynu.

Registered trademark of a company of the Melitta Group ®

10878

www.kawatoprzyjemnosc.pl/raty

Ekspres ciśnieniowy Melitta® Latticia® OT wyróżniony nagrodą Plus X Award

Ekspresy ciśnieniowe Melitta® wyróżnione nagrodą Plus X Award

Oferta może różnić się u wybranych Partnerów. Oferta obowiązuje do 31.12.2022 r. lub do wyczerpania zapasów. *Raty nawet do 0%. Promocja dostępna u wybranych dystrybutorów marki Melitta®, na warunkach indywidualnie oferowanych przez tychże dystrybutorów. Warunki promocji, w tym RRSO, mogą się różnić pomiędzy dystrybutorami.

Odkryj zestaw 12 rekomendowanych kosmetyków ­SENSAI oraz tegoroczną ­NOWOŚĆ ­COMFORTING B ­ ARRIER M ­ ASK

1

2

3

4

5

1. ­SENSAI ABSOLUTE SILK MICRO MOUSSE TREATMENT – przeciwstarzeniowy lotion w formie pianki to pierwszy etap Podwójnego Nawilżania. Rewitalizuje skórę, wykorzystując technologicznie innowacyjne oddziaływanie mikroskopijnych bąbelków. Pozostawia skórę rozświetloną i odbudowaną, z mniejszą ilością drobnych zmarszczek. 2. ­SENSAI ABSOLUTE SILK FLUID – nawilżający do twarzy o właściwościach przeciwstarzeniowych i odświeżających. Poprawia fakturę skóry. Dogłębnie odżywia, napina i uelastycznia. 3. ­SENSAI ABSOLUTE SILK ILLUMINATIVE CREAM – nowa metoda rozświetlania cery: walka z obszarami cienia. Krem łączy w sobie dwa podstawowe działania: minimalizację zacienień powstałych pod wpływem zmarszczek oraz aktywne rozświetlenie cery, aby przywrócić naturalnie promienną skórę. 4. ­SENSAI SILKY PURIFYING CLEANSING OIL – to pierwszy krok do uzyskania efektu idealnie czystej i gładkiej skóry. Lekki olejek usuwa wszelkie zanieczyszczenia na bazie tłuszczów. Skutecznie redukuje nadmiar sebum, koi skórę i przygotowuje ją na kolejne etapy pielęgnacji. 5. ­SENSAI SILKY PURIFYING CREAMY SOAP – usuwa zanieczyszczenia i złuszcza obumarłe komórki skóry, a jednocześnie przygotowuje skórę do aplikacji kolejnych produktów pielęgnacyjnych. 6. ­SENSAI CELLULAR PERFORMANCE EXTRA INTENSIVE MASK – maseczka do twarzy. Specjalna formuła olejków roślinnych pod wpływem temperatury stapia się ze skórą, rewitalizując ją oraz nasycając energią. Zapewnia natychmiastowe nawilżenie oraz sprawia, że skóra staje się gładka i jedwabiście miękka.

4 ELITY

Zapraszamy Cię do wyjątkowego świata japońskiego piękna, duchowości i stylu życia, który pojawił się na rynku polskim 20 lat temu. Do świata kosmetyków marki S ­ ENSAI, uznanego eksperta w pielęgnacji, który czerpie z japońskiej tradycji od prawie 100 lat i umiejętnie łączy azjatyckie dary natury z nowoczesnymi technologiami, abyś mogła pielęgnować swoją skórę w najbardziej skuteczny i komfortowy dla niej sposób. Linia kosmetyków ABSOLUTE SILK została stworzona na bazie kompleksu Jedwab Koishimaru RoyalTM o silnych właściwościach odmładzających i pielęgnacyjnych.

6

7

8

9

10

11

12

7. ­SENSAI EXTRA INTENSIVE 10 MINUTE REVITALISING PADS – elastyczne płatki nasączone esencją z Jedwabiem Koishimaru, idealnie przylegają do skóry wokół oczu i można je nakładać także wokół bruzd nosowych. Błyskawicznie zapewniają rewitalizację i blask skórze w tej okolicy. 8. ­SENSAI CELLULAR PERFORMANCE BODY FIRMING EMULSION – emulsja ujędrniająca do ciała. Przyspiesza metabolizm wodny i syntezę kolagenu, aby przeciwdziałać opuchnięciom oraz zapobiegać utracie jędrności poprzez naturalny, aktywny składnik Aktywator Hydra­‑Ujędrniający. Usuwa szorstkość i przesuszenia. Minimalizuje szary koloryt i nadaje skórze jedwabisty blask. 9. ­SENSAI CELLULAR PERFORMANCE THROAT AND BUST LIFTING EFFECT – aktywne serum przeciwdziałające efektom starzenia w okolicy szyi i biustu. Pobudza syntezę kolagenu, likwiduje przebarwienia pigmentacyjne, działa przeciwzmarszczkowo i ujędrniająco. 10. ­SENSAI CELLULAR PERFORMANCE TOTAL LIP TREATMENT – intensywna pielęgnacja ust. Zwiększa syntezę kolagenu i jego jakość w strefie „O” wokół ust. Minimalizuje błyskawicznie szorstkość. Daje ustom ponętną wypukłość i gładkość. 11. ­SENSAI TOTAL LIP GLOSS – błyszczyk do ust. Głęboko nawilża i  odżywia wargi. Stanowi idealne wykończenie makijażu. 12. ­SENSAI ­MASCARA 38°C – tusz rozdzielający i wydłużający rzęsy. Posiada rewolucyjną formułę odporną na pot, łzy i wilgoć. Zmywa się łatwo wodą o temperaturze 38 stopni Celsjusza.

5 ELITY

Marzysz

o wyjątkowej biżuterii? A może

szukasz

unikatowego prezentu dla

bliskiej osoby?

WYBIERZ PRODUKTY

STWORZONE Z PASJI I MIŁOŚCI

DO BIŻUTERII Współpracujemy z projektantami z całego świata, ale inspiracje i najciekawsze wzory naszej biżuterii czerpiemy od włoskich mistrzów. Marka KOQ powstała z myślą o Tobie i z miłości do biżuterii.

8 ELITY

Kupuj biżuterię wyjątkową. WYJĄTKOWĄ JAK TY!

[email protected] +48 505 588 448 al. Jana Pawła II 38 lok. 4. 00-141 Warszawa

9 ELITY

10 ELITY

EKSCYTUJĄCA PODRÓŻ PO ŚWIECIE

LUKSUSU I PIĘKNA

Zakupy w Calvado przypominają ekscytującą podróż po świecie luksusu i  piękna, czas płynie tutaj wolniej, a każdy przedmiot fascynuje jakością i wyglądem. Wnętrze zyskuje duszę, gdy czujemy się w nim przyjemnie, luksusowo i bezpiecznie. Nie jest to jednak możliwe, jeśli wyposażenie i dodatki są przeciętne, kupione bez zastanowienia, a po kilku miesiącach nadają się jedynie do wymiany. Inaczej jest z produktami, które oferuje Calvado. Jest tu wszystko, co powinno znaleźć się w eleganckich i wyjątkowych wnętrzach  – wyposażenie i dodatki do salonu, sypialni, łazienki, kuchni czy biura. To, co wyróżnia sklep spośród tysiąca podobnych, to wyjątkowa oferta markowych produktów wykonanych ze szlachetnych naturalnych materiałów, oddziałujących pozytywnie

na samopoczucie i zdrowie. Produkty te są nie tylko piękne, ale też niezwykle funkcjonalne, a ich wyszukany design sprawia, że każde wnętrze stanie się wyjątkowo eleganckie. Nie jest sztuką otoczyć się wieloma przedmiotami kupionymi w pośpiechu lub przy okazji, które po roku stracą na jakości. Sztuką jest świadomie wybrać taki produkt, który da satysfakcję na wiele lat, a korzystanie z niego będzie niekończącą się przyjemnością. Zakupy w  Calvado są przeciwieństwem szybkich transakcji internetowych, przypominają bardziej ekscytującą podróż po świecie luksusu i piękna, czas płynie tutaj wolniej, a każdy przedmiot fascynuje jakością i  wyglądem. Wybór takich produktów nie może trwać chwilę, tak jak korzystanie z nich nie może trwać kilka czy kilkanaście miesięcy. Oferta Calvado składa się z najwyższej jakości produktów, na które

czasami trzeba i warto poczekać. A im dłużej czekamy, tym większa jest przyjemność posiadania go i korzystania z niego. Warto poznać różnicę między przeciętnymi, a  luksusowymi produktami, a te dostępne w Calvado stanowią ciekawe i  innowacyjne połączenie różnych wyjątkowych materiałów. Są to chociażby przepiękne jedwabie, bawełna egipska, szlachetne wełny, ale również drewno, naturalny kamień, szkło czy porcelana. Wiele z nich jest poddanych ręcznej obróbce, co gwarantuje przede wszystkim niebywałą jakość, ale również niepowtarzalność i unikatowe wzornictwo. Produkty z Calvado to również idealny pomysł na wyszukany i luksusowy prezent na ślub, urodziny, rocznicę czy parapetówkę. Szereg wyróżnień otrzymanych w konsumenckich plebiscytach potwierdza, że Calvado jest synonimem trwałości, elegancji i jakości. ➢

11 ELITY

NONAME LAKES LUXURY HOTEL&SPA miejsce, które zaskakuje i zachwyca

14 ELITY

Apartamenty inwestycyjne Apartamenty typu condo to nowy kie­ runek inwestowania w nieruchomości. Dotyczy rynku hotelowego i jest trak­ towany jako połączenie formy inwe­ stowania w nieruchomości z posiada­ niem tzw. drugiego domu w  kurorcie turystycznym. NoNameLuxury Hotel&Spa to cztero­ gwiazdkowy obiekt otulony czterohekta­ rowym lasem, usytuowany w niezwykle malowniczym zakątku Polski na terenie Pojezierza Brodnickiego, z dala od wiel­ komiejskiego zgiełku i natłoku turystów. Specjalnością obiektu jest holistyczna troska o ciało i duszę, wynikająca z po­ nad 10‑letniej troski o kontakt z naturą i głęboki relaks. Pojezierze Brodnickie uznawane jest za jeden z najczystszych przyrodniczo regionów w Polsce. To piękna kraina, bogata w jeziora, lasy, malownicze kra­ jobrazy, która pozwala nawiązać bliski kontakt z  naturą i  poczuć harmonię z przyrodą. W samym sercu tej krainy powstał czterogwiazdkowy obiekt hote­ lowy, który został wyróżniony wieloma, prestiżowymi nagrodami. Obiekt został także wyróżniony na prestiżowym kongresie spa w kategorii Diamenty Wellness, a także doceniony przez Ministerstwo Gospodarki. Jest on idealnym sposobem na inwe­ stycję kapitału. Będąc pełnoprawnym

właścicielem nieruchomości, cieszymy się co miesiąc z otrzymanego dochodu w stałej wysokości, corocznie indekso­ wanego o wskaźnik inflacji, a  jedno­ cześnie mamy możliwość wypoczynku w  dogodnym dla nas terminie. Do­ świadczony operator przejmuje na siebie całość obowiązków związanych z zarządzaniem, wynajmem lokalu oraz kosztami eksploatacyjnymi. Umowa podpisywana jest na 10  lat z  możli­ wością przedłużenia. NoNameLuxury Hotel&SPA stanowi idealne połączenie minimalizmu z luk­ susem, bliskości z naturą, z nowoczes­ nością. Pojezierze Brodnickie sukce­ sywnie staje się topowym pod kątem luksusowego wypoczynku regionem nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Tu­ taj na nowo uczymy odkrywać się przy­ jemności, a każda pora roku jest do­ bra, żeby tu przyjechać. Za  oknami krajobraz zmienia się i ubiera w nowe kolory. Za drzwiami hotelu niezmien­ nie panują cisza i relaks. Goście mają do dyspozycji cztery gabinety masażu, dwa gabinety kosmetologiczne profe­ sjonalnej marki Aromatherapy Associa­ tes London, siłownię, salę jogi, gabinet akupunktury, pokój światło‑ i muzyko­ terapii, wanny flotacyjne, dwa baseny wewnętrzne, dwa baseny zewnętrzne, komory hiperbaryczne, tężnie. Wnę­ trze oraz architektura doskonale

korespondują z  wszechobecną przy­ rodą. Design opiera się na elemen­ tach drewna, szkła i betonu. Zamysłem architekta było stworzenie przestrzeni pozbawionych barier, stąd ogromne przeszklenia uwalniające światło oraz nieskończoną zieleń „Krainy Stu Je­ zior”. Całość dopełniają dzieła sztuki Alessandro de Stefano. Najbardziej wymagający goście mogą skorzystać z usług specjalnie wy­ kształconego personelu kliniki Holis, która wykorzystuje sprawdzone przez wiele lat technologie fototerapii ame­ rykańskiej marki ­ERCHONIA będącej jednym z prekursorów nowej dziedziny medycyny, jaką jest fotobiomodulacja. Bezpieczeństwo i  efektywność stoso­ wanych procedur terapeutycznych po­ twierdzone są kilkunastoma certyfika­ tami FDA. Zwieńczeniem profesjonalnych usług resortu są: dwie tematyczne restauracje i dwa lounge bary, które rozpieszczą najbardziej wymagające podniebienia, a klimatyczny American Bar z salonem gier zadba o wieczorny reset w gronie przyjaciół. Obiekt w stylu condo jest doskonałą alternatywą dla osób, które chcą inwe­ stować w nieruchomości i które szu­ kają jednocześnie idealnej bazy noc­ legowej na cały rok dla siebie i swoich bliskich. ■

15 ELITY

Dorota Goldpoint na Arab Fashion Week w Dubaju Magdalena Siekacz Klinika Ketaminy

34

ELITY 57

64 82

18 52

Rozmowa z właścicielem krakowskiego studia Szostak Atelier Marta Malak Inwestuj w Dubaju Arche SA Inwestuj w polską sieć hoteli Marta Chudzik Dom w objęciach sztuki Małgorzata Hanslik Kobiece malarstwo blisko natury Abakanowicz... na Zamku Królewskim w Warszawie Joanna Grzybowska Nowe spojrzenie na Zespół Mazowsze S. Jadwiga Kisielewska SM Święty Wincenty a Paulo – patron Dzieł Miłosierdzia Greg Świderski – Od szybowca do liniowca rzecz o kpt. Janie Trojanowskim Elżbieta Czechowicz Piotr Rodowicz – jazzman z kontrabasem Zygmunt K. Jagodziński

68 88

92 104 124

96

116 130

Pojedynki – aspekt moralny i społeczny (wieki XVI‑XX) Wiesław Żółtkowski o książce dr. Ryszarda Ślązaka Samozagłada polskiej gospodarki 1989–2016 Mira Modelska-Creeech Retinger – wielki patriota nieznany Polsce i Polakom Leszek Piecyk Chiny i stosunki Polsko-Chińskie

148

154

ELITY nr 57 grudzień 2022

160 ■ Ludzie ■ Fakty ■ Kariery

ELITY

NR INDEKSU 367060 cena 15 zł (w tym 8% VAT)

ELITY nr 57, rok 2022 redakcja: 00-019 Warszawa, ul. Złota 9/15 tel. 22 826 86 87, 828 46 62 tel./fax 828 46 61 [email protected]

Joanna Grzybowska

MAZOWSZE to coś więcej Sylwester Szafarz

Stosunki POLSKO-CHIŃSKIE

Grzegorz Świderski

Od szybowca do liniowca

Elżbieta Czechowicz

PIOTR RODOWICZ

Jazzman z kontrabasem Krzysztof Jagodziński Mirosława Modelska

POJEDYNKI

RETINGER – nieznany Polsce i Polakom

redaktor naczelny: Błażej Pajda

stale współpracują: Aleksandra Baka Piotr Bieliński Krzysztof Jagodziński Monika Łaguna Joanna Kupiec Marta Kupiec Mira Modelska-Creech Leszek Piecyk Sylwia Wesołowska Zenon Żyburtowicz

wydawca: GEMMA dyrektor wydawnictwa: Beata Razmuk dyrektor artystyczny: Ilona Zajączkowska dyrektor biura promocji i reklamy: Elżbieta Tyska

Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam. Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca.

© Wszystkie prawa zastrzeżone

Warszawska Fabryka Platerów ­ EFRA  S.A. niezmiennie od prawie H 200  lat oferuje swym klientom nie‑ zwykle ekskluzywne elementy zastawy stołowej. Obecnie jesteśmy jedynym polskim producentem sztućców oraz galanterii stołowej wytwarzanych w całości ze srebra oraz platerowanych srebrem. Tworzymy unikatowe przedmioty, dba‑ jąc przy ich wykonaniu o najmniejszy detal, kładąc nacisk na kunszt ręcz‑ nego wykonania. Oferujemy szeroki asortyment sztućców indywidualnych oraz serwingowych. Galanteria stołowa produkowana przez ­HEFRĘ, zwana biżuterią stołu, wprowadza w  domu atmosferę wyjątkowości, elegancji i do‑ brego smaku. Wyroby ­HEFRY nabierają szczególnych i  indywidualnych cech oraz niepowtarzalnego charakteru, gdy są opatrzone inicjałami, monogramem lub znakiem firmowym, stąd na życze‑ nie naszych klientów oferujemy usługi grawerowania. Piękno naszych produktów ma po‑ nadczasowy charakter, a szlachetność materiału i precyzja wykonania pozwa‑ lają nam udzielać wieczystej gwarancji na nasze wyroby srebrne oraz 7‑letniej na produkty posrebrzane. Aby dowiedzieć się więcej o nas, za‑ praszamy na stronę:

17 ELITY

rozmawiała: Sylwia Wesołowska

Niedawno wróciła pani z zagranicznych wojaży. Celem jednego z  nich był Arab Fashion Week w  Dubaju, gdzie zaprezentowała pani kolekcję „The Inner Power”. Jakie są założenia tego projektu? ■■ Projektowanie to moja pasja. Mo‑ imi muzami są klientki, z którymi nie tylko się przyjaźnię, ale też inspiruję się ich siłą. Widać to w kolekcji „The Inner Power”, która łączy bajkowość i ezote‑ rykę z ponadczasowością i klasyką. Jest ona manifestem kobiecej siły, sielanko‑ wym spacerem po polskim krajobrazie i  wspaniałym marszem ku dojrzałej, pewnej siebie kobiecości. To kwintesen‑ cja kobiecości, ucieleśnienie mocy, siły i niezależności kobiet świadomych i am‑ bitnych, jak również uniwersalny prze‑ kaz mówiący o tym, że serce kobiety nie ma zmarszczek. Obecnie tworzę kreacje dla klientek z  Arabii Saudyj‑ skiej, Libanu oraz Chinek mieszkają‑ cych w Dubaju. Kolejne prestiżowe wydarzenie to gala First Fashion w Waszyngtonie, na którą zaproszono projektantów pierwszych dam z całego świata. Zaprezentowała pani dwie kreacje przygotowane dla Agaty Kornhauser­‑Dudy. Jak zostały ocenione przez zaproszonych gości?

18 ELITY

■■ Udział w gali był dla mnie ogrom‑ nym wyróżnieniem. Jako jedyna Polka znalazłam się wśród 40 zaproszonych projektantów. Zaprezentowałam tam dwie kreacje. Pierwsza to czarno­‑biała suknia koktajlowa przygotowana na wizytę pary prezydenckiej w Waszyng‑ tonie i  spotkanie z  ówczesnym pre‑ zydentem USA Donaldem Trumpem. Druga to czarno­‑złota kreacja, którą polska pierwsza dama nosiła podczas noworocznego spotkania z korpusem dyplomatycznym. Obie kreacje zostały ocenione bardzo wysoko, a sama Jan Du Plain, odpowiedzialna za organi‑ zację tego niezwykłego wydarzenia, po‑ wiedziała do mnie: „Wzniosłaś modę dyplomatyczną na wyższy poziom”. Udowadnia pani, że dojrzałość to piękno, kobiecość i  siła. Na liście pani klientek są znane osoby, w tym Agata Kornhauser­ ‑Duda. Jaką klientką jest pierwsza dama? ■■ Mam to szczęście, że pracuję z bar‑ dzo wymagającymi klientkami, a pierw‑ sza dama jest jedną z  nich. Projek‑ tując, musimy integrować trzy ważne elementy. Po pierwsze, każda z pierw‑ szych dam przed wejściem w tę rolę miała swój określony styl i upodobania. Po drugie, musi ona połączyć lubiany styl z wymogami protokołu dyploma‑ tycznego, który narzuca pewne zasady

ubierania się, szczególnie w kwestii spotkań oficjalnych. Po  trzecie, chcę, by w  wizerunku pierwszej damy wi‑ doczne były charakterystyczne elementy mojego stylu projektowania. Styliza‑ cja będzie wyjątkowa, gdy pierwsza dama będzie czuła się w niej dobrze, kreacja będzie uszyta zgodnie z zasa‑ dami, a jednocześnie będzie wyrażała styl projektanta. Od niedawna pani kreacje można podziwiać w Dubaju, gdzie prezentuje pani kolekcję pod nazwą „Spirit of Desert”. Proszę opowiedzieć o  sukcesie tego przedsięwzięcia. ■■ Data 25.03.2022 na długo zapisze się w mojej pamięci. W tym dniu pod‑ czas arabskiego tygodnia mody zapre‑ zentowałam bogato zdobioną kolek‑ cję sukni koktajlowych i wieczorowych uszytą z  najszlachetniejszych tkanin: jedwabnej satyny, organzy, szyfonu, żakardu i  koronek. Całości stylizacji dopełniły wykonane ręcznie unikatowe nakrycia głowy. Kolekcja wypełniona paletą barw i faktur inspirowanych pięk‑ nem pustynnego krajobrazu to kwint‑ esencja lekkości, delikatności i kobie‑ cego romantyzmu. Tego wieczora miało również miejsce oficjalne otwarcie mo‑ jego showroom, stworzonego w luksu‑ sowej części przestrzeni Dubai Design District, gdzie swoje siedziby mają

19 ELITY

20 ELITY

największe marki świata, takie jak: Channel, Louis Vuitton, Hermès, Bot‑ tega Veneta, Prada, Hugo Boss. Każdy pokaz w Dubaju niesie ze sobą nowe wyzwania, które próbujemy podjąć i je realizować. Jednym z takich działań jest kontynuacja projektu „The Inner Power” Fundacji „Serce nie ma zmarszczek”, który chcemy rozwijać również w Du‑ baju, a także promować myśl i przesła‑ nie, w którym mamy wspierać się jako kobiety i  przekazywać międzypokole‑ niowo doświadczenia. Warszawę i  Dubaj dzieli ponad sześć tysięcy kilometrów. Jak udaje się pani pogodzić pracę w obu miejscach? ■■ Na początku wszystko wydawało się bardzo proste. Teraz, po ponad pół roku regularnego podróżowania, nie jest to dla mnie łatwa sytuacja. Do tej pory przez cały czas byłam w swojej pracowni i samodzielnie podejmowa‑ łam decyzje. W tej chwili dużą odpo‑ wiedzialność mają panie, które u mnie pracują. Planuję wraz z wejściem na ry‑ nek arabski rozpocząć ekspansję marki na inne rynki. Ostatnio dostaliśmy bar‑ dzo ciekawą propozycję rozpoczęcia współpracy z Showroom w Beverly Hills, który będzie promował nasze produkty w  LA wśród amerykańskich gwiazd, a także sprzedawał je na swojej plat‑ ■ formie e‑commerce.

MODA JEST KOBIETĄ, a nazywa się...

SYLWIA ROMANIUK

Na kilkanaście minut wstrzymano ruch na warszawskich ulicach, by do atelier Sylwii Romaniuk mogła przyjechać księżniczka Arabii Saudyjskiej.

W kreacjach Romaniuk na scenie i czerwonym dywanie występowały

światowe gwiazdy, jak Nicole Scherzinger, Elizabeth Hurley oraz największe nazwiska polskiego show biznesu: Edyta Górniak, Justyna Steczkowska, Anna Lewandowska, Ewa Chodakowska czy Beata Kozidrak. Sakramentalne „tak” w sukni ślubnej jej autorstwa powiedziała Joanna Krupa. Przedstawiamy Sylwię Romaniuk, której

projekty to prawdziwe

dzieła sztuki, a proces ich tworzenia to krawiectwo wysokiej próby na miarę haute couture.

Sukienki wieczorowe projektu Sylwii Romaniuk są jak sen na jawie. W nich każda z  kobiet może spełnić pochodzące jeszcze z  czasów dzieciństwa marzenie o byciu księżniczką. Co więcej, po kreacje na indywidualne zamówienie zgłaszają się prawdziwe... arabskie księżniczki. Brzmi jak bajka? Gdy talent spotyka się z  pasją i  determinacją, powstają rzeczy absolutnie wyjątkowe. Projektantka, jak mało kto, wyczuwa potrzeby kobiet, pomaga odkrywać i podkreślać ich kobiecość, zmysłowość, siłę i charakter.

22 ELITY

MODA... JAK KREW W ŻYŁACH Przygoda z modą Sylwii Romaniuk ma swój początek w... dzieciństwie. Już wtedy rysowała księżniczki w przepięknych sukniach oraz szyła ubrania dla swoich lalek. Choć w jej rodzinie nie ma tradycji krawieckich ani nikt wcześniej nie projektował, droga do świata mody była po prostu jej przeznaczeniem. Sylwia poszła za głosem serca – najpierw projektowała i szyła dla siebie i koleżanek, z czasem do jej drzwi zaczęły pu-

kać kobiety uwiedzione jej kreacjami. Najlepszy przykład? Na przyjęciu, jedna z pań zauroczona sukienką Sylwii chodziła za projektantką tak długo, aż ta zgodziła się sprzedać sukienkę, którą... miała na sobie! Patrząc na kobietę, Sylwia Romaniuk od razu widzi jej atuty – wie, co należy podkreślić, aby wymodelować sylwetkę. Podobnie jest przy krojeniu materiałów. Nie ma projektu jej autorstwa, który nie znalazłby właściciela. Sylwia Romaniuk czuje modę, a  tego nie da się nauczyć w  żadnej szkole.

23 ELITY

ZE SZCZECINA NA ARAB FASHION WEEK To w Szczecinie powstają pierwsze projekty Sylwii Romaniuk, które stają się obiektem pożądania wielu kobiet. Jednak z czasem miasto staje się za małe, by w pełni wykorzystać potencjał i talent artystki. Kolejnym krokiem na drodze jest Londyn i Warszawa, w której zakłada własną pracownię w stylowej kamienicy z  końca XIX  wieku w  Alejach Ujazdowskich pod numerem 41. To tu przychodzi zaproszenie na Arab Fashion Week. Na przygotowania pro-

24 ELITY

jektantka miała zaledwie dwa miesiące, a to tyle, co nic! Potrzebowała aż 25 kreacji. Uszyła je z tkanin, które najbardziej lubi, czyli jedwabi, muślinów, koronki. Wszystkie połyskujące cekinami i kamieniami. Kolekcja została bardzo dobrze przyjęta. Sylwia Romaniuk prezentowała też swoją kolekcję podczas paryskiego Fashion Week, a jej projekty można była podziwiać na Festiwalu w Cannes. Obecnie Atelier Sylwii Romaniuk mieści się na Starym Wilanowie. Mimo eleganckich wnętrz, blichtru i misternych

kreacji  – pozwala każdemu czuć się komfortowo i  swobodnie. Każda kobieta, która odwiedzi pracownię, będzie przyjęta jak gość odwiedzający najlepszych przyjaciół. Nie czuć tu pośpiechu, presji, a w ciepłe dni można zrelaksować się w ogrodzie.

POD PRĄD I W ZGODZIE ZE SOBĄ Próżno szukać zdjęć Sylwii Romaniuk na ściankach, eventach czy galach. Chce być postrzegana przez pryzmat swojej pracy, a nie relacji i spotkań towarzy-

25 ELITY

skich. Wielkiemu talentowi towarzyszy niezwykła skromność. W  pracy najważniejsza jest dla niej autentyczność i kobiety, dla których tworzy. Każdą ze swoich Klientek traktuje tak samo – niezależnie czy jest to gwiazda, czy anonimowa kobieta, która w poszukiwaniu nowej modowej siebie trafia pod skrzydła Sylwii. Cały proces tworzenia kreacji – od rozmowy o koncepcji, przez projekt i wybór materiałów, aż po samo wykonanie – odbywa się w atelier w Wilanowie. To właśnie dzięki temu projektantka ma kontrolę nad powstawaniem sukni na każdym etapie, co z kolei pozwala na dopracowanie jej w najmniejszych szczegółach. –  Wszyscy jesteśmy stworzeni z miłości. Od zawsze w to wierzyłam, wiara w ludzi pozwala mi tworzyć dla nich najwybitniejsze kreacje. Całym sensem naszego działania jest tworzenie z intencją. Tworzenie nie tylko odzieży, ale przestrzeni i jakościowych momentów w naszym życiu. Powoli na świecie zapomina się o intencjach i nie wiedzieć dlaczego uważa się je za przestarzałe. To nieprawda. Każdy element tworzenia to celebracja, rytuał, który musi być przeprowadzony w zgodzie z naszym sercem i wewnętrzną naturą. W moim Atelier wróciłam do tworzenia mody z intencją, intencją odrodzenia kobiety silnej, spełnionej i pewnej siebie. Bo taka jest właśnie Kobieta SR. – opowiada Sylwia Romaniuk. W ofercie projektantki znajdziemy też wiele codziennych outfitów czy sukienek koktajlowych. Garnitury, kombinezony, płaszcze, spodnie, spódnice, eleganckie koszule z  ręcznie wyszywanymi falbanami sygnowane logo SR mogą towarzyszyć kobiecie w każdej sytuacji – także biznesowej i w pracy. Są to ubrania uszyte z wysokiej jakości materiałów, o nietuzinkowych krojach, a także ciekawych wzorach i kolorach.

autorzy zdjęć: Oleander Studio, Aleksandra Pawłowska

26 ELITY

27 ELITY

WŁOSY PIĘKNE

JAK NIGDY DOTĄD cz.2

Kiedy powinniśmy udać się na wizytę do trychologa i jak przygotować się do pierwszej wizyty? ■■ Zawsze, kiedy zauważymy, że nadmiernie wypadają nam włosy, tzn. znajdujemy je wokół siebie. Nie zalecam wykonywania żadnych badań przed pierwszą wizytą. To trycholog po przeprowadzeniu wywiadu oraz wykonaniu badania kondycji skóry głowy i  włosów za pomocą trychoskopu zleci nam ewentualny zakres potrzebnych badań. Sami nie powinniśmy szukać powodów wypadania włosów, ponieważ doświadczony trycholog potrafi sprawnie zdiagnozować przyczynę tego stanu. Za wypadanie włosów odpowiada bardzo wiele czynników. Wielokrotnie zdarza się, że wykonanie dodatkowych, kosztownych niekiedy badań, nie jest konieczne, a specjalista trafnie postawi diagnozę. Jak nasz organizm produkuje włosy i  jak trycholog może mu w tym procesie pomóc? ■■ Za jakość i ilość włosów odpowiada stan skóry głowy i kondycja mieszków

włosowych odpowiedzialnych za produkcję włosów. Za kondycję mieszka włosowego natomiast odpowiada nasz organizm. Trycholog posiada szeroki wachlarz wspierania organizmu w procesie tak zahamowania dalszego wypadania włosów, jak i  szybkiego ich odrastania. Kuracja z reguły wiąże się ze zmianą sposoby domowej pielęgnacji, czyli wykonywana jest bez problemu w domu oraz wspomagana jest zabiegami gabinetowymi, które wykonuje trycholog. Współczesna trychologia posiada skuteczne środki, aby w szybki, prosty i co najważniejsze trwały sposób pozbyć się problemu. Dotyczy to nie tylko wypadania włosów, ale także walki z łupieżem, przetłuszczaniem się skóry głowy i złym ogólnym stanem włosów. Jakie zabiegi przyśpieszają proces odnowy naszych włosów? ■■ Podstawowym działaniem mającym na celu zahamowanie wypadania włosów jest ustalenie jego przyczyny. Bez eliminacji czynnika pobudzającego ich utratę nawet przyjmowanie najdroższych

preparatów może nie przynieść efektu. Jeżeli chodzi o  zabiegi wykonywane w gabinecie przez trychologa w  procesie zahamowania wypadania włosów, jak i wzmocnienia ich kondycji, pomocne są mezoterapie i infuzje tlenowe, które dostarczają wyselekcjonowanych składników tam, gdzie są one niezbędne. W  trakcie zabiegu mezoterapii pod skórę wprowadzane są koktajle witaminowo­‑mineralne, osocze bogatopłytkowe lub preparaty z  oligopeptydami. Pozytywne efekty daje już samo nakłucie skóry: pod jego wpływem poprawia się ukrwienie, aktywują się procesy regeneracji, a do mieszków włosowych dociera więcej substancji odżywczych. W  leczeniu łysienia często wykorzystywane są lasery biostymulacyjne o bardzo małej mocy. Konkretnie – emitowane przez nie światło czerwone i podczerwone. Działa ono na metabolizm komórek mieszków włosowych, co stymuluje je do ponownego wytwarzania włosa.

www.agnieszkatrepka.pl

Domowa pielęgnacja: DSD de Luxe 1.3 Dixidox Peeling, www.dsddeluxepolska.pl: dokładnie i delikatnie oczyszcza skórę głowy bez utraty włosów. DSD de luxe 8.0 Complete 60 kapsułek, www.dsddeluxepolska.pl: zawiera naturalne inhibitory enzymu reduktazy 5‑alfa, działające jako blokery DHT. Suplement diety, który działa z wnętrza organizmu, zapewniając włosom niezbędne składniki odżywcze, aby zapobiec i zatrzymać ich wypadanie, a także wzmocnić i wspomagać ich wzrost. Scandinavian Biolabs – Serum na porost włosów dla kobiet, www.trycholabs.pl: przeciwdziałaj wypadaniu włosów dzięki naturalnie pochodzącemu, w 100% wegańskiemu rozwiązaniu. Opracowany przez ekspertów w celu stymulowania przepływu krwi, dostarczania istotnych składników odżywczych i przedłużenia fazy wzrostu włosów, aby zmniejszyć wypadanie włosów, stymulować wzrost i wzmocnić włosy.

32 ELITY

O światowych trendach

w pielęgnacji damskich i męskich włosów rozmawiamy z ekspertem w tej dziedzinie – trycholog z ponad

15-letnim doświadczeniem

Agnieszką Trepką.

33 ELITY

WYSOKA

JAKOŚĆ, ZDROWSI

PACJENCI Jest pani doskonałym przykładem na to, jak przekuć ciężki okres pandemii w realną pomoc i  wsparcie osobom, które ucierpiały w wyniku długotrwałej izolacji. Co oferuje stworzony przez panią ośrodek? ■■ Przez lata prowadzę firmę ­CROS CRO zajmującą się zarządzaniem badaniami klinicznymi faz I‑IV, ale wciąż chciałam poszerzyć działalność o własny ośrodek, w którym mogłabym mieć bezpośredni kontakt z pacjentem. Pandemia pokazała także skalę depre‑ sji i  zaburzeń związanych z  izolacją, potrzebę niesienia profesjonalnej po‑ mocy. To był dobry moment, żeby pójść o  krok dalej i  rozszerzyć działalność firmy. Tak powstała firma PCS. Dziś w  ośrodku w  Ładach pod Warszawą działa Strefa Piękna, Strefa Zdrowia i Klinika Ketaminy, gdzie pomagamy osobom zmagającym się ­m.­in. z depre‑ sją, zaburzeniami lękowymi czy stresem pourazowym. Staramy się zmienić ja‑ kość życia, stosując innowacyjne tech‑ nologie medyczne, a wszystko w przy‑ tulnych wnętrzach, które pozwalają się zrelaksować. Naszymi klientkami są również panie, które pragną poczuć się piękne nie tylko na zewnątrz.

34 ELITY

Z Magdaleną

Siekacz

– dyrektorem operacyjnym, współzałożycielką firmy

CROS CRO, Prezesem Zarządu firmy PCS: Strefa Zdrowia Strefa Piękna, Klinika Ketaminy w Ładach pod Warszawą. rozmawia Sylwia Wesołowska

35 ELITY

W  ośrodku preferuje pani podejście holistyczne, personel jest niezwykle empatyczny i  przyjazny. Pani pacjentki mają czuć się piękne w każdej sferze – fizycznej i  duchowej. Jak to wygląda w praktyce? ■■ Naszym priorytetem jest komfort na‑ szych klientów. Aby zapewnić im dobre samopoczucie, wnętrza dostosowali‑ śmy tak, aby czuły się w nich bezpiecz‑ nie, aby mogły się wyciszyć, odpocząć i osiągnąć wewnętrzną harmonię. Uwa‑ żamy, że każda kobieta jest piękna, a jej wnętrze jest najważniejsze. Do dyspozy‑ cji mamy także nowoczesne urządzenia

36 ELITY

do profesjonalnej pielęgnacji, ale tak naprawdę są one jedynie dodatkiem, który może to wnętrze upiększyć. Te urządzenia to innowacyjne produkty, które sprawiają, że wykonywane zabiegi są przyjemne i  niezwykle skuteczne. Które z  nich zasługują na szczególna uwagę? ■■ Jednym z  takich zabiegów jest masaż podciśnieniowy Icoone Laser med., który jest prawdziwą rewolucją w leczeniu skóry. Gwarantuje on bez‑ pieczny i wielowymiarowy masaż leczo‑ nej powierzchni. Zabiegi IcooneLaser

skierowane są do kobiet i mężczyzn, którzy mają problemy naczyniowe, bli‑ zny pooperacyjne i pooparzeniowe lub po prostu chcą nadać twarzy młody i  zdrowy wygląd bez interwencji chi‑ rurga oraz bez skutków ubocznych. W ofercie mamy także nowoczesny la‑ ser do usuwania owłosienia Primelase Excellence. Dzięki niemu zabieg depila‑ cji jest skuteczny, bezpieczny, a przede wszystkim bezbolesny. Urządzenie po‑ zwala na użycie czterech rodzajów fal, które można wykorzystać także do le‑ czenia np.  grzybicy paznokci lub re‑ dukcji zmian naczyniowych i trądziko‑ wych.

Najczęstsze problemy, z jakimi borykają się kobiety, to cellulit i  nadmiar tkanki tłuszczowej. Jakie zabiegi im pani poleci? ■■ Przede wszystkim zabieg Storz Me‑ dical, działa on na zasadzie wykorzy‑ stania fal akustycznych, rewelacyjnie redukuje cellulit oraz ujędrnia ciało. Fale pobudzają komórki do natural‑ nej, intensywnej regeneracji i inicjują przebudowę kolagenu. Storz Medi‑ cal dedykowany jest paniom, które pragną pozbyć się cellulitu, jak również tym, które chcą zachować młodość i jędrność ciała. Drugim nowatorskim

urządzeniem jest Onda, które w nie‑ zwykle prosty sposób modeluje syl‑ wetkę redukując oporną tkankę tłusz‑ czową i cellulit. Urządzenie to likwiduje tłuszcz nawet na dużych powierzch‑ niach, a wbudowany system chłodzący sprawia, że zabieg jest praktycznie bezbolesny. Niektóre pacjentki mają obawy przed pierwszą wizytą w podobnych miejscach. Urządzenia kliniczne kojarzą im się z  bólem, brakiem komfortu i stresem. Jak przekonać je, że klinika może być przyjaznym miejscem?

■■ Otworzyć przed nimi drzwi. Zapra‑ szamy wszystkie panie w dniach 28– 29 stycznia do naszego ośrodka, w któ‑ rym organizujemy spotkanie z pięknem i sztuką. Podczas wernisażu malarstwa Magdaleny Kapeli przy lampce szam‑ pana pokażemy wszystkie urządze‑ nia, odpowiemy na każde pytanie, zapoznamy panie z naszym persone‑ lem. Planujemy podobne spotkania or‑ ganizować cyklicznie raz w miesiącu, aby pokazać, że sztuka jest piękna, a piękno jest sztuką.

37 ELITY

A gdyby tak o każdej porze roku i  w  każdym zakątku naszego mieszkania móc cieszyć się blaskiem kominka? Weź do ręki swoją latarnię Cosiscoop i  zanurz się w  prawdziwym cieple płomieni, budując swój niezapomniany nastrój. Wyjątkowa atmosfera połączona z estetyką oraz przemyślaną aranżacją  – tak chcemy czuć się w  naszym wymarzonym domu. Projektując mieszkanie, najważniejszym czynnikiem jest jego funkcjonalność oraz komfort w użytkowaniu, później przychodzi czas na detale, które decydują o charakterze naszej przestrzeni. Oczywiście powinna ona spełniać nasze oczekiwania, potrzeby i być odwzorowaniem tego, co lubimy i podziwiamy. Nie jest to łatwe zadanie, wymaga od nas poświęcenia, przeanalizowania wielu kwestii, a w ostatnim etapie podjęcia słusznej decyzji. Często spędzamy wiele godzin na wyszukaniu smaczków, które zbudują wyjątkowość i nastrój. To niełatwe zadanie! Dlatego w dzisiejszym artykule chcielibyśmy nieco przybliżyć Wam produkty cenionej holenderskiej firmy Cosi. To, na co warto zwrócić uwagę, to wyjątkowa koncepcja projektowa, której ideą jest przemyślany i funkcjonalny minimalizm. Eleganckie piece, kominki, ogniska i kominy, które mają stać się centralnym punktem domu i  ogrodu, sprawiają oszałamiające wręcz wrażenie. Można wybierać spośród wielu materiałów takich jak stal, drewno teakowe czy beton, a także bogatej gamy kolorystycznej. Wszystkie produkty zostały stworzone po to, by czas spędzony na zewnątrz lub w środku naszego domu sprawiał nam jeszcze więcej przyjemności. Chłodniejsze dni i co raz niższe temperatury często oznaczają, iż przesiadywanie na zewnątrz nie zawsze jest możliwe. Firma

38 ELITY

Cosi pozwala nam zyskać większą niezależność od pogody i przedłużyć letni sezon dzięki ciepłu i przytulnej atmosferze, jaką tworzą ich produkty. Misją marki jest projektowanie produktów, które sprawiają, że ludzie są szczęśliwi, co skutkuje przyciągającą wzrok gamą produktów, które są bardzo zróżnicowane, elastyczne i zaspokajają szeroki zakres potrzeb, przestrzeni i estetyki. Co ważne, kolekcje Cosi stworzone są do przestrzeni otwartych, ale mogą być także użytkowane we wnętrzach! Przykładowo kolekcja Cosivista nie ma sobie równych pod względem kominków gazowych przeznaczonych do przestrzeni otwartych. Kominki te mają dwie szklane ścianki, co umożliwia obserwowanie płomieni z  obu stron. Za  pomocą dołączonego tylnego panelu można zamknąć kominek Cosivista z  jednej strony, dzięki czemu idealnie sprawdzi się on jako element naścienny. Istotą projektów marki jest to, iż dopasowuje się do wymiarów przestrzennych. W portfolio marki mamy szeroki zestaw modeli, które wpisują się w określone ramy otoczenia. I tak, jeżeli dysponujemy ograniczoną przestrzenią, marka poleca minimalistyczną Cosiscoop lub kwadratowy model Cosibrixx 60. To modele najbardziej kompaktowych kominków w kolekcji Cosi. Kolejną propozycją firmy będą ławy salonowe. Posiadają piękną, otwartą ramę aluminiową w  kolorze białym lub czarnym, przy czym ich blat można dobrać wedle własnego życzenia spośród trzech dostępnych opcji kolorystycznych: szarej, czarnej lub drewna tekowego. Takie rozwiązanie zapewnia więcej przestrzeni, kiedy chcemy spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi. Z kolei stoły barowe to idealne rozwiązania dla tych, którzy wolą stać; stół ten można połączyć z  krzesłami barowymi i cieszyć się przyjemnym ciepłem ogrzewającym. Świetne rozwiązanie nie tylko do ogrodu, ale też i do restauracji.

40 ELITY

Jeśli jesteśmy bardziej wybredni, firma poleca kominki wykonane z drewna daglezji zielonej. Są one zaopatrzone w  górną płytę ze stali nierdzewnej, dzięki czemu idealnie sprawdzają się na dworze. Niedostrzegalne, zamieszczone w bocznej ściance drzwiczki pozwalają bez trudu umieścić w  środku butle gazowe o wysokości nieprzekraczającej 40 cm. Style ogrodowe, podobnie jak gusta, są różne. Dodając kilka atrakcyjnych produktów Cosi, można sprawić, iż przestrzeń naszego domu sprawi nam jeszcze więcej radości. Kominki Cosi można umieścić obok zestawu wypoczynkowego czy mebli ogrodowych. Aby uzyskać jeszcze lepszy efekt, możemy łączyć różne produkty firmy. Świetnym rozwiązaniem będą tutaj poduszki rozgrzewające  – Cosipillow. Produkt przeznaczony do użytkowania na zewnątrz wyposażony jest w system podgrzewania na podczerwień. Poduszki te ogrzeją nasze mięśnie pleców a my możemy cieszyć się atmosferą i ciepłem stojącego kominka Cosi. Jeżeli będzie już zbyt chłodno, możemy z naszą poduszką Cosipillow oraz latarnią gazową Cosiscoop przenieść się do środka i nadal cieszyć się nastrojowymi produktami marki. Firma, wypuszczając każdego roku nową innowacyjną kolekcję, dba o funkcjonalność i jakość, która jest kluczowa dla wszystkich produktów Cosi. Kolekcja Cosi obejmuje szeroki wachlarz kominków, latarni gazowych, wbudowanych palników, kominków kolumnowych, poduszek grzejących i pieców na drewno. Kompleksowy asortyment zadowoli wszelkie gusta klienta. Całość bogatej oferty znajdziemy w  sklepie www.cosi24.pl. Firma macierzysta marki Cosi, Gimeg Nederland  B.V., specjalizuje się w  produktach grzewczych, akcesoriach zewnętrznych i technice gazowej. Ze 136‑letnim doświadczeniem w technice gazowej Gimeg jest synonimem jakości i bezpieczeństwa. Dystrybutor na Polskę, Tredon Sp.K. Sp. z o.o.

Wszystkie produkty Cosi posiadają atesty i certyfikaty ­KIWA.

41 ELITY

42 ELITY

STREFA SPA

MY SPA Strefy SPA stały się niezwykle popularne i  są nieodłączną częścią życia każdego, kto pragnie osiągnąć wewnętrzną harmonię. Po wyczerpującym dniu pełnym emocji wielu z nas marzy o chwili ukojenia w otoczeniu natury. Coraz więcej obiektów turystycznych w ramach pobytu umożliwia klientom korzystanie z dodatkowych atrakcji jak balie i sauny, co znacząco podnosi poziom oferowanych przez nie usług. Ale czy musimy wyjeżdżać i płacić za coś, co możemy mieć tuż za drzwiami o każdej porze dnia i nocy? Nie, jeśli zdecydujemy się na skorzystanie z oferty firmy MY SPA z Opoczna, która zorganizuje nam prywatną strefę relaksu na świeżym powietrzu. Firma MY SPA jest dystrybutorem wysokiej jakości drewnianych balii i saun, które bez problemu można zamontować w ogrodzie czy na tarasie. Są one wykonane z naturalnych materiałów, odpornych na działanie warunków atmosferycznych, dzięki czemu można z nich korzystać niezależnie od pory roku. W ofercie znajdziemy około 20  modeli ogrzewanych piecami na prąd lub pellet, z funkcją smart. Podgrzewając wodę w  balii, wystarczą dwie godziny, aby osiągnąć

43 ELITY

www.jagiello.com.pl

44 ELITY

MYSPA +48 516 041 056 +48 780 122 354 [email protected] www.facebook.com /balieogrodoweopoczno

temperaturę 35–40 stopni. Klasyczny i elegancki wygląd produktów sprawia, że domowe spa może być oryginalną ozdobą ogrodu, a szeroka oferta pomoże wybrać idealny projekt zgodny z oczekiwaniami i potrzebami klienta. Decydując się na współpracę z firmą MY SPA, mamy pewność, że zamówiony produkt zostanie bezpiecznie dostarczony w umówionym terminie, zamontowany i objęty dwuletnią gwarancją. Dla osób, które chciałyby korzystać z balii sporadycznie, firma MY SPA ma szczególną propozycję – wynajem balii na przyczepce. To idealny pomysł na uatrakcyjnienie wieczoru kawalerskiego, panieńskiego czy romantyczną randkę przy świetle księżyca. Latem taka kąpiel przyjemnie ochłodzi, a jesienią i zimą rozgrzeje i ukoi. Leniwe spędzenie wolnego czasu w  balii to nie tylko sposób na oderwanie się od codziennych obowiązków. Taki odpoczynek pod chmurką to także recepta na redukcję stresu, wzmocnienie odporności, ujędrnienie ciała, rozluźnienie mięśni i zapewnienie sobie doskonałego samopoczucia. A jeśli do wody dodamy ulubiony olejek lub sole, kąpiel zamieni się w profesjonalny zabieg relaksacyjny. ■

45 ELITY

Zrelaksuj się

w Biowitalnym SPA Równowaga między pracą i życiowymi powinnościami a odpoczynkiem i przyjemnością wpływa na jakość naszego życia. Według ekspertów od dobrostanu najlepszego holistycznego SPA w Polsce obok codziennych obowiązków zawsze warto znaleźć przestrzeń i czas na relaks. Dobrym adresem na odstresowanie i poprawę samopoczucia jest Polskie Centrum Biowitalności w mazowieckim kompleksie hotelowym Manor House SPA**** – Pałac Odrowążów*****. Jego holistyczna aura sprzyja harmonii duszy, ciała i umysłu, a piękny, zabytkowy park z energetycznym Ogrodem Medytacji daje wiele możliwości wypoczynku.

Bliskość natury Zdrowiu i dobremu nastrojowi sprzyja spacer po zabytkowym parku ścieżkami: przyrodniczą, historyczną i rekreacyjną, relaks w  kojącym otoczeniu przyrody, na leżakach, hamakach,

46 ELITY

w cieniu ogrodowych altan, przytulanie się do drzew, chodzenie boso po trawie i zaznanie leśnych kąpieli (silwoterapia). Warto czerpać z dobroczynnych sił natury w  Kamiennym Kręgu Mocy, energetycznej spirali i  Piramidzie Horusa, można też medytować w Ogrodzie Zen – replice ogrodu przy świątyni w Ryoan‑ji koło Kioto i labiryncie inspirowanym labiryntem z katedry w Chartes.

sauny fińskiej, parowej i infrared z efektem „chłodnego żaru” oraz wypocząć na ciepłych, kamiennych ławach w Strefie Harmonii Czakr. Można zażywać kąpieli w basenie swim z przeciwprądami, w bezchlorowym basenie z masażami wodnymi i  rwącą rzeką oraz w jacuzzi. Relaks niosą również rytuały zdrowia pod gołym niebem w Witalnej Wiosce – klimatycznym SPA pośrodku urokliwego parku.

Strefa Wellness

Biowitalne SPA

W kompleksie Łaźni Rzymskich dobrze oddać się seansom saunowym w  płótnach, skorzystać z  biosauny,

W  Gabinetach Bioodnowy można zadbać o  siebie na każdym poziomie. Dostępne są tu masaże i zabiegi

pielęgnacyjne, energetyczne terapie, które wzmacniają siły witalne organizmu, poprawiają zdrowie i odporność. Autorski program odmładzający Alchemia Zdrowia® pobudza naturalną umiejętność organizmu do autoregeneracji. Warto spróbować też koncertów na gongi i misy tybetańskie czy leczniczych kąpieli: żywicznych, głęboko oczyszczających, relaksujących w kruchach soli ze sproszkowaną srebrzystą perłą i  soli himalajskiej oraz kąpieli ofuro w  wysokich wannach, również w romantycznej wersji dla dwojga.

Hotel bez dzieci Manor House jako hotel dla dorosłych ciszą i spokojem zachęca do błogiego wypoczynku. Dobrze czują się tu

wszyscy, chętnie odpoczywają rodzice młodszych, starszych i  dorosłych już dzieci oraz pary chcące spędzić romantyczny weekend lub celebrować rocznicę, a także przyjaciółki nastawione na relaks w SPA. W takim hotelu SPA, jak Manor House, łatwo o błogi relaks i wypoczynek. Znają tu wiele sposobów na odstresowanie, podniesienie sił witalnych i odnowę organizmu. Nawet krótki urlop, weekendowy wypad do SPA do hotelu za miastem, by spędzić czas w otoczeniu przyrody i dobrych

energii natury, niesie nieocenione korzyści dla zdrowia i prowadzi do równowagi organizmu. www.manorhouse.pl

47 ELITY

BIŻUTERIA DLA WNĘTRZ

Najpiękniejsze mozaiki ceramiczne oraz szklane, do łazienki, na podłogę, ścianę i pod prysznic.

WWW.RAWDECOR.PL

Pozwól się oczarować unikatowym designem dywanów w najlepszym gatunku. Europejska marka ­RUGS EU oferuje indyjskie ręcznie tkane dywany. Wykonywane z najwyższej jakości materiałów, zachwycają kolorystyką i znakomitym designem. Wszystkie wyroby oferowane przez ­RUGS  EU są wykonywane przez wysoko wykwalifikowanych rzemieślników, którzy wykorzystują wieloletnią wiedzę i  pasję, by zapewnić kupującemu poczucie wyjątkowego luksusu. Każda kolekcja została starannie zaprojektowana, i wykonana przy użyciu wytrzymałych, najwyższej jakości włókien. Dzięki połączeniu jakości z designem, który czerpie inspiracje z wielu różnych stylów, powstają prawdziwe i niepowtarzalne dzieła sztuki tkackiej. Dywany ­RUGS EU pasują do przestrzeni

o zróżnicowanych wystrojach: od klasycznych, po nowoczesne. Wśród kolekcji ­RUGS EU znajdują się dywany: wiskozowe, jedwabne, wełniane, o wzorach abstrakcyjnych, geometrycznych, klasycznych oraz shaggy. Dywany ­RUGS EU to piękne, ponadczasowe wyroby, które subtelnie ożywiają i otulają wnętrze. Są jednocześnie doskonałą inwestycją w luksusowe otoczenie, które spełni oczekiwania niejednego miłośnika wyrafinowanych dekoracji. Przekonaj się sam i poznaj całą kolekcję marki ­RUGS EU na:

www.rugseu.com

STOLARSTWO EKSPORT / IMPORT www.schodylempa.pl [email protected]

+48 34 351 21 66 ul. Wiejska 12. 42-793 Ciasna-Dzielna

50 ELITY

BĄDŹ EKO Z ... Fluidra Polska jest częścią międzynarodowego koncernu oferującego urządzenia techniki basenowej W swojej ofercie mamy produkty następujących marek:

OD LAT STAWIAMY NA ROZWÓJ ENERGOOSZCZĘDNYCH TECHNOLOGII BASENOWYCH

ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY

FLUIDRA POLSKA

www.astralpool.pl e-mail: [email protected] tel. 71 360 49 30

pompy obiegowe z falownikiem Zodiac lub Astralpool

pompa ciepła z falownikiem Zodiac Z400 filtr ze złożem oszczędzającym energię Astralpool Oc - 1

Szostak Atelier jest na rynku od wielu lat. Jak pana studio zmieniło się od początku istnienia? ■■ Pierwszy okres działalności był bardzo odkrywczy. Poznawałem przede wszystkim siebie, swoje możliwości, czułem wewnętrzny przymus, żeby eksperymentować, ale nie zostawiałem sobie na to czasu. Bywało, że szedłem w niewłaściwym kierunku, ale i takie doświadczenia były mi potrzebne.

52 ELITY

Wciąż odczuwałem wielką przyjemność z pracy i angażowałem się całym sobą. Łączyłem ze sobą różne materiały, zauważyłem, że potrafię nad nimi zapanować i to dało mi siłę do tworzenia coraz śmielszych projektów. Przełomowym projektem był olbrzymi wentylator Big Fan. Wykorzystałem drewno tekowe, metal, żaglowy dakron. Wtedy uświadomiłem sobie, że wiem, co chcę robić. Dzisiaj atelier to rodzinna pracownia,

moja córka Małgorzata pełni rolę menadżerki oraz zajmuje się promocją. Wspólnie omawiamy sprawy dotyczące kolejnych kroków rozwoju naszego atelier. Pana najnowsza kolekcja „Finish” odniosła wielki sukces na targach designu w Helsinkach. Czym zachwycili się Finowie? ■■ W  Helsinkach byliśmy jedynymi

Rozmowa z panem

Witoldem Szostakiem, projektantem i właścicielem krakowskiego studia Szostak Atelier Rozmawiała Sylwia Wesołowska

Finish Collection. Fot. Studio Trzecie Oko

wystawcami z  Polski. Pokazaliśmy kolekcję złożoną z  fotela z  podnóżkiem i wentylatorem. Tu zastosowałem drewno wenge, stal nierdzewną, dakron i skórę. Oprócz tego zaprezentowaliśmy Fotel Pneumatyczny z wykorzystaniem sprężyn gazowych, wieszak na ubrania Kamerdyner, lampy wiszące, stojące i wspornikowe. Zwiedzający dostrzegli niepowtarzalny charakter obiektów, widzieli przemawiające przez nie historie

oraz szereg konotacji, podziwiali jakość, kunszt wykonania. Większość artystów szuka inspiracji. Pan swoje nosi w głowie od wielu lat. W jaki sposób tam trafiły? ■■ Noszę w głowie obrazy zapamiętane nawet z dziecięcych lat. Są to elementy architektury, wspomnienia ze spotkań, miejsca czy przypadkowe przedmioty.

Kiedyś nie skupiałem na nich uwagi, nie wiedziałem, dlaczego mnie fascynują. Dziś do mnie wracają, zrozumiałem, dlaczego są w mojej głowie, wciąż myślę, jak łączyć materiały, by stworzyć z nich obiekty inspirowane obrazami z przeszłości. Odkrywam je na nowo i staram się utrwalić w każdym kolejnym przedmiocie.

53 ELITY

Fotel Pneumatyczny. Fot. Paweł Wieczorek

BigFan 2012 r. Przełomowy projekt. Fot. Paweł Wieczorek

54 ELITY

Wieszak KAMERDYNER. Fot. Paweł Wieczorek

Każdy z  tych przedmiotów jest unikatowy, wykonany własnoręcznie, jedyny w swoim rodzaju. Do jakich klientów trafiają pana kolekcje? ■■ Rzeczywiście każdy przedmiot jest w całości wykonany przeze mnie. Jest to długotrwały proces, zajmujący wiele godzin ciężkiej pracy. Gotowy produkt

trafia do klientów, którzy pragną mieć coś wyjątkowego, unikatowego, podobnie odczuwają. Z mojego doświadczenia wynika, że produkty hand made są bardziej doceniane za granicą, w Polsce ten trend jest już zauważalny i szybko się rozwija. Wiele przedmiotów wykonuję na indywidualne zamówienie klienta, których bazą są prezentowane przeze

mnie obiekty. Taki model cechuje niepowtarzalność i elitarność, a tego nie znajdziemy w przedmiotach produkowanych w fabryce.

55 ELITY

Obecnie pracuje pan nad nową linią przedmiotów użytkowych. Proszę o niej opowiedzieć. ■■ Od dawna pociąga mnie rzeźba i postanowiłem zapełnić tę niszę. Pracuję nad linią manekinów, czyli humanoidalnych wieszaków wolnostojących będących oryginalną i praktyczną częścią hallu czy garderoby. Mają wyglądać świetnie w ubraniu lub bez. Kolejnym pomysłem jest kolekcja lamp wiszących, powstałych z połączenia metalu, szkła i ceramiki. Pracuję również nad projektami klasycznych stołów i parawanów. Do współpracy przy realizacji tych przedmiotów zaprosiliśmy niewielkie manufaktury, które wykonują dla nas część elementów. Nowe projekty będą niebawem dostępne na rynku. Dziękujemy za rozmowę. Sylwia Wesołowska

Lampa. Fot. Paweł Wieczorek

Wanna. Fot. Paweł Wieczorek

56 ELITY

57 ELITY

Leader-Bet

PIWNICE OGRODOWE, ZIEMIANKI

www.piwniczki-ogrodowe.eu +48 886 086 848

Firma Leader‑Bet specjalizuje się w produkcji piwnic ogrodowych, ziemianek. Naszym celem jest wychodzenie naprzeciw niestandardowym rozwiązaniom konstrukcyjnym, tak aby w pełni zadowolić klienta. Nie obawiamy się trudnych i  skomplikowanych rozwiązań. Piwnice ogrodowe projektowane przez nas dzięki staranności wykonania są ekonomiczne i funkcjonalne.

58 ELITY

Oferujemy piwnice ogrodowe w wielu wariantach: z przedsionkiem, ze schodami w tunelu, z wejściem na dłuższej lub krótszej ścianie, łączone z kilku modułów, wyłożone cegłą, granitem.

Zajmujemy się zarówno doradztwem technicznym w zakresie rozwiązań technologicznych, jak również montażem naszych produktów. Nasza firma to zgrany zespół wykwalifikowanych inżynierów i specjalistów posiadających wiedzę i doświadczenie. Oferujemy fachowe doradztwo i perfekcyjne wykonanie. Dla nas najważniejsze jest zadowolenie naszych klientów.

PRODUCENT PŁYTEK na ściany | podłogi | tarasy | schody | parapety

tel. +48 46 856 40 40 | tel. +48 602 292 707 [email protected] | www.elkaminodom.pl

60 ELITY

Szwajcarska marka Laurastar istnieje już od 42 lat. Pierwszym innowacyjnym produktem, który oczarował świat,

?

była aktywna deska do prasowania połączona z generatorem pary. Czym marka zaskakuje dzisiaj Sylwia Wesołowska w rozmowie z Michaelem i Julie Monney – dyrektorami zarządzającymi Laurastar. ■■ Laurastar narodziła się dzięki unikatowym na skalę światową systemom do prasowania typu all‑in‑one, które pomagają zadbać o wszelkiego rodzaju ubrania i tkaniny. Wszystkie urządzenia Laurastar wykorzystują unikatową technologię zwaną Ultradelikatną Suchą Parą, która ma udowodnione właściwości dezynfekujące. Obecnie wprowadzamy na rynek parownicę przeznaczoną do pielęgnacji i higienizacji domu – Laurastar Izzi Plus. To idealne rozwiązanie dla osób pragnących zadbać o elementy wystroju wnętrza oraz akcesoria osobiste, np. portfel czy klucze. Do tej pory nie istniało na rynku urządzenie wspierające proces odkażania w tak łatwy sposób, a to największa przewaga Izzi Plus. Produkty Laurastar są eleganckie i niezwykle funkcjonalne. Dzięki nim można nie tylko wyprasować swoją garderobę, ale także ją odświeżyć i  zdezynfekować. Ale co z bakteriami i wirusami? ■■ Para wytwarzana przez urządzenia Laurastar ma właściwości higieniczne. Oznacza to, że w mniej niż 5 sekund można całkowicie zdezynfekować nie tylko ubrania, ale również tekstylia i przedmioty codziennego użytku. W łatwy i szybki sposób wyeliminujemy do 99,99% bakterii, wirusów i  grzybów oraz 100% roztoczy kurzu domowego. To  naturalny sposób na dezynfekcję

wolną od jakichkolwiek substancji chemicznych, co jest istotne np. w walce z domowymi alergiami. Działanie Ultradelikatnej Suchej Pary zostało przetestowane i potwierdzone przez niezależne europejskie laboratoria. Jesteśmy przyzwyczajeni do oddawania delikatnych lub problematycznych tkanin do profesjonalnych firm, które świadczą wysokiej jakości usługi prasowania. Czy produkty Laurastar pozwalają na osiągnięcie takich samych rezultatów w zaciszu własnego domu? ■■ Filozofią marki Laurastar jest umożliwienie uzyskania profesjonalnych rezultatów prasowania w zaciszu domowym. Nasze systemy i generatory pary są zaawansowane technologicznie, a przy tym wyjątkowo proste w obsłudze. Dzięki temu prasowanie jest efektywne i  nie wymaga od nas żadnych specjalnych umiejętności. Cały proces staje się dużo sprawniejszy niż przy użyciu klasycznego żelazka. Wielu projektantów mody używa produktów Laurastar na co dzień, ponieważ wiedzą, że to najlepsze narzędzie do ujarzmienia różnorodnych i trudnych tkanin. Jest to doskonały dowód na skuteczność naszych systemów do prasowania i  generatorów pary. Wiele osób po zakupie Laurastar przyznaje, że polubiło prasowanie!

61 ELITY

Nowe technologie często wiążą się z pytaniami o ekologię i zrównoważony rozwój. Jak marka dba o środowisko naturalne? ■■ Mamy 3 filary związane ze zrównoważonym rozwojem. Pierwszy to walka z celowym postarzaniem urządzeń. Gwarantujemy wsparcie serwisowe do 10 lat od daty zakończenia produkcji modeli Laurastar. Są  one tak zaprojektowane, aby przetrwać więcej niż jedno pokolenie, co potwierdzają obszernie prowadzone testy. Drugim filarem jest wykorzystanie naturalnej pary wodnej. Edukujemy naszych klientów i zachęcamy do pielęgnacji domu i ubrań w sposób wolny od chemii. To  niezwykle istotne w  kontekście zdrowej walki z mikroorganizmami. Trzeci filar to aktywne wspieranie zrównoważonej mody. Dzięki dbaniu o tkaniny, ubrania posłużą nam dłużej, co wpływa na zminimalizowanie konsumpcji. Wspieramy również projektantów mody i utalentowanych młodych ludzi w  szkołach mody, którym przyświeca idea upcyklingu. Jaki produkt powinna kupić osoba, która chce rozpocząć przygodę z marką Laurastar? ■■ To oczywiście zależy od potrzeb. Jeśli na co dzień dużo prasujemy, najlepszym wyborem będzie jeden z naszych systemów do prasowania, łączący w sobie aktywną deskę z systemem nadmuchu i  zasysania, generator pary oraz profesjonalne żelazko. To produkt na lata, dzięki któremu codziennie zaoszczędzimy sporo czasu oraz uzyskamy idealne efekty. Jeśli zależy nam na mobilności, polecamy generatory pary Lift, które nie posiadają zintegrowanej deski, ale umożliwiają wygodne i efektywne prasowanie, również w pionie. Jeśli chcemy zadbać o dezynfekcję w naszym domu, oczywistym wyborem będzie najnowsza parownica higienizująca Izzi Plus. ■

62 ELITY

WWW.LAURASTAR.PL

NIERUCHOMOŚCI w Dubaju i złota wiza dla Inwestorów

Marta Malak

Usquare Real Estate Brokerage www.usquare.ae [email protected] Kontakt: +971 554 032 795

Rynek nieruchomości w  Dubaju rozkwita. Tylko w tym roku zarejestrowano ponad 43 000 transakcji zakupu nieruchomości. Łączna wartość tych transakcji wyniosła około 115 miliardów AED (około 153 miliardów PLN). Biorąc pod uwagę powyższe liczby, można śmiało powiedzieć, że sektor nieruchomości w emiracie rozwija się w bezprecedensowym tempie. Inwestorzy wybierają Dubaj nie tylko ze względu na całoroczny ciepły klimat, bezpieczeństwo czy luksusowy lifestyle, ale przede wszystkim ze względu na brak podatków dochodowych. Inwestycja w nieruchomości pozwala także na uzyskanie ­ZŁOTEJ 10‑letniej wizy inwestorskiej. Złota wiza to długoterminowa wiza pobytowa, która umożliwia zagranicznym talentom życie, pracę lub naukę w  Zjednoczonych Emiratach Arabskich przy jednoczesnym korzystaniu z ekskluzywnych korzyści. Inwestorzy,

64 ELITY

przedsiębiorcy, naukowcy, wybitni studenci i absolwenci, pionierzy humanitarni są wśród tych, którzy kwalifikują się do Złotej wizy. Ekskluzywne korzyści, które wynikają z posiadania złotej Wizy: • wiza wjazdowa na sześć miesięcy z wielokrotnymi wjazdami w celu kontynuowania wydania pobytu; • długoterminowa, odnawialna wiza pobytowa ważna 10 lat; • samosponsorowana wiza, ponieważ nie ma potrzeby sponsorowania zatrudnienia; • możliwość przebywania poza ZEA przez okres dłuższy niż zwykłe ograniczenie sześciu miesięcy w celu utrzymania ważności wizy pobytowej; • sponsorowanie członków rodziny, w  tym współmałżonka i  dzieci bez względu na wiek; • sponsorowanie nieograniczonej liczby pomocników domowych; • umożliwienie członkom rodziny pobytu w  Zjednoczonych Emiratach Arabskich do końca okresu ważności

zezwolenia, jeśli główny posiadacz złotej wizy umrze. Złota wiza przeznaczona jest przede wszystkim dla inwestorów zakupujących nieruchomości w Dubaju. Inwestorzy w  nieruchomości mogą uzyskać złotą wizę w  Zjednoczonych Emiratach Arabskich, jeśli spełnią jeden z następujących warunków: • zakupią nieruchomość o wartości nie mniejszej niż dwa miliony AED lub • zakupią nieruchomość na kredyt w konkretnych lokalnych bankach l • zakupią jedną lub więcej nieruchomości w stanie deweloperskim za nie mniej niż dwa miliony AED. Marta Malak, CEO ­USQUARE REAL ­ESTATE ­BROKERAGE kontakt: [email protected] USQUARE pomaga inwestorom z całego świata w zakupie nieruchomości w Dubaju, pozyskaniu kredytu, uzyskiwaniu wiz oraz zakładaniu działalności w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Znany z filantropii twórca jednej

z największych w kraju sieci hoteli

i firmy deweloperskej, prezes Grupy Arche SA

Władysław Grochowski

jest marką samą w sobie. Uczciwość, rzetelność i dotrzymywanie warunków przekonało do jego firmy wielu gości i klientów biznesowych. Spółce zaufało

blisko 700 inwestorów, którzy są właścicielami około 2

68 ELITY

tys.. apartamentów hotelowych.

P Arche Cukrownia Żnin

Grupa Arche powstała poprzez rozwój firmy deweloperskiej o  tej samej nazwie. Dzisiaj to konglomerat pełen niebanalnych pomysłów i uruchomionych projektów. Pierwsze inwestycje były skromne i zaczynały się od jednego hotelu i parku handlowego w  Siedlcach. Obecnie firma może pochwalić się kolekcją 16  hoteli w  całej Polsce, będąc największą polską siecią hoteli na terenie kraju, dysponującą ok. 3400 pokojami i 27 restauracjami oraz łączną przestrzenią konferencyjną szacowaną na ponad 10 tys. metrów kwadratowych. Władysław Grochowski poszedł o krok dalej. Zbudował własny inwestycyjny System Arche, który stał się bezpiecznym sposobem na ulokowanie i pomnażanie kapitału. Firma stale się rozwija i osiąga bardzo dobre wyniki. Stawia przede wszystkim na obiekty zabytkowe, ponieważ ich wartość rośnie szybciej niż innych nieruchomości. Inwestorów do Systemu Arche przyciąga gwarancja wypłaty regularnych zysków. Oferuje on też perspektywę wzrostu wartości nieruchomości w dłuższym terminie. Minimalna stopa zwrotu zainwestowanych środków wynosi nie mniej niż 5 proc. rocznie przez 10 lat. Warto wiedzieć, iż to co wyróżnia System Arche na tle innych podobnych systemów to, to iż inwestorzy czerpią zyski z pracy całego hotelu. Inwestor kupuje apartament hotelowy na własność, z wpisem do księgi wieczystej. Firma w  tej dziedzinie ma ponad 30­‑letnie doświadczenie. I  nawet wtedy, kiedy sytuacja gospodarcza z powodu pandemii była trudna, Arche wywiązywało się ze wszystkich zobowiązań. Aby to potwierdzić, wystarczy sprawdzić wyniki spółki z ostatnich lat. Arche zajmuje się także całym procesem pozyskiwania gości hotelowych, eventów odbywających się w hotelach, utrzymaniem obiektu w idealnym stanie technicznym, jak również rozliczaniem wygenerowanych zysków i  wystawianiem faktur w imieniu klienta. Każdy właściciel pokoju hotelowego oprócz czerpania zysków ze swojej inwestycji może też cieszyć się pobytem

69 ELITY

Arche Siedlisko

„w swoim” hotelu (płaci za pokój 50% ceny). To nie wszystko – dzięki przynależności do prestiżowego Klubu Inwestorów otworem stoją przed nim wszystkie hotele grupy Arche na warunkach klubu Inwestora. Arche to firma rodzinna z kapitałem własnym w wysokości ok. 500 mln zł. Dysponuje jednym z  największych w Polsce banków ziemi. Niewątpliwie połączenie kompetencji i doświadczenia z różnych sektorów – od deweloperki, przez wykonawstwo, zarządzanie obiektami, aż po HoReCa (ang. Hotel, Restaurant, Catering/Café), ­MICE (ang. Meetings, Incentives, Conferences, Exhibitions) oraz finanse  – daje jej optymalny zakres fachowej wiedzy i  rezerwy pozwalające na optymalizację kosztów, a  co za tym idzie, na konkurencyjne warunki dla swoich inwestorów.

A 70 ELITY

Arche ma własną Fabrykę Prefabrykacji, własną telewizję ­ARCHE TV, Arche Księgarnię, Arche Zdrowie, Arche Krainy Polskie. To również Alternatywna Akademia Arche, Arche Travel i Arche Muzeum Skraj Kultur. To wreszcie filar jej działalności i wizytówka oraz duma, czyli Fundacja Leny Grochowskiej. Fundacja powstała, aby pomagać Polakom wysiedlonym na Wschód wrócić do ojczyzny. Sprowadziła do Polski 28 rodzin z Kazachstanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu i Ukrainy. Wybudowała szkołę w  misji katolickiej w Czadzie (szkołę wybudowała druga organizacja pożytku publicznego działająca w ramach Grupy Arche – Stowarzyszenie Wspólnota Arche). Obecnie zaangażowała się w działania humanitarne na granicy polsko­‑białoruskiej. Prowadzi działania kulturalne, sportowe, rekreacyjne i społeczne. Jednak głównym obszarem

działań stało się wsparcie osób z niepełnosprawnością intelektualną. Firma stale pomaga potrzebującym, ­m.­in. bezpłatnie udzieliła 20 tys. noclegów z wyżywieniem uciekającym przed wojną w  Ukrainie głównie matkom z  dziećmi. Nadal w  obiektach Arche przebywa około 2,5 tys. uchodźców. Firma obecnie zatrudnia ponad 1000 osób. Wybudowała ponad 10 tysięcy mieszkań w Warszawie, Łodzi oraz Pile. Trzeba zaznaczyć, że jednym z najbardziej złożonych projektów była budowa sieci hoteli, szczególnie sześciu z nich, które wymagały gruntownego odrestaurowania zabytkowych budowli. Zapomniane i często zdewastowane, dzięki wysiłkom i staraniom otrzymały tak zwane drugie życie. Każdy z hoteli historycznych to przykład umiejętnego łączenia starej tkanki historycznej z nową, synergii przedwojennej architektury

Dwór Uphagena Arche Gdańsk

71 ELITY

Arche Fabryka samolotów Mielno

z nowoczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi. Dzisiaj są jednymi z najpiękniejszych obiektów w Polsce, o czym świadczą ogólnopolskie i światowe nagrody, tak z dziedziny architektury, jak i w branży hotelarskiej. To  Zamek Janów Podlaski, Pałac i Folwark Łochów, Koszary w Górze Kalwarii, Tobaco w Łodzi, Cukrownia Żnin i Dwór Uphagena w Gdańsku. Na tych sześciu obiektach firma nie kończy ratowania polskich zabytków. Władysław Grochowski ambitnie podąża dalej, wyszukując w Polsce prawdziwe perełki, a inwestorom oferując kolejne unikatowe adresy. Unikatowym projektem stworzonym przez spółkę jest również Arche Siedlisko – pomysł nowej przestrzeni do wypoczynku, tzw.  hoteli rozproszonych. Tworzą je ecoboxy, komfortowo zaadaptowane i wyposażone kontenery morskie, usytuowane w  najpiękniejszych miejscach w Polsce, z dala od zgiełku

72 ELITY

i tłoku, w otoczeniu natury. Pomysł ten zrodził się podczas pandemii, kiedy to Władysław Grochowski zrobił sobie kwarantannę i przez półtora miesiąca nie przyjeżdżał do firmy. Hotele były zamknięte. W celu zachowania dystansu społecznego pomyślał o innej formie aktywności hotelowej. To w pełni ekologiczny projekt. Stare kontenery dzięki firmie dostają drugie życie. Zostały zaadaptowane na wygodne letnie siedliska o powierzchni około 30 metrów kwadratowych, z aneksem kuchennym i dwiema sypialniami. Arche rośnie w siłę i wkrótce do sieci działających 17  unikatowych hoteli, które dysponują ponad 3,5 tys. pokojami, dołączą kolejne obiekty ­m.­in. Fabryka Samolotów Mielno, Arche Nałęczów czy Arche Klasztor Wrocław. Inwestorzy mogą tam kupić apartament hotelowy już za 11 tysięcy netto za metr kwadratowy.

HTTPS://ARCHE.PL

Inwestowanie w  zakup mieszkania pod wynajem niesie ze sobą sporo kosztów i niewiadomych. Na rynku możemy zetknąć się ze sporą konkurencją – również tą międzynarodową. Dlatego inwestycja w apartamenty hotelowe, którymi zarządza wiarygodny i solidny partner, będzie z pewnością korzystną formą lokowania kapitału. Dla przyszłych inwestorów firma organizuje cykl spotkań online, na których porusza temat inwestowania w nieruchomości zabytkowe. „To dobra okazja, by nie tylko poznać bliżej ofertę firmy Arche, ale też dowiedzieć się o tajnikach rewitalizacji i modernizacji wiekowej architektury. Każdego 22  dnia miesiąca zapraszamy do spędzenia wspólnie z nami godziny w Arche Studio 22” – mówi Magdalena Sidorowicz, dyrektor sprzedaży Arche  S.A.  – „Już dzisiaj serdecznie zapraszam”. ■

Cukrownia Żnin

Arche Zamek Janów Podlaski

73 ELITY

16/12, 19:00

KONCERT SYMFONICZNY

Qingzhu Weng

skrzypce Laureat III Nagrody Konkursu Wieniawskiego 2022 Orkiestra PFB pod batutą Marka Pijarowskiego

Koncerty Sylwestrowe

Najpiękniejsza muzyka filmowa

31/12, 17:00 i 20:30 Orkiestra PFB pod batutą Krzesimira Dębskiego

Śpiewacy Milena Lange i Damian Wilma Po drugim koncercie możliwość wykupienia specjalnego menu sylwestrowego za dodatkową opłatą.

SPONSOR

GŁÓWNY SPONSOR PFB

STRATEGICZNY PFB

MECENAS KULTURY

www.bilety24.pl 58 320 62 62 58 323 83 62 [email protected]

SPONSOR KONCERTÓW SYLWESTROWYCH

Ile razy obraz majestatycznych skał zapierał nam dech w  piersiach? Jak często marzyliśmy o tym, by zobaczyć go jeszcze raz? I  w  końcu  – jak bardzo można zbliżyć się do natury? Niełatwo jest dorównać pięknu i trwałości tego, co kształtowało się tysiące lat. Formacje skalne, ich struktury, kształty i barwa wywierają ogromne wrażenie, a w dodatku utwierdzają nas w przekonaniu, że siła natury jest niezwykła. Teraz namiastkę tego piękna można

76 ELITY

mieć na wyciągnięcie ręki. Firma Stonedeco od ponad 20 lat produkuje niezwykłe imitacje skalne, których jakość i trwałość dają gwarancję oryginalnego wyglądu przez wiele lat. Priorytetem firmy jest wysoki poziom wykonania produktu, a co za tym idzie – zadowolenie Klienta, dlatego producent sięga po materiały najwyższej klasy, a inspiracji szuka w skalistych rejonach świata. To, co wyróżnia skalne dekoracje firmy Stonedeco, to niezwykła wytrzymałość materiału oraz odporność na zmianę temperatur i  warunki atmosferyczne.

Struktury i  naturalne kolory dekoracji dają wrażenie prawdziwej skalnej ściany czy kamienia, co czyni je doskonałą alternatywą dla innych dekoracji wykończeniowych typu gres czy płytki. Kawa przy wodospadzie? Odpoczynek przy skalnej ścianie w salonie? A może łapanie ostatnich promieni słońca przy fontannie w ogrodzie? Skalne elementy świetnie prezentują się w zamkniętych pomieszczeniach, np. w domu, biurze czy salonie usługowym, jak również na otwartej przestrzeni. Łatwość montażu i demontażu sprawia natomiast, że bez

problemu można przenieść je w inne miejsce, odświeżając wystrój otoczenia. Oferta firmy Stonedeco pozwala w  oryginalny sposób zorganizować część ogrodu, stworzyć oczko wodne w dowolnym kształcie, górski potok, a nawet wodospad. Skalne dekoracje idealnie komponują się z żywymi roślinami skalnymi, kwiatami, będą także bajecznym tłem dla maleńkich mieszkańców oczka wodnego. Formy i kolory dekoracji są inspirowane naturalnymi skałami, a każdy produkt jest wielokrotnie sprawdzany przed montażem

i konsultowany z Klientem. Z firmą Stonedeco można zrealizować najbardziej szalone pomysły, a szeroka oferta daje nieskończone możliwości aranżacji otoczenia.

Stonedeco 56-100 Wołów, ul. Garwolska 4a/2 Dział Techniczny: +48 668 363 717 (Krzysztof) Biuro: +48 696 616 267 (Denis) E‑mail: [email protected]

www.stonedeco.pl 77 ELITY

www.room19.com

ROOM 19 78 ELITY

Wykonamy projekt,

będziemy trzymać pieczę nad jego realizacją Czym charakteryzuje się funkcjonalne wnętrze? ■■ Przestrzeń w pierwszej kolejności powinna realizować potrzeby mieszkańców. Należy więc zastanowić się jakiego wnętrza chcemy, by spełniało nasze oczekiwania i pasowało do stylu życia. Funkcjonalne wnętrze musi być piękne, ale również urządzone w taki sposób,

z nich korzystać jak najbardziej komfortowo. To  również zastosowanie innowacyjnych rozwiązań w  postaci specjalnych prowadnic, systemów do domykania szafek, zadbanie o  najmniejsze elementy. Na szczęście nowoczesne technologie pozwalają na szybkie znalezienie rozwiązań ułatwiających nam codzienne czynności,

Studio działa od 2009 roku. Jak przez ten czas zmieniły się gusta klientów? ■■ Gusta klientów zazwyczaj podążają za obecną modą. Jednak nasze studio stara się tworzyć wnętrza ponadczasowe, które wyglądają tak samo dobrze po kilku i kilkunastu latach użytkowania. Stawiamy na ponadczasowe

aby wykonywanie codziennych czynności zajmowało jak najmniej czasu i pochłaniało jak najmniej energii. Podstawą jest rozmieszczenie pokoi, podział wnętrza na odpowiednie strefy, dobra organizacja wnętrz mebli oraz ich rozkład, aby użytkownicy mogli

a  szeroka oferta na rynku pomaga w prosty sposób znaleźć meble, elementy, narzędzia i  technologie, których potrzebujemy. Projektując funkcjonalne wnętrze nie możemy zapomnieć również o funkcjonalnym i strefowym oświetleniu.

kolory i naturalne materiały takie jak drewno, szkło czy kamień, które nie wychodzą z mody. Budowa lub remont to spore przedsięwzięcie. Nie każdy może pozwolić sobie na poświęcenie

79 ELITY

prywatnego czasu na nadzór. W jakim zakresie pomagają państwo klientom? ■■ Jeślli klient chce mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, ale nie ma na to czasu, chętnie mu pomożemy. Wykonamy dla niego projekt, a także będziemy trzymać pieczę nad jego realizacją. Koordynujemy i  kontrolujemy prace poszczególnych ekip tak, by przebiegały one zgodnie z projektem. Zamawiamy materiały, rozwiązujemy wszelkie ewentualne wątpliwości, które powstaną w trakcie realizacji. Powierzając nam urządzenie swoich wnętrz, można mieć pewność, że zajmiemy się nie tylko samym projektem, ale także znajdziemy sprawdzonych, godnych zaufania wykonawców. Pilnujemy, by domy czy mieszkania klientów były dokładnie takie, o jakich marzą. Zawsze trzymamy się ustalonych wcześniej terminów i  pilnujemy, by poszczególne ekipy również się z nich wywiązywały. Jakie materiały wykorzystuje się, aby uzyskać nowoczesny design? ■■ Wykorzystanie naturalnego drewna jest czymś oczywistym  – drewno jest produktem wysokiej klasy, produktem

80 ELITY

naturalnym, które ociepla nawet najbardziej surowe wnętrza i  dodaje im charakteru. W  nowoczesnych wnętrzach wykorzystuje się je w zastosowaniu nie tylko na podłogę, ale również ściany. Ogromna gama kolorystyczna, jak i różnorodność gatunków desek czy fornirów daje nam praktycznie nieograniczone możliwości aranżacyjne. Bardzo często we wnętrzach wykorzystujemy również kamień naturalny oraz spiek kwarcowy. Kamień jest obecnie jednym z  najpopularniejszych materiałów wykończeniowych. Zawsze elegancki, zachwyca naturalnym, jedynym w swoim rodzaju rysunkiem, przez co świetnie sprawdza się w domach osób, które marzą o  oryginalnej aranżacji. Ze  względu na swoją wytrzymałość, najczęściej kamień wykorzystujemy na blaty, posadzki czy schody. Dzięki możliwości wykończenia go w różnych fakturach takich jak polerowanie, piaskowanie, płomieniowanie podnoszą się jego walory praktyczne. Spieki natomiast są materiałem wszechstronnym, niezwykle wytrzymałym, mają więc bardzoszeroki wachlarz zastosowań. Duże, cieńkie, a  zarazem stosunkowo lekkie płyty z powodzeniem wykorzystamy nie tylko we

wnętrzach, ale i  na elewacjach budynków. Możemy śmiało je stosować, projektując ekskluzywne wille, apartamentowce, jak i  hotele, sklepy czy biurowce. We  wnętrzach natomiast mogą być stosowane dosłownie wszędzie. Wykorzystujemy je ­m.­in. do wykończenia podłóg, ścian i kominków. Robimy z nich blaty i wyspy kuchenne, okładziny na fronty mebli, okładziny drzwi czy blaty stołów. Często stosowanym materiałem jest również żywica. Nowoczesne podłogi żywiczne są odporne na uszkodzenia, łatwe w czyszczeniu i ciepłe. Podłoga z  żywicy jest szybka do wykonania i  daje ogromne możliwości dekoracyjne w aranżacji wnętrza. Żywice są dostępne w kilkunastu kolorach, możemy je dowolnie ze sobą łączyć, tworzyć dowolne powierzchnie wykończenia od matowych po głęboki połysk. W nowoczesnych wnętrzach góruje również mikrocement imitujący posadzki betonowe. Piękne, nowoczesne wnętrza to drewno, kamień, beton, szkło czy żywica, ale również cegła, która zestawiona np. ze szkłem, stalą czy surowym drewnem doda wnętrzu przytulności i będzie zawsze ponadczasowa. ■

81 ELITY

Dom w

82 ELITY

objęciach sztuki Tekst: Marta Chudzik

Sztuka we wnętrzu tworzy wyjątkowy charakter. Potrafi nadać znaczącego dopełnienia w wyrazie domowników. To od nas zależy, czym się otaczamy. Warto więc sięgnąć po oryginalne obrazy, które

i wartości, jakie wyznajemy

oddadzą całą gamę emocji

www.martachudzik.com

83 ELITY

Sposób postrzegania abstrakcji jest bardzo szeroki, co stanowi źródło inspiracji dla niekończących się rozmów w  domowym zaciszu. Osobiste spojrzenie na świat malarki Marty Chudzik przełożone jest na płótno i pozytywnie odbierane przez widzów. Pasję do malarstwa rozwijała od najmłodszych lat. Rysunek był dla niej hobby, a  dzięki samozaparciu powoli rozwijała swoje umiejętności. Autorka chce, by prace poruszały i wywoływały emocje, dlatego tworzy niejednoznaczne abstrakcje. Opisuje własne spostrzeżenia za pomocą metafor ujętych w cyklach. Cykl Perspective ukazuje perspektywę jako dominujący czynnik. Obrazy przyciągają widza z  daleka poprzez kolory, by ukazać swoje detale z bliska. Widoczna struktura, pociągnięcia pędzlem, grubsze warstwy farby ukazują pełną gamę barw. Wszystko to opowiada, a by mieć pełen pogląd w danej sytuacji, trzeba jej się przyjrzeć z różnych perspektyw. Wtedy dostrzeżemy to, co dla innych może być tajemnicą. W drugim cyklu Shining czynnikiem kreacji jest światło. Użyte są specjalne farby, które nadają charakteru i  są elementem wiodącym w  obrazach. W zależności od padania światła możemy uzyskać różne efekty wydobycia z obrazu jego lśniącego oblicza. To metafora opisująca, iż dopiero przy odpowiednich warunkach możemy nabrać niebanalnego blasku. Warto więc poświęcić chwilę na dobór składników, którymi się otaczamy. Każdy z  obrazów jest wykonywany ręcznie z  wielką starannością i  dbaniem o każdy szczegół. Obrazy wykonywane są w pracowni artystki, gdzie jest w stanie wykonać zarówno małe, jak i  wielkie formaty, również na zamówienie. Używane wysokiej jakości farby i media są zabezpieczane warstwą werniksu. Wszystko po to, by przez lata nie martwić się o wpływ czasu na pracę. Całość można zamknąć w ramie lub od razu powiesić na ścianie, ponieważ obrazy mają estetycznie zamalowane boki.

84 ELITY

85 ELITY

Nie bójmy się otaczać sztuką, ponieważ wnosi do wnętrz ciepło, może wpływać na nasz nastrój poprzez dobranie kolorów. Po ciężkim dniu pracy, kiedy zasiadamy w  fotelu i  jedyne o  czym myślimy, to chwila spokoju, możemy spojrzeć na kojące błękity, przypominające wakacje nad morzem, lub niebo w pierwsze ciepłe wiosenne dni. Jeśli brakuje nam energii, wystarczy spojrzeń na pomarańcze i czerwienie, by ich ciepło przenikło wraz ze swoją mocą skaczących ogników do naszego ciała. Jeśli chcemy, by wnętrze zyskało na efektowności, możemy pójść w złoto i czerń. Ściany, na których wiszą obrazy, wydają się być o  wiele przyjaźniejsze, a nasze życie bogatsze. Również dosłownie, ponieważ sztuka może być świetną inwestycją. Pamiętajmy, że zostanie ona z naszymi dziećmi, co czyni ją o tyle cenniejszą, że po latach może być nadal aktualna lub nabrać zupełnie nowego znaczenia. Jednocześnie będzie przypominać o wartościach poprzednich pokoleń.

Obrazy i zdjęcia:

Marta Chudzik

86 ELITY

87 ELITY

Małgorzata

Hanslik

kobiece malarstwo blisko natury

Małgorzata Hanslik jest absolwentką Liceum Plastycznego w Supraślu oraz Akademii Pedagogicznej z wydziałem wychowania plastycznego w Krakowie. Na co dzień mieszka w Żorach (województwo śląskie), gdzie zajmuje się malarstwem oraz pracą pedagogiczną. Jej obrazy można było oglądać zarówno na wystawach w Polsce, jak i za granicą. Zapraszamy do subtelnego malarskiego świata Małgorzaty Hanslik: pełnego kolorów, natury, oryginalnych portretów i... aniołów.

88 ELITY

Od zawsze kochałam malarstwo i naturę –  Od dziecka byłam zawsze bardzo blisko związana z przyrodą – opowiada artystka.  – Później, w  młodości kierowałam gospodarstwem agroturystycznym o profilu ekologiczno­‑artystycznym, gdzie zbierałam zioła, piekłam chleb, realizowałam warsztaty z rękodzieła  – wspomina. Te zainteresowania widoczne są w jej galerii prac malarskich, w których znajdują się obrazy olejne na płótnie o tematyce związanej z naturą: krajobrazy, drzewa, rośliny, pejzaże morskie. Obecnie artystka pracuje nad cyklem dzieł abstrakcyjnych pt. „Topnienie lodowców”. –  Chcę uwrażliwić ludzi na ten temat – wyjaśnia malarka. – Choć niektórzy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, to warto uświadamiać, że konsekwencje topnienia lodowców dotkną nas wszystkich.

Wyjątkowe dzieło w Twoim domu Małgorzata Hanslik prowadzi sprzedaż obrazów ręcznie malowanych, tworzy też płaskorzeźby oraz autorskie ilustracje graficzne na zamówienie. –  Wykonując moje prace, uwzględniam uwagi odbiorców, dzięki temu przez lata udało mi się zyskać zaufanie wielu miłośników piękna – przekonuje artystka. Na uwagę zasługuje jej cykl rzeźbionych aniołów wykonanych ­m.­in. z drewna –  Spokój, cisza i harmonia emanujące z prac Małgorzaty Hanslik są niemal wyczuwalne i wpływają kojąco na każdego człowieka, który ma możliwość ich oglądania  – zachwalają posiadacze dzieł żorskiej artystki.

Gdzie zamówić prace Małgorzaty Hanslik? Artystka prowadzi stronę internetową dostępną pod adresem: malgorzatahanslik.pl. Dodatkowo w mediach społecznościowych pokazuje kulisy swojej pracy: instagram.com/malgorzatahanslik.

Foto: Miejska Biblioteka Publiczna w Żorach.

89 ELITY

90 ELITY

Skontaktuj się:

tel. 516 185 611 [email protected]

91 ELITY

„Sztuka nie jest dekoracją,

a wyzwaniem, konfrontacją, ostrzeżeniem” Magdalena Abakanowicz

92 ELITY

Surowe formy sztuki współczesnej umiejscowione w zabytkowym, osiemnastowiecznym wnętrzu to zestawienie niecodzienne, uruchamiające całą gamę dodatkowych znaczeń. Właśnie taki charakter ma wystawa prac Magdaleny Abakanowicz – jednej z najważniejszych polskich artystek drugiej połowy XX w. prezentowana w historycznych murach Biblioteki Królewskiej – jedynego w pełni autentycznego, ocalałego z pożogi wojennej pomieszczenia Zamku Królewskiego w Warszawie. Magdalena Abakanowicz to najbardziej rozpoznawalne polskie nazwisko w świecie sztuki współczesnej – artystka totalna, indywidualistka i innowatorka, stale konfrontująca się z nowymi obszarami poszukiwań twórczych. Jej prace na stałe weszły w skład ścisłego światowego kanonu sztuki XX wieku. Anonimowe postaci kroczące, ekspresyjne formy z kamienia, figury człeko­ ‑zwierzęcych stworów  – dzieła Magdaleny Abakanowicz kreują niezwykłe „przestrzenie kontemplacji”, miejsca refleksji i oczyszczenia. Monumentalne realizacje plenerowe były naturalną konsekwencją poszukiwań artystki, która już w latach 60. XX w. zmierzała ku uwolnieniu formy. Tkane wówczas kompozycje gobelinowe oddzieliła od ściany, otworzyła na otoczenie. Tłumaczyła: „Interesuje mnie [...] ­przede wszystkim  [...] ­stworzenie możliwości wszechstronnego obcowania z obiektem [...]. ­Stworzenie możliwości do penetracji poprzez pęknięcia i otwory aż do najdalszych zakamarków wnętrza” (Katarzyna Chrudzimska­‑Uhera Sztuka Magdaleny Abakanowicz w przestrzeniach publicznych, z katalogu wystawy Tropienie tajemnicy życia). To odważne wkroczenie w trzeci wymiar przyniosło przełomowy w jej karierze, międzynarodowy sukces. Słynne abakany zakwestionowały kanony, zbudowały odrębną kategorię na pograniczu sztuki wysokiej i użytkowej.

Foto: Damian Hornet

93 ELITY

Foto: Damian Hornet

Ewolucja twórczości Abakanowicz przebiegała od tkanin, które stopniowo zyskiwały trzeci wymiar przestrzenny, stając się abstrakcyjnymi rzeźbami, w stronę przedstawień figuratywnych – humanoidalnych form wykonanych z jutowego płótna  – postaci siedzących, stojących, kroczących, tańczących, z głowami lub bez. Dla Magdaleny Abakanowicz przestrzeń była kategorią kluczową. W sposób dosłowny artystka wykraczała poza ramy przypisane dyscyplinie, medium i technice. Abakany, tkaniny uwolnione od prymatu płaszczyzny, śmiało anektowały wnętrza sal wystawowych. Te wielkoformatowe prace aranżowały przestrzeń, za każdym razem odmiennie i zaskakująco. Tworzyły environment – miejsce do eksploracji, doświadczenia,

94 ELITY

odczytania, początkowo ograniczone jeszcze ścianami muzealnych budynków. Tłum postaci był tematem często podejmowanym przez artystkę, która multiplikowane figury tworzyła z  płótna, betonu, żeliwa, brązu, a następnie ustawiała w muzeach, domach i ogrodach prywatnych kolekcjonerów oraz przestrzeniach publicznych w  wielu krajach. Monotonne kompozycje zwielokrotnionych ludzkich cieni budzą w  odbiorcy niejednoznaczne emocje. Ci „szarzy ludzie” Abakanowicz są jednocześnie „bierni i natarczywi” (Jasia Reichardt, 1995) – z przodu jawią się jako gotowy do konfrontacji tłum, z tyłu – jako puste, wydrążone figury, robiące wrażenie słabych i bezbronnych.

W swoich dziełach artystka często konfrontowała przeciwstawne znaczenia, otwierając drogę ku wielości interpretacji i konkluzji. Monumentalne, wieloznaczne formy kreowane przez Abakanowicz (­m.­in.: Tłum III, Plecy, Ugłowione) w ramach niniejszej wystawy zyskują szczególny kontekst w postaci historycznego, klasycystycznego wnętrza Biblioteki Królewskiej – jedynego obiektu w obrębie zabytkowego kompleksu Zamku Królewskiego, który nie został zburzony w czasie II wojny światowej (dr Magdalena Białonowska, z katalogu wystawy Tropienie tajemnicy życia). Wystawa wpisuje się w coraz częściej stosowaną praktykę eksponowania prac sztuki współczesnej w muzeach­ ‑rezydencjach, wypełnionych dziełami

sztuki dawnej. Placówki tego typu to zazwyczaj dawne siedziby monarchów, a więc obiekty o dużym znaczeniu historycznym i symbolicznym. Eksperymenty muzealne w postaci konfrontacji dwóch na pozór nieprzystających porządków umożliwiają odmienne spojrzenie na prezentowane dzieła i historyczny kontekst oraz wydobycie z  nich nowych, często nieoczekiwanych znaczeń. Same obecne na wystawie prace wybrane zostały według klucza, jakim jest kontekst toczącej się obecnie wojny w Ukrainie i związanego z nią poczucia zagrożenia, odczuwanego wyraźnie także w Polsce. Słowo „konfrontacja” nabiera tu dodatkowych znaczeń  – jako konflikt zbrojny dwóch państw, ale także rodzące się w jego wyniku liczne konflikty wartości: między instynktem

przetrwania a poczuciem obowiązku, między miłością bliźniego a wolą walki, między afirmacją życia a zwątpieniem w jego sens w obliczu niewyobrażalnych aktów przemocy i zniszczenia. Obiekty zostały wyeksponowane jedynie przy użyciu światła, a scenografię stanowi zabytkowe wnętrze. Wszystkie elementy korespondują ze sobą, tworząc wspólną narrację. Prace na wystawie pochodzą z Fundacji Marty Magdaleny Abakanowicz­ ‑Kosmowskiej i  Jana Kosmowskiego, Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz Krupa Gallery we Wrocławiu. Wystawa została zrealizowana przy współpracy z Fundacją Marty Magdaleny Abakanowicz­‑Kosmowskiej i Jana Kosmowskiego. Wystawie towarzyszą ilustrowana

zdjęciami publikacja zawierająca eseje przygotowane przez znawców twórczości Abakanowicz, wydany nakładem zamkowego wydawnictwa Arx Regia oraz program edukacyjny. Zapowiedzią, a zarazem zachętą do odwiedzenia wystawy jest ekspozycja ośmiu figur odlanych w brązie pod tytułem Postacie stojące, które zostały ustawione na Dziedzińcu Wielkim. Kuratorami wystawy są dr Mariusz Klarecki i Katarzyna Rogalska (Zamek Królewski w  Warszawie, Kuratorium Pałacu Pod Blachą) Wystawa dostępna jest od 1 grudnia 2022 r. do 19 lutego 2023 r. Matgeriał przygotowany przez Dział Promocji i Komunikacji Zamku Królewskiego w Warszawie.

95 ELITY

MAZOWSZE

TO COŚ WIĘCEJ...

96 ELITY

97 ELITY

W

śród polskich krytyków muzycznych mieliśmy dwie osobowości niezwykłe: złotoustych Jerzego Waldorffa i Bogusława Kaczyńskiego. Obaj Panowie, z  właściwą im klasą i  swobodą poruszali się po muzycznych salach i salonach nie tylko Polski, ale też Europy i Świata, z wielką znajomością tematu i dużą dawką humoru, piękną polszczyzną przybliżając sekrety Polihymnii. Obaj Panowie obracali się wśród największych Gwiazd wszystkich scen muzycznych. Obaj Panowie zawsze z  szacunkiem i  wręcz uwielbieniem wypowiadali się o Zespole „Mazowsze”. Jerzy Waldorff nazywał zespół „Perłą w koronie Rzeczypospolitej”, Bogusław Kaczyński wielokrotnie podkreślał, że są „najlepszym ambasadorem Polski i polskości”. Oni dwaj zauważali, że „Mazowsze” to coś więcej niż tylko zespół artystyczny. To coś więcej niż symbol polskiej tradycji. „Mazowsze” to ­MARKA. Żeby mówić o  „Mazowszu”, należałoby sięgnąć do XIX‑wiecznych ko-

98 ELITY

rzeni zainteresowania „ludowością”, ale też  – co szczególnie przebija się w obecnej działalności Zespołu – powrócić do odwołań do tego, co Polskę stanowi – atmosfery tradycji dworów szlacheckich i domów mieszczańskich. Wiek XIX wraz ze wzrostem świadomości społeczności wiejskiej i kształtującym się jej poczuciem odrębności przyniósł również otwarcie i pewien stopień fascynacji takim rodzajem kultury. Pojawiały się teatry ludowe, zespoły taneczne i chóralne. Zachwyt folklorem w  genialnym, etnograficznym ujęciu odnajdujemy u Oskara Kolberga, który właśnie od regionu Mazowsza, poszerzając następnie na pozostałe części ówczesnej Rzeczypospolitej, rozpoczął badania polskich tradycji i zwyczajów ludowych w życiu codziennym i twórczości. Początek XX wieku i międzywojnie były dalszym etapem zainteresowania ludowością, tym bardziej, że zaczęto postrzegać tradycje i obyczaje jako jeden z czynników potrzebnych do integracji społeczeństwa.

Nastanie Polski Ludowej przyniosło wręcz wypaczenie tej idei, ponieważ masowo rozpoczęto wykorzystywanie wszelkich obrzędów, występów zespołów muzycznych, ludowych grup teatralnych, wianków czy dożynek do propagandowych celów budowy „sojuszu robotniczo­‑chłopskiego”. W powojennym krajobrazie, lecz w tradycji kolbergowskiej narodził się – powołany do życia listem polecającym Ministerstwa Kultury  – Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Tyle, że wizja Twórcy zespołu – Tadeusza Sygietyńskiego – mijała się trochę z nadziejami komunistycznych władz, oczekujących od „Mazowsza” wpisania się w zideologizowany plan „kultury” z wykorzystaniem elementów wiejskich. Sygietyński – wnuk autora librett operowych, syn pisarza i recenzenta, wychowany w domu, który gościł Sienkiewicza, Chełmońskiego, Witkiewicza, kompozytor, dyrygent, pedagog, autor radiowych audycji widział działalność zespołu w  ujęciu szerszym, niż tylko

99 ELITY

jako jedno z ogniw w łańcuchu ideologii. Jego marzeniem było przekazanie kultury i tradycji wiejskiej w sposób autentyczny, atrakcyjny i  niebanalny, żeby widz odczuwał płynącą ze sceny pasję, radość i temperament. To było marzenie jego i  stojącej u  jego boku żony  – Miry Zimińskiej­‑ Sygietyńskiej. Z tego marzenia państwo Sygietyńscy zaczęli budować markę.

Na początku był wizerunek... Pojęcie wizerunku i marki używane jest czasami zamiennie, lecz nie jest tożsame. Państwo Sygietyńscy, tworząc zespół, otwarli się na jego całokształt: Tadeusz na stronie muzycznej, Mira – artystycznej i „wizerunkowej”. On wyszukiwał i  aranżował kolejne utwory. On – jak powiedział kiedyś wspomniany Jerzy Waldorff – pierwszy po Chopinie potrafił wydobyć z ludowych utworów orgiastyczną żywiołowość w połączeniu z  lirycznym wzruszeniem. Ona  – aktorka, artystka estradowa i filmowa umiała zaadaptować wszystko na język

100 ELITY

sceny, sama dbała o wszelkie szczegóły mające wpływ na wrażenie, jakie zrobi „Mazowsze”. Wyszukiwała stroje, ustalała fryzury, malowała dziewczęta – w myśl swojej zasady, że „jak się nie dośpiewa, to się do‑wygląda”. Z pewnością nie były to zamierzone marketingowo działania, poparte wiedzą i znajomością zasad budowy strategii komunikacji. Jako całkowicie intuicyjne, spontaniczne, płynące z serca i pasji – tym większy podziw budzą z uwagi na skuteczność i osiągnięty efekt. Zespół „Mazowsze” zyskał rozpoznawalność. Każdy występ budził podziw i owacyjne przyjęcie przez odbiorców – początkowo polskich, potem również zagranicznych. Ze sceny płynęły nie tylko artyzm, ale przede wszystkim emocje – radość, ciepło i serdeczność. Odbiorca odczuwał, że tańczy i  śpiewa nie grupa przypadkowo dobranych ludzi, którzy traktują występ jak zadanie do wykonania, lecz prawdziwy zespół, w którym czuje się atmosferę rodzinną,

wykraczającą poza stricte zawodowe relacje. Państwo Sygietyńscy stworzyli dla „Mazowsza” siedzibę  – Karolin, który stał się domem, szkołą, sceną. W Karolinie młodzież zdobywała wykształcenie ogólnokształcące i  zawodowe w  zakresie zarówno ogólnym, jak muzycznym, zakończone maturą. Pod okiem doświadczonych pedagogów ćwiczono emisję głosu, grę na instrumentach, balet. Uczono tańców salonowych, historii muzyki. Na koncerty do Karolina przyjeżdżali wybitni artyści. Tam był inny świat, pełen barw, spokoju i radości. To właśnie znajdowało potem swoje odbicie na scenie. I to dało sukces. „Mazowsze” zaczęło koncertować na całym świecie, owacyjnie przyjmowane nie tylko przez Polonię, spragnioną polskości i naszych tradycji przedstawionych tańcem i  śpiewem. Występy budziły zawsze ogromne zainteresowanie. Mira Zimińska­‑ Sygietyńska genialnie wyczuła potrzeby publiczności międzynarodowej, dołączając do re-

pertuaru utwór kraju, po którym Zespół odbywał tournée. Ta otwartość na oczekiwania odbiorcy, przy jednoczesnym zachowaniu autentyczności, zapewniła rosnące uznanie dla „Mazowsza”. Wyszczególnione słowa można byłoby określić składnikami „wizerunku” Zespołu „Mazowsze”. W ujęciu współczesnego postrzegania obecności jakiegokolwiek podmiotu w  obszarze rynku (również sztuki), są to elementy definiowane jako „dotrzymane obietnice” i jako takie stanowią podstawę budowy ­MARKI. O marce można mówić w przypadku spełnienia kryterium szerokiej rozpoznawalności, posiadania kręgu lojalnych odbiorców, osiągnięcia znaczącego efektu finansowego i sukcesu oraz zachowania stałego miejsca i rozpoznawalności w obiegu symbolicznym. Zwyczajowo uważa się, że marki artystyczne powinny wypełnić chociaż jeden z  powyższych warunków, natomiast „Mazowsze” wypełnia je wszystkie.

Zmierzch marki...? Odbiorca każdej marki, niezależnie od branży działalności, staje się coraz bardziej wymagający. Szczególnie widoczne jest to w obszarze dóbr luksusowych oraz właśnie w działalności artystycznej. Tymczasem nie jest rzadkie przeżywanie sytuacji kryzysowych. Taki kryzys dotknął również Zespół „Mazowsze”. Śmierć Miry Zimińskiej­ ‑Sygietyńskiej w 1997 roku przyniosła załamanie. W wywiadzie dla TVP z okazji 40‑lecia Zespołu Pani Mira – odpowiadając na pytanie, czy mogłaby istnieć bez „Mazowsza”, odpowiedziała, że nie wie, czy to „Mazowsze” mogłoby istnieć bez niej. „Dlatego tak się trzymam, tak o siebie dbam, nie hulam, nie palę, nie piję, żeby być w dobrej formie. Mazowsze to wszystko, co mam” – kontynuowała. Z  jej odejściem zabrakło osoby, która potrafiła z każdego koncertu zrobić spektakl, amatorów przekształcić w zawodowców, trzymać rygor, rządzić twardą ręką, a jednocześnie subtelnie

odczytywać oczekiwania publiczności, uzupełniając czy modyfikując repertuar. Kolejne osoby, które – z woli, konkursu czy nadania – podejmowały się kierowania Zespołem, nie potrafiły sprostać wyzwaniu. Ze śmiercią Miry umierała legenda. Z  orkiestry została kapela, z chóru – zespół wokalny mogący występować w salkach parafialnych. Pustoszał Karolin i widownie. Piętrzyły się konflikty, przepadały dotacje, odciągała w czasie budowa Matecznika. Chyba tylko władze ministerialne i lokalne, dla których zawsze kultura jest problemem i powodem wydawania, a nie inwestowania pieniędzy, były zadowolone, że chociaż o jednego (i to potężnego) petenta będzie mniej...

Odbudowa marki Dla „Mazowsza” odbudowa przyszła pośrednio z Płocka. Co symboliczne – miasta Miry Zimińskiej­‑ Sygietyńskiej. W 2012 dyrygentem został Jacek Boniecki, który podczas swojej zawodowej drogi był między innymi dyrekto-

101 ELITY

rem Płockiej Orkiestry Symfonicznej. Z kierowania dużym teatrem muzycznym w  Lublinie, wystawiającym wielkie dzieła operowe, został kierownikiem muzycznym w instytucji, w której orkiestra liczyła kilkanaście osób, nie korzystała z opracowanych przez Tadeusza Sygietyńskiego partytur, czasem omijała próby, bo przecież i tak grano ciągle to samo... Udało mu się jednak odbudować orkiestrę, która w tej chwili wykonuje utwory ludowe, sakralne, klasyczne i symfoniczne na wysokim poziomie. W  2015 roku Jacek Boniecki został dyrektorem całego zespołu „Mazowsze”. Ponownie rozpoczęto nabory do chóru, orkiestry i baletu. Zespół koncertuje, nagrywa, nieustannie rozszerza repertuar. Nareszcie widać powrót do czasów Sygietyńskich, co nie oznacza uwstecznienia, a  wręcz przeciwnie  – odwołanie do tego, co najcenniejsze: wizji, bez której nie zbuduje się (czy nie odbuduje) marki. Obecne „Mazowsze” to unikatowa organizacja muzyczna i artystyczna. Są jedyni w Polsce, którzy potrafią zaśpiewać regionalne przyśpiewki, staropolskie kolędy, piosenki międzywo-

102 ELITY

jenne, pieśni patriotyczne, ale także Requiem czy Mszę Koronacyjną Mozarta, zagrać „Uprowadzenie z Seraju”, symfonię B‑dur Schuberta. W  fantastycznym stylu odpowiadają na oczekiwania publiczności, tej polskiej i zagranicznej, krytycznej, oczekującej mniej skomplikowanych układów baletowych i już znanych z nagrań utworów oraz tej zaciekawionej mnogością barw i bogactwem stylów w scenicznej realizacji polskiego folkloru. Prowadzą działania zakrojone na naprawdę szeroką skalę, z zachowaniem autentyczności, co jest warunkiem niezbędnym w kreowaniu wizerunku marki. To oni ocalili dziedzictwo wsi, przywrócili dumę z narodowych tradycji. Oni pielęgnują modę wszystkich regionów Polski, wprowadzając ją również do nowoczesnego wzornictwa, aby każdy – nawet nie śpiewający czy tańczący w Zespole mógł cieszyć się przepięknymi wzorami kaszubskimi czy podhalańskimi parzenicami przeniesionymi na wspaniale zaprojektowane i świetnie wykonane bluzy, spodnie i  T‑shirty. To  obecne „Mazowsze” troszczy się o zanikające dziedzictwo, podejmując szereg działań edukacyj-

nych, otwierając się na dzieci („Kolory”, „Magiczna podróż” i „Fantazja polska”) oraz młodzież (Romanca a’  la kujawiak). U nich można zobaczyć polskie tańce narodowe w tradycyjnym wykonaniu, zapierające dech i wywołujące łzy lubuskie „Winobranie”. Mozolnego, trudnego procesu odbudowy marki nie przerwała nawet pandemia. W tym czasie nagrano wiele płyt, zrewitalizowano Karolin, otwarto Centrum Folkloru Polskiego. Historia zatoczyła pewien krąg. Wiele lat temu spotkali się Mira Zimińska­ ‑Sygietyńska z panami: Jerzym Waldorffem i  Bogusławem Kaczyńskim. Pani Mira chciała wziąć do „Mazowsza” ówczesnego kierownika muzycznego teatru ­ROMA – Jacka Bonieckiego, Bogusław Kaczyński nie chciał go puścić. Wtedy pewnie nie był jeszcze odpowiedni czas. Po kilkunastu latach od owego spotkania właśnie Jackowi Bonieckiemu przyszło przywracać markę „ambasadora polskiej kultury” i „perły w koronie Rzeczypospolitej” jednemu z największych zespołów artystycznych na świecie – Zespołowi „Mazowsze”. Joanna Grzybowska

103 ELITY

ŚWIĘTY

Wincenty a Paulo

PATRON Dzieł Miłosierdzia

Święty Wincenty a Paulo. Kim jest ten człowiek żyjący w ­XVII wieku we Francji, o którym wciąż mówi się z niezwykłym zachwytem i wprost nabożnością ...Święty Wincenty zwany przez współczesnych mu „Ojcem Ubogich”, „Powiernikiem galerników”, a w chwili śmierci okrzyknięty Świętym. Beatyfikowany w 1729 roku, kanonizowany w 1737. Już w 1885 roku papież Leon ­XIII ogłosił go „Patronem wszystkich Dzieł Miłosierdzia”. Francja uważa go za bohatera narodowego. Ktoś powiedział, że Święty Wincenty jest człowiekiem na każdy czas, jest uniwersalnym świętym. Od lat przywoływana jest jego postać w wielu dokumentach papieskich. Wincenty a Paulo urodził się w roku 1581 we Francji, w Pouy, w okolicy Dax na południu Francji. Wychowany na wsi, wykazujący się wieloma zdolnościami chłopiec, zwrócił na siebie uwagę księdza proboszcza i sędziego z Dax, pana de Comet, którzy pragnęli pomóc rodzinie w wykształceniu wybitnie zdolnego syna. Wincenty zaczyna uczęszczać do Kolegium w  Dax. Mieszka w  internacie u ojców franciszkanów. Bardzo szybko

104 ELITY

zamieszka u pana de Comet i stanie się korepetytorem jego dzieci. Ojciec nie będzie już musiał płacić za internat syna. Wincenty miał zostać księdzem, by w  przyszłości mógł także wspomagać rodzinę. Już w roku 1600 otrzymał świecenia kapłańskie. Studia teologiczne kontynuował na Uniwersytecie w Tuluzie . W przyszłości, w Paryżu, będzie uczęszczał na Sorbonę i zdobędzie licencjat z prawa kanonicznego. Jako młody kapłan, Wincenty stara się o otrzymanie bogatego beneficjum Szczęście zdaje się mu sprzyjać, ale wkrótce Wincenty coraz bardziej widzi, że Bóg ma wobec niego inne plany... W  Paryżu spotka się i  zaprzyjaźni z kardynałem Piotrem de Berulle, wielkim i wpływowym reformatorem kleru francuskiego. Nieoczekiwanie, w roku 1610 będzie poproszony o  objęcie stanowiska kapelana byłej królowej Małgorzaty de  Valois (słynnej królowej Margot). Bóg zaczyna w sposób jawny wchodzić w życie Wincentego. W maju 1612 roku Wincenty z polecenia Kardynała de Berulle obejmuje

parafię w Clichy pod Paryżem. W czasie wizytacji biskupiej powie – „Jestem najszczęśliwszym człowiekiem świata – mam lud tak pobożny...”. Ale już w  1613 roku kard.  de  Berulle poleca go na nauczyciela synów znaczącej rodziny Piotra i Małgorzaty de Gondi. Cieszący się zaufaniem możnych chlebodawców, odwiedza z nimi ich liczne włości. W roku 1617, podczas jednej z  takich podróży, w  Folleville, Wincenty zostanie wezwany do umierającego, powszechnie szanowanego człowieka. Długo ukrywana wina tak zaskoczyła ks. Wincentego, że w miejscowym kościele wygłasza płomienne kazanie o  potrzebie spowiedzi generalnej. Chętnych do spowiedzi jest tak wielu, że potrzeba poprosić kapłanów z sąsiedztwa. Wincenty zrozumie przy tej okazji, że jego przeznaczeniem jest niesienie Słowa Bożego prostemu ludowi. W Paryżu rozpoczyna odwiedzanie najuboższych i podejmuje postanowienie, że służbie Ubogim poświęci resztę życia. Tymczasem kard.  de  Berulle wysyła Wincentego do odległej, bardzo

105 ELITY

Św. Wincenty

G

zaniedbanej parafii Chatillon les Dombes. Tutaj ks. Wincenty przeżyje potrzebę zatroszczenia się o chorą i ubogą rodzinę. Zrozumie, że miłosierdzie, by przyniosło pożytek, musi być dobrze zorganizowane. Tutaj zakłada pierwsze Bractwo Miłosierdzia i pisze jego szczegółowy Regulamin. To będzie początek wszystkich Bractw Miłosierdzia zakładanych w przyszłości w innych parafiach, aż do Stowarzyszenia Pań Miłosierdzia w Paryżu. Pamiętnym wydarzeniem w  życiu Wincentego będzie też spotkanie w roku 1618 ze Świętym Franciszkiem Salezym. Był on dla Wincentego wielkim przewodnikiem duchowym. Z kolei Franciszek Salezy tak cenił Wincentego, że oddał pod jego kierownictwo klasztor Wizytek w Paryżu, a później kierownictwo duchowe Matki de Chantal. Dla Wincentego następuje bardzo prężny okres jego zaangażowania. W  roku 1619 zostaje mianowany

106 ELITY

Dom rodzinny św. Wincentego a Paulo w Pouy (k. Dax)

generalnym kapelanem Galer Królewskich. Poznawszy nędzę galerników powie – „zobaczyłem ludzi traktowanych jak zwierzęta”. Zbliża się rok 1625. Ta  data jest znacząca, bo to wtedy Małgorzata de Gondi z małżonkiem uczynią zapisy na Fundację Zgromadzenia Misji. Główną ideą Zgromadzenia miało być głoszenie Ewangelii ubogim i opuszczonym. Wkrótce okaże się, że Zgromadzenie powinno też zająć się duchowym przygotowaniem kandydatów do święceń kapłańskich, co w przyszłości przyniesie odpowiedzialność za prowadzenie Seminariów Duchownych. Zgromadzenie rozwija się niezwykle szybko. Już w 1633 zostanie zatwierdzone przez papieża Urbana ­VIII. Celem Zgromadzenia Misji jest głoszenie Ewangelii ubogim na wzór Chrystusa, szczególnie poprzez prowadzenie misji i rekolekcji parafialnych oraz

wspomaganie duchownych i świeckich w zdobywaniu właściwej im formacji. W tym okresie Wincenty ma bardzo wiele zajęć. W Paryżu spotkał Ludwikę de Marillac, niezwykłą niewiastę, pragnącą iść drogą doskonałości. Widzi w niej współpracowniczkę w dziele posługi najuboższym.

W parafii Chatillon les Dombes ks. Wincenty przeżyje potrzebę

zatroszczenia się o chorą i ubogą rodzinę. Zrozumie że miłosierdzie, by przyniosło pożytek, dobrze musi zorganizowane.

być

W ­XVII  wieku nie było w  zwyczaju okazywania szacunku osobom wykluczonym ze społeczeństwa. Wincenty a Paulo i Ludwika de Marillac, ulegając natchnieniom Ducha Świętego, odkryli

Św. Wincenty wraz ze św. Joanną de Chantal i wizytkami na audiencji u królowej Francji – Marii Austriaczki

nędzę materialną i  duchową swoich czasów i  poświęcili swe życie służbie i ewangelizacji Ubogich. Potrafili dzielić swoją głęboką motywację i przekonywać wszystkich, którzy z nimi pracowali, powtarzając często świeckim, jak i duchownym: „Ubodzy są członkami Jezusa Chrystusa, są naszymi Panami i Mistrzami”. Prawie niepostrzeżenie, jak powie później Święty Wincenty, powstaje w roku 1633 Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia. Udało się Świętemu Wincentemu a Paulo i Świętej Ludwice de Marillac zorganizować wspólnotę niewiast podejmujących w świecie życie konsekrowane, którego charyzmatem będzie Służba Ubogim. Od pierwszej chwili swego istnienia Zgromadzenie nie było objęte klauzurą, ale posłane na drogi świata, celem niesienia pomocy i opieki ubogim, chorym, sierotom, starcom, więźniom, kalekom

P

i  wszystkim dotkniętym cierpieniem. Święty Wincenty mówił do Sióstr: Waszym klasztorem będą domy chorych, celą – wynajęta izba, kaplicą – kościół parafialny, krużgankami – ulice miasta i sale szpitalne, klauzurą – posłuszeństwo, kratą – Bojaźń Boża, welonem – święta skromność. Na owe czasy był to zupełny przewrót w rozumieniu i praktykowaniu życia zakonnego niewiast, powszechnie utożsamianego z klauzurą i ścisłym odosobnieniem od reszty społeczeństwa. Zgromadzenie, pragnąc naśladować Chrystusa i prowadzić Jego Misję, obrało życie całkowicie i  wyłącznie oparte na Radach Ewangelicznych: czystości, ubóstwa i  posłuszeństwa, dzięki którym stają się dyspozycyjne, by odpowiedzieć celowi Zgromadzenia, jakim jest ­SŁUŻBA ­CHRYSTUSOWI W ­UBOGICH. Siostry Miłosierdzia składają cztery Śluby: Czystość, Ubóstwo, Posłuszeństwo

Paryż, kościół św. Severina, św. Wincenty opiekujący się dziećmi

i Służenie Ubogim. Mówi się o czwartym ślubie – Służeniu Ubogim. Ale tak naprawdę, jest to pierwszy Ślub. To on wytycza zaangażowanie każdej Siostry w  służbę drugiemu człowiekowi jako samemu Chrystusowi. Siostry mają kontemplować i  spotykać Chrystusa w sercu i życiu Ubogich, gdzie nieustannie działa Boża Łaska, by nas uświęcać i zbawiać i by zbawiać tych, którym mamy służyć. Święty Założyciel mówił do Sióstr: „Służąc Ubogim, służycie Jezusowi Chrystusowi. O moje Córki, jak to jest prawdą. W osobie Ubogich usługujecie Jezusowi Chrystusowi... Jakaś Siostra pójdzie dziesięć razy na dzień odwiedzić chorych i dziesięć razy na dzień spotka tam Boga. Idziecie odwiedzić więźniów w łańcuchach, znajdziecie tam Boga, usługujecie tym małym dzieciom, znajdziecie tam Boga... On przyjmuje usługi jakie oddajecie tym biednym... i uważa je jako Sobie wyświadczone”.

107 ELITY

France, Paris, Dervaux, 1913. Kuchnia w domu sierot

W Regułach, danych Zgromadzeniu, Założyciele tak określają jego cel i sposób wypełniania Misji: „Głównym celem, dla którego Bóg powołał Siostry Miłosierdzia, jest uczczenie Pana naszego Jezusa Chrystusa, jako źródło i wzór wszelkiej miłości, służąc Mu tak w rzeczach co do ciała, jako też i co do duszy odnoszących się, w osobie ubogich, tak chorych, więźniów, dzieci, jako też i innych, którzy dla wstydu, ubóstwa swego okazać nie śmieją”. A Konstytucje Zgromadzenia mówią dzisiaj do Sióstr: „Siostry kontemplują i spotykają Chrystusa w sercu i życiu Ubogich, gdzie nieustannie działa jego Łaska, aby ich uświęcać i zbawiać... Okiem wiary widzą Chrystusa w Ubogich, a Ubogich w Chrystusie. Służą Mu w Jego cierpiących członkach ze współczuciem, słodyczą, serdecznością, poszanowaniem i pobożnością”. Zgromadzenia Kapłanów Misji i Sióstr Miłosierdzia ze swej natury mają

108 ELITY

Kościół w Clichy (przedmieścia Paryża), pierwsza parafia kapłańskiej posługi św. Wincentego

charakter misyjny. Założyciele, jeszcze za swego życia, posłali misjonarzy i siostry do Polski – kapłanów misji w roku 1651, siostry w roku 1652. Można powiedzieć, że Opatrzność posłużyła się królową Ludwiką Marią Gonzagą, żoną króla Jana Kazimierza, wcześniej Władysława  IV, która osobiście znała Świętego Wincentego i Świętą Ludwikę, współpracując z nimi w Paryżu w dziele Pań Miłosierdzia. Były to trudne czasy. Królowa pragnęła, by siostry zajęły się chorymi, żebrakami umierającymi na ulicach, rannymi w walkach, kalekami wojennymi, osieroconymi dziećmi, głodnymi, bezdomnymi. Na początku terenem ich misji były bliższe i  dalsze okolice kościoła św.  Krzyża w  Warszawie, na Trakcie Królewskim, gdzie działali już księża misjonarze. W  czasie wojen szwedzkich siostry przemierzyły z dworem królewskim niemal całą ówczesną Polskę .

N

W  roku 1659, siostry zamieszkały wraz z 15 sierotami na przedmieściu Warszawy zwanym Glinki, na dzisiejszym Powiślu, przy ul. Tamka, na ofiarowanym przez królową terenie i domu. Stąd, z Warszawy, i z tego pierwszego domu, siostry wyruszały do innych dzielnic miasta, a następnie do innych miast i wsi Polski, by nieść pomoc najbardziej potrzebującym. Aktualnie w Polsce są trzy prowincje: prowincja chełmińsko­‑poznańska, prowincja krakowska i prowincja warszawska. Na przestrzeni lat różnie toczyły się dzieje Zgromadzenia w Polsce. Były lata wspaniałego rozwoju, ale były też lata cierpień, tak jak toczyła się historia naszego narodu. Czas po II wojnie światowej przyniósł wiele zmian. Siostry utraciły dużo placówek. Bóg jednak zatroszczył się o potrzebujących naszych czasów i  nadal pracują wśród Ubogich. Siostry katechetki uczą religii w szkołach podstawowych i liceach. Siostry

S

France, St Georges Lisle

pracują w szpitalach. Pełnią także posługę przy osobach starszych, chorych i samotnych w domach pomocy społecznej, i w stacjach Caritas. Siostry pracują w świetlicach środowiskowych i wśród dzieci niepełnosprawnych. Próbują doprowadzić do spotkania z Bogiem tych, którzy korzystają z posiłków w naszych stołówkach dla bezdomnych i ubogich. Siostry uczestniczą w duszpasterstwie parafialnym, odwiedzają chorych i  ubogich w  ich domach, współpracują ze Stowarzyszeniami Wincentyńskimi.

Siostry wyjeżdżają na misje „Ad Gentes”. Zgromadzenie podjęło też posługę w  Krajach byłego Związku Sowieckiego. Starają się iść tam, gdzie wzywa nas dzisiejszy potrzebujący i szukający Boga i chleba człowiek. Tak samo jak za czasów Świętego Wincentego.

W

W czasie wojen szwedzkich

siostry przemierzyły

z dworem królewskim niemal całą ówczesną Polskę. W roku 1659, siostry zamieszkały wraz z 15 sierotami na przedmieściu Warszawy zwanym Glinki.

W zmieniających się warunkach politycznych, gospodarczych i społecznych, charyzmat wincentyński nie stracił nic ze swojej aktualności. I mimo że w roku 1964 siostry zmieniły biały kornet na skromny welonik, to jednak pole posługi pozostało niezmienione. Bowiem od początku istnienia Zgromadzenia, zadanie społeczne siostry miłosierdzia polega na ciągłym odszukiwaniu Chrystusa i ukazywaniu go ludziom.

Św. Ludwika de Marillac, współzałożycielka Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia

Siostry usiłują dzisiaj odnajdywać natchnienie i intuicję Założycieli i służyć Jezusowi tak jak u początków. Modlą się o gorliwość tych pierwszych i ufają w  Boże Błogosławieństwo na nasze dni. S. Jadwiga Kisielewska SM

109 ELITY

Położone w województwie świętokrzyskim miasto i gmina Chmielnik to miejsce, gdzie historia przeplata się z nieskazitelną przyrodą i pięknymi krajobrazami. Oferuje różnorodne możliwości wypoczynku na łonie natury – od form relaksacyjnych, jak plażowanie, kąpiele czy grillowanie, po bardziej aktywne – wędkarstwo, jazdę na rowerze i rolkach czy jogging. Ziemia chmielnicka łączy w sobie wielokulturową tradycję i nowoczesność

110 ELITY

Zwiedzając Chmielnik, w województwie świętokrzyskim, warto zatrzymać się na Rynku, który zachował oryginalny układ urbanistyczny z XIX wieku i cenny małomiasteczkowy koloryt. Fontanna w kształcie kuli ziemskiej sprzyja chwilom wytchnienia, a odtworzona studnia z 1834 roku przypomina o dawnym charakterze miasteczka. Chmielnik przez wieki słynął z hodowli gęsi i  przyrządzania smacznej gęsiny, w mieście warto więc zobaczyć unikatową Gęsią Studnię oraz skosztować tradycyjnie pieczonej gęsi w lokalnych punktach gastronomicznych. Każdego roku, 11  listopada, w  myśl staropolskiego przysłowia, że „najlepsza gęsina na świętego Marcina”,

Chmielnicki Rynek. Fot. Łukasz Rysiak

Chmielnik promuje powrót tego szlachetnego mięsa na polskie stoły. Niezapomniane wrażenia gwarantuje wizyta w „Świętokrzyskim Sztetlu” – to interaktywne nowoczesne muzeum, z  judaikami, pamiątkami przeszłości i klimatem dawnych sztetli. Starannie odrestaurowana ­XVIII‑wieczna synagoga prezentuje nową jakość, a  jej sercem i znakiem rozpoznawczym jest jedyna na świecie szklana bima. Dopełnieniem jest Dom Cienia – monument przypominający trudne dzieje lokalnej społeczności. Godny uwagi jest także gotycki kościółek Trójcy Świętej z  relikwiami św.  Fabiana i  Grzegorza. Wybudowany w XIV wieku, w miejscu określanym obecnie jako antiqua Chmielnik,

Stawy w Śladkowie Małym. Fot. Artur Sekuła

111 ELITY

Chmielnik urzeka swą prawdziwością,

zakorzeniony w tradycji, otwarty na nowoczesność Poranek za miastem. Fot. Artur Sekuła Kościółek Trójcy Świętej w Chmielniku. Fot. Łukasz Rysiak

112 ELITY

stanowi źródło początków miejscowości – tu była pierwotna osada wzmiankowana w kronikach już w 1241 roku podczas najazdu mongolskiego. Punktem obowiązkowym jest Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej w Piotrkowicach, które od 400 lat przyciąga tłumy pielgrzymów. W kaplicy loretańskiej, będącej jedną z piękniejszych replik Santa Casa, znajduje się słynąca z  mocy przywracania zdrowia i  wysłuchiwania próśb figura Matki Bożej z  początku XV  wieku oraz mała figurka Matki Bożej wyorana z ziemi w ­XVII  wieku. Sanktuarium to przystań szczególnie dla osób poszukujących wyciszenia i  ucieczki od zgiełku miasta.

www.chmielnik.com Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej w Piotrkowicach. Fot. o. Adam Hrabia

Odwiedzając ziemię chmielnicką, warto skorzystać z  oferty noclegowej licznych gospodarstw agroturystycznych w  Śladkowie Małym, gdzie na początku lat 90. XX wieku rodziła się polska agroturystyka. Położenie miejscowości pośród malowniczych stawów, nurtu rzeki Sanica, zielonych łąk i lasów gwarantuje mile spędzony czas. W połączeniu z pobliskim zalewem Andrzejówka to wspaniałe miejsce do „złapania oddechu”. Miasto i Gmina Chmielnik daje się też poznać jako interesujące miejsce do życia – zarówno dla dojrzałych osób z ustabilizowaną sytuacją zawodową i rodzinną, jak i młodych małżeństw, na których pociechy czeka doskonale przygotowana baza edukacyjno­‑sportowa ■ i oferta kulturalna. Szklana Bima w OEM „Świętokrzyski Sztetl”. Fot. Archiwum OEM

113 ELITY

Cieszyn

– miasto, które robi wrażenie Masz ochotę na niecodzienną wycieczkę? Interesuje cię kultura, historia, twoje serce bije szybciej na widok pięknej architektury, wąskich uliczek i urokliwych zakamarków? A  może chcesz wybrać się do miasta, które leży jednocześnie w  dwóch krajach? To wszystko znajdziesz w Cieszynie – mieście, które robi wrażenie. Co czyni Cieszyn wyjątkowym? Przede wszystkim jego długa, pełna zawirowań historia, malownicze położenie w otoczeniu gór, a także wspaniale zachowana architektura z  okresu panowania dynastii Habsburgów. W dawnych czasach Cieszyn był stolicą Księstwa Cieszyńskiego, co czuć tutaj na każdym kroku. Miasto nad Olzą, choć niewielkie, zachowało swój rozmach, styl i szczególny charakter. Jak zatem zwiedzić Cieszyn? Możesz wybrać się na spacer jedną z wielu tras, między innymi szlakiem Piastów, Habsburgów, zabytków architektury sakralnej czy modernistycznej. Możesz też wybrać się na nieśpieszną wędrówkę

114 ELITY

urokliwymi uliczkami miasta. Pamiętaj jednak, by nie przegapić najważniejszych zabytków Cieszyna i innych miejsc, które absolutnie trzeba zobaczyć. Punktem obowiązkowym dla każdego turysty odwiedzającego Cieszyn jest Wzgórze Zamkowe. Dawniej mieścił się tutaj zamek piastowski, siedziba książąt cieszyńskich. Choć sam zamek uległ zniszczeniu podczas wojny trzydziestoletniej, do dzisiaj możemy podziwiać pamiątki po dawnych zabudowaniach. Wśród nich prym wiedzie Rotunda św.  Mikołaja, jedna z  najstarszych budowli sakralnych w  Polsce, najcenniejszy zabytek całej Ziemi Cieszyńskiej. Wydaje ci się znajoma? Nic dziwnego – ta romańska świątynia zdobi rewers banknotu dwudziestozłotowego. Kolejnym miejscem, które koniecznie trzeba odwiedzić, jest Wieża Piastowska – murowana, gotycka budowla, z której szczytu rozpościera się przepiękna panorama okolicy. W obrębie Wzgórza Zamkowego znajduje się również Browar Zamkowy Cieszyn, wyjątkowe, żywe muzeum piwowarstwa,

w którym warzy się piwo nieprzerwanie od 1846 roku. Wnętrza browaru – i  sam proces produkcyjny  – można zobaczyć z  miejscowym przewodnikiem. Wiele miast ma swoje reprezentacyjne ulice, nie inaczej jest w przypadku Cieszyna. Dlatego koniecznie wybierz się na spacer ulicą Głęboką – jedną z  najpiękniejszych arterii miasta nad Olzą. Niedawno odnowiona nawierzchnia wspaniale koresponduje z zabytkowymi fasadami licznych kamienic, które reprezentują różne style architektoniczne. Znajdziesz tam też liczne kawiarnie, restauracje, a także Muzeum Drukarstwa oraz – w niedalekiej odległości – Teatr im. A. Mickiewicza, Książnicę Cieszyńską oraz Izbę Cieszyńskich Mistrzów. Ulica Głęboka zaprowadzi cię wprost na rynek – jeden z najpiękniejszych staromiejskich placów w Europie Środkowej, otoczony efektownymi, wiekowymi kamienicami. W jego centralnej części znajduje się kamienna fontanna z  figurą św. Floriana, a południową pierzeję zdobi zabytkowy ratusz. Aktualnie

rynek przechodzi rewitalizację. Jej zakończenie planowane jest na czerwiec 2023 r. Gdzie jeszcze się udać? Być w Cieszynie i nie zobaczyć Studni Trzech Braci, to jak być w Paryżu i nie stanąć w pobliżu Wieży Eiffla. Musisz więc udać się do miejsca legendarnego powstania Cieszyna, skąd już zaledwie krok do Cieszyńskiej Wenecji. Małe domki nad kanałem Młynówka, do których prowadzą mostki przerzucone nad wodą, każdego dnia przyciągają zaciekawionych turystów i zakochane pary, które szukają klimatycznego miejsca na romantyczny spacer. Koniecznie odwiedź też zabytki architektury sakralnej, których w Cieszynie nie brakuje. Na szczególną uwagę zasługuje Kościół Jezusowy, największy w  Polsce kościół ewangelicko­ ‑augsburski. Zbudowany w  I  poł. ­XVIII wieku, góruje nad panoramą miasta swym majestatem. Musisz również zajrzeć do Muzeum Śląska Cieszyńskiego, najstarszego muzeum publicznego w Polsce. Po zwiedzaniu możesz wypocząć w Parku Pokoju, urokliwym

zielonym zakątku w samym centrum miasta. Atrakcje Cieszyna, jak wiele by ich nie było, oczywiście nie wyczerpują potencjału turystycznego miasta nad Olzą. Nie zapominajmy wszakże o tym, co czyni Cieszyn absolutnie wyjątkowym w skali kraju, czyli o jego transgranicznym położeniu. Dlatego gdy zwiedzicie już perełki znajdujące się po polskiej stronie miasta, koniecznie musicie przejść przez jeden z  trzech mostów – Most Przyjaźni, Most Wolności, Most Sportowy – i odwiedzić Czeski Cieszyn. Przez długie stulecia Cieszyn był jednym miastem po dwóch stronach rzeki. Do jego tragicznego podziału doszło w 1920 roku. Na szczęście od czasu, gdy Polska i Czechy należą do strefy Schengen, miasto nad Olzą znów jest jednym organizmem, choć znajdującym się w dwóch krajach. Możesz więc wybrać się na spacer zrewitalizowanymi brzegami Olzy, a następnie zajrzeć do centrum Czeskiego Cieszyna, by spróbować przysmaków czeskiej kuchni. Jednak żeby dowiedzieć się

więcej na temat historii tego dwumiasta, koniecznie odwiedź Open Air Museum. Cieszyn. Český Tĕšín – fenomenalną przestrzeń, która nie dość, że jest doskonałym miejscem do wypoczynku, to jeszcze pełni funkcję transgranicznego muzeum na wolnym powietrzu. Krótka opowieść o  Cieszynie zdecydowanie nie przedstawi wszystkich atutów, jakimi wyróżnia się to wyjątkowe miasto. Tym bardziej, że jest to miejsce słynące z wielu inicjatyw kulturalnych. To właśnie tutaj odbywa się coroczny Przegląd Filmowy „Kino na Granicy”, Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic”, a także muzyczny slow fest Yass! Festival. Aktualną listę wydarzeń, jakie dzieją się w mieście, możesz sprawdzić na stronie internetowej www.visitcieszyn.com oraz na profilu „Cieszyn Robi Wrażenie” na Facebooku. Cóż można zatem powiedzieć – zajrzyj do Cieszyna, miasta absolutnie wyjątkowego. Sama jego nazwa na to wskazuje, prawda? Wyrusz zatem w podróż i ciesz się Cieszynem! ■

115 ELITY

OD szybowca DO  liniowca

Kpt. Jan Trojanowski, emerytowany pilot linii Continental Airlines (USA),

opowiada o swojej karierze w wymarzonym zawodzie. Rozmawiał Grzegorz Świderski

...i z powrotem Janek, spróbujmy „przelecieć” przez twój, pełen dramatycznych wydarzeń i trudnych decyzji życiorys, według planu zawartego w tytule. Zacznijmy od szybowca. Byłeś wtedy maluchem w mieleckiej szkole podstawowej, więc i szybowiec był pewnie niewielki? ■■ Kapitan Jan Trojanowski: No tak, zaczęło się w Mielcu od modelarstwa. Były to lata 50. ubiegłego stulecia, czasy PRL‑u. Pewnego dnia nasz nauczyciel przyniósł model szybowca i zaprosił chętnych do szkolnego klubu modelarskiego. Mój brat bliźniak Staś nie miał w sobie lotniczego bakcyla, ale ja odczułem całym sercem i umysłem, że to coś dla mnie. Mielec był dość potężnym ośrodkiem przemysłu lotniczego – w fabryce WSK pracowało ponad 20 tys. okolicznych mieszkańców, montując samoloty wojskowe i cywilne, śmigłowe i odrzutowe. W  moim okresie dorastania były to ukraińskie dwupłatowce Antonow An‑2 w różnych wersjach. Nasi fabryczni piloci sprawdzali, oblatywali i transportowali je głównie do Lwowa, gdzie były rozprowadzane po całym ­ZSRR. Mieleckie niebo huczało gangiem ich ponad 1000‑konnych silników i  moje myśli były od małego nadziemne, w kabinie każdej lecącej maszyny. Choć wyglądały jak żubry ze skrzydłami nadwymiarowej ważki, robiły wrażenie swoją potęgą i powolnym lądowaniem „byle gdzie”, na kawałku pola. Czy modelarstwo dało ci pierwsze sukcesy lotnicze? ■■ Miałem dziewięć lat, gdy wystartowałem w pierwszych zawodach ze swoim miniszybowcem – i niestety mój model

zajął ostatnie miejsce. Rodzice mnie pocieszali, że „wiele się nauczyłeś”, więc nie traciłem entuzjazmu. Tata pomógł mi zbudować model z napędem silnikowym, sterowany ręcznie z ziemi przez pilota­‑modelarza, w locie kołowym „na uwięzi”. Niestety i ten model zawiódł nasze nadzieje, rozbijając się o ziemię na czynniki pierwsze. Później było trochę lepiej. Myślę jednak, że nauczyłem się – w modelarstwie i potem w  „prawdziwym” lataniu aeroklubowym – ważnych „mądrości” lotniczych i życiowych: żeby zostać pilotem zawodowym trzeba zdobyć od nauczycieli i instruktorów dużo wiedzy i umiejętności, a poprzez solidny trening nauczyć się pilotować sprawnie i bezpiecznie w łatwych i trudnych warunkach. Jak się wówczas żyło w Mielcu? Jakie miałeś możliwości wyboru? ■■ Nasz stary dom był naszym wielopokoleniowym domem rodzinnym. Podzielony na kilka mieszkań, których główną izbą była zawsze kuchnia, był wspólną siedzibą dziadków, wujków i naszą. Rodzice wprowadzili się tu po utracie przez tatę Karola, byłego żołnierza AK, funkcji harcmistrza w ZHP, „przemodelowanym” ideologicznie przez komunistów. Nasze życie w otwartym domu rodzinnym wspominamy mile, mimo że było pozbawione wielu wygód. Ale dla nas był pałacem i dworem, bo był nasz. Władza ludowa uznała jednak, że w powojennych warunkach nasz „prywatny luksus” był i tak nadmierny i dokwaterowała nam dwie obce rodziny. Nie było rady, jakoś się upchaliśmy po izbach. Nam, dzieciakom i tak starczyło miejsca na łażenie po rodzinie i po czereśniowych drzewach na podwórku. Nie

był to styl życia z „Downton Abbey”, a raczej swojski z „Nocy i Dni”. Pewnego dnia nasz ojciec, który był nauczycielem przedmiotów ścisłych w szkole średniej, wrócił wcześniej bardzo zdenerwowany. Stracił pracę w szkole. Jeden z uczniów, który za klasówkę otrzymał dwóję, sprowadził swego rodzica z pretensją: „Pan widocznie nie wie, kto ja jestem?!”. Ojciec odpowiedział: „To niech mu pan sam wstawi ocenę, bo ja inaczej nie mogę”. Na szczęście dostał posadę kierownika Centrali Technicznej. Ojciec miał charakter ukształtowany przez przedwojenne harcerstwo, oparty na Bogu, Honorze i Ojczyźnie – i nie mógł się pogodzić z wrogą ideowo dyktaturą okupantów. Miałem 14 lat, gdy nasz drogi ojciec zmarł nagle na serce, w wieku 50 lat, co było ogromnym szokiem dla całej rodziny. Pamiętam, kiedy niedługo przed śmiercią, spodziewając się być może swego wczesnego odejścia, Tata rozmawiał z nami o naszej przyszłości, popierając nasze zainteresowania i cele: Staśka w kierunku akademickim i Jaśka (czyli moje) – bycia pilotem. I  dorosłeś wreszcie do prawdziwych szybowców... ■■ Pierwszy lot na szybowcu miałem wcześniej, jako dwunastolatek – lot pasażerski z  wyciągarki, na mieleckim Święcie Lotnictwa. Trwał tylko kilka minut, ale mój zachwyt i entuzjazm po wylądowaniu starczyłby może na rok, gdyby nie fakt, że moją 17‑letnią ładną siostrę instruktor woził po niebie przez pół godziny, a  po lądowaniu zaproponował jej dodatkowy lot bezpłatny. Marysia dostrzegła widocznie moje rozczarowanie, bo zaproponowała, żebym

117 ELITY

ja ponownie poleciał – i poleciałem na całe 30 minut. Czułem się jak ptak. Pilot krążył w termicznych prądach wznoszących, które szybownicy nazywają „kominami”, zyskując wysokość bez silnika i hałasu (dzięki energii słonecznej). Na  następny lot musiałem niestety czekać jeszcze pięć lat, ale mój zapał dotrwał. Po ukończeniu 17 lat zacząłem szkolenie szybowcowe w naszym Aeroklubie. W ciągu paru lat osiągnąłem, oprócz srebrnej odznaki, dwa „diamenty”  – za przelot 300 km i ponad 500 km aż do Bałtyku. Startowałem w wielu zawodach szybowcowych i zostałem wybrany do Narodowej Kadry Juniorów. To były piękne dni... Ukończyłem technikum mechaniczne, które było bliższe terytorialnie i tematycznie mojemu celowi bycia pilotem w WSK i zrezygnowałem z politechniki, która by oderwała mnie od latania zawodowego na kilka lat. Do wojska mnie nie ciągnęło, bo i tak nie miałem szans. Moją uczelnią będą linie lotnicze, intensywnie szkolące pilotów zawodowych. Marzyłem o lataniu daleko po globie, wysoko i szybko, wielkimi nowoczesnymi samolotami, w eleganckim mundurze pilota. Tragiczna śmierć dotknęła Waszą rodzinę niestety nie pierwszy raz? Czy to fatum niepewności losu wpłynęło na twoją młodą mentalność? ■■ Myślę, że ta niepewność losu utrwaliła się mocno w świadomości rodzinnej. Jeszcze w 1939 roku gubernator Frank w Generalnym Gubernatorstwie kazał aresztować profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i wysłać ich do KL Auschwitz. Wśród nich był starszy brat mego ojca Stanisław. Został zamordowany w  komorze gazowej po kilku latach. Potem Gestapo aresztowało kolejnych jego braci (jeden z nich był świadkiem męczeńskiej śmierci ojca Maksymiliana Kolbe, który oddał życie za uratowanie skazanego na śmierć więźnia). Potem został aresztowany nasz ojciec i przebywał kilka tygodni

118 ELITY

w krakowskim więzieniu na Montelupich, męczony w izbie tortur. Po wojnie ojciec ożenił się w Krakowie, ale jego młoda żona Janina zmarła po ośmiu latach. Została po niej córka Marysia. Nie szukając daleko, ojciec ożenił się z Marią Wiktorią, młodszą siostrą swojej zmarłej żony. Pamiętam również, że w dniu, w którym zmarł nasz ojciec, zdarzył się na lotnisku tragiczny wypadek. Zginął znany pilot­‑instruktor, kierownik Aeroklubu. Były dwa pogrzeby tego samego dnia. Wydarzenia losowe, złe i  dobre, utrwalały nas w przekonaniu, że mimo trudności trzeba dążyć do celu i  nie marnować czasu ani szans. Lećmy więc dalej, żeby zobaczyć, jak to osiągnąłeś. Skończyłeś szkołę i  zaczęło się intensywne latanie? ■■ Tak. Mama po śmierci ojca poszła do pracy w  WSK, żeby nas wyżywić, dążyłem więc do latania zawodowego, połączenia pasji z zarobkiem. Osiągnięcia szybowcowe pomogły mi w uzyskaniu w ciągu trzech lat samolotowej licencji pilota zawodowego, z nalotem ponad 300 godzin. Zacząłem wreszcie pracę w WSK jako pilot fabryczny. Transportowałem oblatane samoloty An‑2 do Lwowa, przy okazji doskonaląc w praktyce mój szkolny „ruski jazyk”. Był to raczej dziwaczny, ale udany i pożyteczny samolot. Nic dziwnego, że ten sam Antonow zbudował później największy samolot na świecie An‑225 (ostatnio zniszczony w rosyjskich bombardowaniach Kijowa). Po dwóch latach pracy w WSK otrzymałem ośmiomiesięczną delegację kontraktową do Afryki (Nigeria i Czad) na kontrakt dla Przedsiębiorstwa Poszukiwań Geofizycznych we współpracy z firmą angielską. Ciekawe, niskie latanie naszym „Antkiem” z zainstalowanym amerykańskim systemem nawigacji dopplerowskiej – egzotyka i upały, ale i sporo doświadczenia lotniczego. Miałem 25 lat. Przed zakończeniem tej afrykańskiej

przygody zdarzyło mi się rozmawiać z doświadczonym zawodowo i życiowo naszym inspektorem nadzoru lotniczego ­IKCSP. Spytał mnie, co planuję robić dalej. Zaskoczył mnie sugestią, że może do LOT‑u? Tego nie miałem jeszcze ani w planie, ani w marzeniach. LOT to był „crème de la crème”, wybrane towarzystwo z elity profesjonalnej, w eleganckich mundurach, samolotach, airportach, hotelach... „Spróbuj”, powiedział, „Co ci szkodzi, może przyjmą?”. „Jest szansa”, pomyślałem. „Muszę spróbować. Najwyżej odwalą”. A jednak LOT mnie przyjął, załatwił mieszkanie w Warszawie i zakwalifikował na trzymiesięczny kurs na dwusilnikowe, turbośmigłowe An‑24. Zaliczyłem i latałem na nich ponad cztery lata. Po roku zostałem awansowany na kapitana (najmłodszego w firmie), to znaczy przesiadłem się z prawego fotela na lewy „dowódcy statku powietrznego”, odpowiedzialnego za samolot, pasażerów, załogę i lot, z czterema paskami na ramionach i rękawach. (Na prawym fotelu „praktykuje” co‑pilot, czyli pierwszy oficer, z trzema paskami). Znów jednak los rzucił mi wyzwanie i wraz z załogą i samolotem zostałem wypożyczony” przez LOT francuskiej linii Air Inter do latania na ich trasach. Mieli awarię i zabrakło im sprawnego samolotu. LOT dopłacał mi i załodze po 20 dolarów „per diem” do krajowej pensji, na dodatkowe koszty utrzymania. W przeliczeniu moje uposażenie dzienne sięgało 35 dolarów. Francuzi zarabiali wielokrotnie więcej. Niektórzy mówili żartem, że kapitalizm tego nie wytrzyma i  się rozłoży. Może, ale na razie pachniał koniakiem. Oczywiście szkoda nam było „dewiz” na restauracje, bistro i bufety. Jadło się „domowo”, bo każdy odkładał na prywatną wymianę krajową albo na Pewex. Transport do pracy zapewniał nam na koszt ich linii kierowca polskiego pochodzenia. Pokazał nam przy okazji swoje mieszkanie. Z  zażenowaniem pomyślałem o naszych zatłoczonych, mizernych izbach, w  których żyliśmy 25 lat po wojnie.

Potem przyszło szkolenie na nowe czterosilnikowe, turbośmigłowe, długodystansowe samoloty Iliuszyn Ił‑18. Kurs szkoleniowy w Ulianowsku (­ZSRR). Przykładałem się solidnie do wykładów i treningu na „trenażerach”, czyli symulatorach. Stosunki z „ludźmi radzieckimi” były poprawne i profesjonalne; raziła nas tylko indoktrynacja ideologiczna. Nikt jednak nie protestował ani nie dyskutował, wyglądając końca „zesłania” i powrotu do kraju, rodzin i pracy. Tak młody pilot takiego wielkiego samolotu... Czułeś się chyba bardzo dumny?

■■ Tak to wyglądało i czułem się coraz lepiej i pewniej, ale sytuacja w kraju zaczynała się powoli psuć i klimat wydawał się coraz bardziej ponury. Mimo odgórnej perspektywy zaczęliśmy zwracać więcej uwagi na to, co się dzieje na ziemi. Latałem na długich trasach zagranicznych. Było to już w stanie wojennym. Czas rozterki i  decyzji  – co dalej? ■■ Po  powrocie z  francuskiego kontraktu zaczęła mnie nachodzić uparta refleksja, że ja nigdy nie żyłem w Polsce, którą kocham, w wolnej Polsce moich

rodziców i ich ideałów. Przekroczyłem już trzydziestkę. Czy była szansa na powrót wolnej Polski dla naszego pokolenia, czy choćby dla naszych dzieci? Szansa na normalne życie, zgodnie z naszymi tradycjami i aspiracjami? Tymczasem, po kolejnych podwyżkach cen mięsa i  kiełbasy, nadeszła kontrrewolucja Solidarności, a po niej surowa odpowiedź „władzy ludowej”, choć tym razem bez „odrąbywania rąk”. Wkrótce poszło ­ZOMO z ostrą amunicją na strajki, a „pancry poszły” na ulice i  „na  Wujek”. Zapełniły się obozy internowaną młodzieżą, wolnymi związkowcami i inteligencją pracującą.

119 ELITY

Zginął zakatowany ksiądz Jerzy i wielu innych odważnych, ale nikt nigdy nie zapłacił za rozkazy zabijania tych odważnych. Nawet tow. Gierek dał się internować, dla pozoru. A potem elita władzy się przeorganizowała w sprytne układy różnych Lolków, Mietków i Bolków – i reformatorsko sprywatyzowała oraz przemodelowała na nowoczesnych biznesmenów różnych odmian. Ale to przyszło potem. Na razie loty wstrzymano, zabrano nam paszporty. Zastanawialiśmy się w  rozmowach przy kuchennym stole i szeptach pod kołdrą, co nas czeka i na co my czekamy? Już od dłuższego czasu zdarzały się ucieczki z LOT‑u na Zachód. Dotychczas było ich dziesięć. Władze LOT‑u desperacko szukały na to skutecznych sposobów – komu można zaufać? Najpierw zaufali partyjnym – ale jeden zdradził. Potem byłych wojskowych – też paru uciekło. Potem żonatych z dziećmi – ale znów jeden wysiadł z żoną i czwórką dzieci w Wiedniu. Doszli do wniosku, że nikt nie jest pewny i  wymyślili nową, zaostrzoną kontrolę: wszyscy mają być w porcie o  piątej rano, a  potem wyznaczano załogi według potrzeb. Wybrani lecieli, pozostali byli „wolni”. Czasami nikt nie poleciał – i to była ulga dla firmy. Po trudnej naradzie rodzinnej zdecydowaliśmy, że przy następnej okazji i ja się urywam z pęt. Niestety prawdopodobnie bez uprzedzenia. Krążyły szeptane grypsy, że azyl jest pewniejszy w krajach neutralnych i żeby nie porywać samolotu z pasażerami. Kto chciał ten usłuchał. Skok w nieznane i samotność długodystansowca... ■■ Sprawa była uczuciowo bardzo trudna, bo w międzyczasie moje życie rodzinne wyprzedziło moje plany zawodowe: miałem żonę Marię i dwoje dzieci, Adama i  Ewę. Musiałbym ich zostawić bez pojęcia, kiedy ich znowu zobaczę. Pewnego wczesnego ranka przetarłem oczy, patrząc na tablicę przydziału lotów  – lecę do Madrytu

120 ELITY

z  międzylądowaniem w  Genewie. Szwajcaria jest neutralna. Mój dzień i godzina nadeszły. Odpalamy, lecimy do celu – i skok. Grunt to zachować spokój. Miałem jeszcze czas wpaść do domu i  pożegnać się z  rodziną. Był to najbardziej dramatyczny moment w moim życiu. Kiedy wchodziłem do samolotu, mój stres był na topie, ale moje zachowanie musiało być pod kontrolą. Tak się złożyło, że był to również mój lot kontrolny – z instruktorem­‑egzaminatorem, który miał zakwalifikować mnie na stanowisko kapitana na tym typie samolotu (Ił‑18). Z malutką torbą noclegową i  72  dolarami „cash” w  kieszeni wystartowałem do Genewy, gdzie był zaplanowany dziesięciogodzinny postój. Po  lądowaniu opanował mnie nagle niepokój i  niepewność co do mojej szansy i tego, co mnie czeka na obcej ziemi. Skoncentrowałem się na moim zadaniu i atutach: bardzo cienka kasa i dwa kontakty: Komisariat Policji w Genewie oraz kolega pilot, który 13 lat wcześniej przetarł szlak i tu mieszka. We drzwiach komisariatu policjant powitał mnie po francusku, a potem łamaną angielszczyzną  – i  zostałem wpuszczony. „Uff. Jestem wreszcie po drugiej stronie, za murem obozu” – pomyślałem. Przesłuchania trwały kilka godzin, a na koniec spytali, czy mam pieniądze. Miałem 50 dolarów. Polecili pobliski hotel (za 45 dolarów) i zgłoszenie się ponownie rano. Znów całodzienne przesłuchanie, a potem darmowy posiłek i  nocleg przy lotnisku w  barakach Salvation Army. Ale dostałem do ręki gotową aplikację o azyl polityczny oraz tymczasowe pozwolenie na pobyt i legalne zatrudnienie. Pora na drugi kontakt – do kolegi, któremu się udało. A mnie się udało go złapać: „Czekaj na mnie. Zaraz podjadę” – powiedział. Zmęczony jak pies odetchnąłem wreszcie w jego apartamentowym luksusie. Latał jako kapitan na „dżecie” Caravelle dla linii BelAir. „Jesteś Jasiu na początku drogi, która nie jest ani krótka, ani łatwa”, powiedział melancholijnie. „To  tak, jakbyś

czekał na autobus długodystansowy – przyjeżdża pełny, ale udaje ci się wcisnąć. Odpoczywasz i powoli przeciskasz się do przodu, bo ktoś wysiada i robi się trochę wolnego miejsca. I tak dalej, uparcie i samotnie do przodu. Aż wreszcie dopchasz się na zwolnione miejsce siedzące. Miesiące i lata szybko mijają. Musisz być wytrwały, bystry, odporny i zdrowy. Powodzenia”. Tak mnie nakręcił i nastawił, jak stary budzik. Przy okazji dowiedziałem się, że mój egzaminator kumplował się przedwczoraj z moim gospodarzem przy polskiej wódce, którą przywiózł. „Za młody na sen, za stary na grzech”  – wrócił do kraju. Ciekawe, jak długo dało się pożyć w Szwajcarii za pięć dolarów? ■■ Początek był bardzo trudny. Niby wolny jak ptak, ale bez pieniędzy i pracy. Nagłe wytrącenie z codziennej rutyny życia: pracy, rodziny, przyjaciół – jakby nowy początek, od zera. Ale nie beznadziejnie... Aplikantowi o azyl polityczny przysługuje pomoc: mieszkanie w baraku, zasiłek. Trzeba jednak szybko znaleźć pracę. Potrzebny był kierowca, rozwoziciel mięsa do sklepów na znacznym obszarze kraju. Nic przyjemnego, ciężkie, zimne, ugryźć się nie da, do munduru nie pasuje... Ale praca raczej samodzielna i w ruchu. Trudno, skreślam wszystkie „nie”, załatwiam dokumenty – i w drogę. Żyłem oszczędnie i wszystko, co mogłem, przeznaczałem na uzyskanie szwajcarskiej licencji zawodowego pilota. Liczyłem na pewny azyl i starałem się być przygotowany do pracy jako pilot w Szwajcarii lub w Liechtensteinie. Ukończyłem już szkolenie na Cessnie 402. Czas mijał, decyzji nie było. Wreszcie jest wiadomość: Szwajcaria odmówiła! Złożyłem odwołanie i zdesperowany zgłosiłem się do biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców przy ONZ, gdzie doradzono mi, żebym starał się o wizę do USA. Tak zrobiłem. Po jakimś czasie poleciałem do ambasady amerykańskiej w Rzymie, gdzie miałem sfinalizować proces aplikacji o  azyl. Przy pomocy

121 ELITY

polskiej „giełdy” dostałem sponsora w USA, chrześcijańską rodzinę w Connecticut, która sponsorowała już wielu uciekinierów zza „żelaznej kurtyny”. U nich też będę mógł się zatrzymać do czasu załatwienia Zielonej Karty i zdobycia pracy. Ambasada amerykańska przyznała mi azyl. Minęło dwa i pół roku – niespodziewana, ale dobra zmiana kursu: lecę do Nowego Jorku. W Ameryce potrzeba pilotów, a i tamtejszy język jest dla pilota łatwiejszy. A azyl szwajcarski jednak dostałem, pocztą po dwóch miesiącach – już w USA. Dzięki, już nie trzeba. Coraz dalej od Ojczyzny i rodziny, ale bliżej wymarzonej pracy. Przed odlotem idę (w lotowskim mundurze bez pasków) do Watykanu na spotkanie z polskim papieżem, Janem Pawłem II – po błogosławieństwo na nową drogę życia. Sursum corda! Jak się dostałeś do linii amerykańskiej? ■■ Z Connecticut było niedaleko do nowojorskiego airportu LaGuardia. Miałem słabą nadzieję dostać pracę w wielkiej linii Continental Airlines. Znów łut szczęścia: zostałem od razu przyjęty, ale do małej linii Pilgrim Airlines. Zaplanowano mnie do szkolenia na samolocie Fokker 27. Moje zarobki „praktykanta” nie są warte wspomnienia, ale w skromnej samotności i optymistycznym nastroju dało się przeżyć. Po dość krótkim kursie treningowym zacząłem latać jako co‑pilot, ale rozglądałem się nadal za większymi liniami. Po pół roku przeniosłem się do New York Air, żeby latać na odrzutowym DC9. Dalej już było łatwiej, bo po niedługim czasie połknął nas Continental. Jak wygląda szkolenie pilotów w liniach? ■■ W moich początkach, kiedy byłem szkolony w linii New York Air, korzystaliśmy z symulatora w Air Canada. Małe linie ograniczają się przeważnie do wykładów. Teraz wielkie linie mają własne symulatory na wszystkie typy samolotów, które eksploatują.

122 ELITY

Nowoczesne, komputerowe symulatory kokpitu i otoczenia doskonale odtwarzają rzeczywiste wewnętrzne (w kokpicie) – i zewnętrzne (na lotnisku i w powietrzu) – warunki lotu. Nie tylko uczą i sprawdzają decyzje i czynności pilota w normalnych fazach lotu, ale również w trudnych warunkach atmosferycznych oraz w sytuacjach awaryjnych. Żmudna nauka i trudne egzaminy – nic z Top Gun action. ■■ Nie było zapewne lekko byłemu kapitanowi LOT‑u siedzieć cierpliwie na prawym fotelu co‑pilota? Jak długo czekałeś na awans w Continental Airlines? ■■ Takie są procedury w lotnictwie, wynikające z  lat doświadczeń dobrych i  złych. Awans jest przede wszystkim związany z seniority, czyli stażem i doświadczeniem. Poza tym to był inny świat, ogromnego ruchu oraz szybkiego postępu technicznego i  organizacyjnego. Cieszył mnie awans pod każdym względem, również finansowym. Z entuzjazmem dopisywałem w mojej książce lotów nowe typy samolotów, nowe trasy i nowe porty lotnicze. Czasami nowe kontynenty. Awans na kapitana w  Continental Airlines wymagał wielu tysięcy godzin lotu. Ponad 10 lat. Pilotowałem samoloty MD80, Airbus 300 B4, McDonnell­‑Douglas DC9, DC10, Boeing 737, 757, 767 i 777 (nie licząc drobniejszych). Latałem do wielu airportów kontynentalnych Ameryki i Kanady. Również do wielu krajów Europy Zachodniej (Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy), do Japonii, na Hawaje, na Wyspę Guam (Honolulu i Guam były moimi „hubami” przez kilka lat), do Indonezji, do Hong Kongu i sporadycznie do wielu innych miejsc. Sieć Continentalu nie obejmuje krajów Europy Wschodniej ani Polski. Niestety, lata rozłąki spowodowały rozpad mojego krajowego małżeństwa. Ściągnąłem tu dzieci. Skończyły dobre studia i pracują. Cieszę się ich sukcesami. Przeszedłem na nieco wcześniejszą

emeryturę i osiedliłem się na Florydzie razem z moją francuską żoną Francoise (byłą stewardesą). Mamy nasz relaksowy „Le Temps de l’amour”, a jako bonus francusko­‑polsko‑amerykańską kuchnię. Z Florydą od dawna wiązało mnie urlopowe żeglarstwo jachtowe. W  1997 roku przepłynąłem Pacyfik z  San Francisco do Honolulu (2250 mil morskich) w 22 dni, na 34-stopowym jachcie – z córką Ewą i przyjacielem Jurkiem (sailor‑in‑training). Łącznie spędziłem za sterami samolotów ponad 22 tysiące godzin. Na szybowcach ponad 600 godzin. A do tego mam pięć skoków spadochronowych, krajowych – ale dobrowolnych. A właśnie – wracajmy do szybowców. Masz własny szybowiec wysokowyczynowy Jonker JS3 (z Południowej Afryki) z  silnikiem odrzutowym. Jednoosobowy odrzutowiec  – jak Mig. W  czasach mieleckich mówiło się o  lataniu na „rurach”. Czy to przez dawny sentyment? ■■ Chyba nie... To raczej głośny gwizdek niż hucząca „rura”. Można go schować całkowicie w kadłubie lub wypuścić i  uruchomić w  sytuacjach np.  kryzysowej pogody, żeby uchronić drogi szybowiec  – i  jeszcze droższy własny kręgosłup – przed przymusowym lądowaniem w terenie „przygodnym”. Taki silnik jest za słaby do samodzielnego startu, ale wystarcza do utrzymania wysokości bezpiecznego i  szybkiego dolotu do „domu”. Na szczęście dobre zdrowie umożliwia mi dalsze latanie, więc wróciłem do szybowca – takiego, który pozwala mi na relaksowe latanie po okolicy i startowanie w regionalnych zawodach (bez nocowania pod kaktusem lub wśród krokodyli). Duża frajda. Dzięki Jasiu – dużo zdrowia. Fly high. Rozmawiał Grzegorz Świderski

124 ELITY

Fot.: Wojciech Basiński

PIOTR

RODO WICZ Jazzman z kontrabasem

Z muzykiem dr Piotrem Rodowiczem, kontrabasistą, kompozytorem, aranżerem, autorem płyt, wykładowcą na Wydziale Jazzu w Szkole Muzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Warszawie, uczniem Reggie Workmana w Jazz Mobile School w Harlemie w Nowym Jorku, absolwentem Wydziału Instrumentalnego w Berklee College of Music w Bostonie i Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach oraz ATK, wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego – rozmawia: Elżbieta

Elżbieta Czechowicz:  Jesteś aktywny w branży muzycznej: koncertujesz, tworzysz projekty, pisałeś muzykę do filmów dokumentalnych, nagrywasz płyty. Twoja ostatnia autorska płyta nosi tytuł: „Razem na tej ziemi” . Dlaczego powstała i czy spełniła twoje oczekiwania? ■■ Piotr Rodowicz: Ta  płyta jest zbiorem moich kompozycji pisanych przez lata. Jej pełny tytuł brzmi: „Aby żyć razem na tej ziemi” i jest to cytat wyjęty z  wypowiedzi Jana Pawła  II  – która mnie... ujęła. Papież powiedział mądre zdanie, że jako członkowie

Czechowicz.

społeczeństwa żyjemy razem na tej ziemi i mamy wobec siebie obowiązki. Przede wszystkim mamy obowiązek słuchania siebie nawzajem i prowadzenia dialogu. Słowa wypowiedziane przez papieża zainspirowały mnie i uznałem, że moja muzyka, ta którą wybrałem na płytę, jest wyrazem takiego słuchania siebie nawzajem między muzykami. Rodzajem dialogu i akceptowania głosu drugiej osoby, czyli akceptowania ekspresji artystycznej tej osoby. Na tej płycie jest zbiór moich kompozycji jeszcze z czasów studiów w Bostonie oraz utworów późniejszych. Praca nad płytą przyniosła mi wiele satysfakcji.

125 ELITY

Od lewej grają: Mark Waggoner – gitara , PR – kontrabas, Borys Janczarski – saksofon, Kazimierz Jonkisz – perkusja, Zbigniew Namysłowski – saksofon, otwarcie Jazz Klub Akwarium 06.2018

Słowa Jana Pawła II „Razem na tej ziemi” mogą być też odbierane jako przesłanie skierowane do mieszkańców Ziemi, bo przypominają nam, że nie żyjemy na planecie sami, ale razem tworzymy wielką społeczność. To nakłada na narody obowiązek – troszczenia się o  planetę i  życia w  zgodzie. Dlatego musimy umieć ze sobą rozmawiać, by likwidować konflikty i  dbać o  pokój, tak ważny dla człowieka, jak chleb i  zdrowie. Co  można zrobić, by ulepszyć świat? ■■ Musimy nauczyć się porozumiewać i słuchać siebie nawzajem. To ważne, choć trudne zadanie. Uważam, że ludzie mają tendencję wypowiadać swoje kwestie, ale nie potrafią słuchać drugiej osoby, bo to jest trudniejsze niż wypowiadanie własnych kwestii. My, choć jesteśmy z  różnych stron świata, nie różnimy się tak specjalnie od siebie, jesteśmy do siebie podobni czy mieszkamy nad Wisłą, czy nad Tamizą, czy gdzieś za oceanem. Ale gdziekolwiek będziemy mieszkać, powinniśmy więcej uwagi poświęcać drugiej osobie. Dla utrzymania pokoju i  dobrych stosunków między narodami ważną rolę spełnia kultura,

126 ELITY

Od lewej: Bogdan Hołownia – fortepian, PR – kontrabas, Marcin Jahr – perkusja, Tomasz Grzegorski – saksofon, Ambasada USA – święto niepodległości 4.07.2016

uważana za najlepszego ambasadora każdego narodu. Jaką rolę widzisz tu dla polskiego jazzu? ■■ Moją domeną jest promowanie polskiego jazzu. Tak, kultura jest płaszczyzną bardzo ważną, a  wymiana kultury między krajami lub narodami jest szalenie istotna. Przy niewielkim nakładzie kosztów możemy się porozumiewać, nasycić wiedzą i wrażeniami. To dzięki kulturze otwieramy się na inne narody, dowiadujemy o tym, że w innym miejscu świata jest coś wartościowego, co jest warte pokazania, obejrzenia, wysłuchania. W naszych czasach wymiana kultury powinna być bardziej promowana niż to jest obecnie. Muzyka jest taką dziedziną kultury, która ma język uniwersalny i może zdziałać wiele dobrego. Odbiór muzyki jest pozawerbalny, co ułatwia porozumienie. Muzyka, zwłaszcza jazz, jest w stanie wywołać te same emocje u słuchaczy z  różnych stron świata. Okazuje się, że dźwięk może nas łączyć. Dobrze, że polski jazz jest świetnie odbierany na całym świecie. Od wielu lat działasz w środowisku muzycznym. Jesteś wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazowego, a  w  poprzedniej kadencji byłeś prezesem. Przejawiasz

zainteresowania działaniem na rzecz społeczności muzycznej pro publico bono. Skąd to wyniosłeś? ■■ Z domu rodzinnego, od rodziców. Ja w swej działalności często zajmuję się sprawami muzyków, służąc im pomocą w ramach PSJ‑tu, kiedy ktoś znajdzie się w trudnej sytuacji. Lubię być pomocny. Taka jest tradycja w mojej rodzinie. Mój tata był społecznikiem i działał zarówno w „Solidarności”, jak i na rzecz Kościoła czy innych organizacji. Gdzie był twój dom rodzinny? ■■ Jestem rodowitym Warszawiakiem. Mój dom był na Żoliborzu. A to, że lubię innym dać coś od siebie, także jest wyniesione właśnie z domu rodzinnego. Poza tym uważam, że jest to także zrozumienie drugiego człowieka. Jeśli ktoś jest w  potrzebie, trzeba mu pomóc, oczywiście na tyle, ile można. W moim domu udzielano pomocy potrzebującym i nigdy nie oczekiwano za to wynagrodzenia czy jakiejś wdzięczności. To co robię, wynika z pewnej chrześcijańskiej postawy: „Jeśli ktoś potrzebuje, to mu się swój płaszcz oddaje”. Kiedy spotkałeś się z  muzyką jazzową? ■■ To też jest wyniesione z dzieciństwa, bo od dziecka słuchałem dużo muzyki,

zdjęcia koncertowe – Marek Rokoszewski

Od lewej: Frank Parker – perkusja, PR – kontrabas, Patches Stewart – trąbka, Zaduszki Jazzowe Akwarium 2019

zwłaszcza jazzowej i przede wszystkim z  radia. A  radio było u  nas wielkie, stare, lampowe, miało duży głośnik i emitowało piękny dźwięk. Dopiero jak byłem nieco starszy, słuchaliśmy z kolegami płyt winylowych po domach – to był taki rodzaj wspólnotowego przeżywania, wspólnego spędzania czasu i tęsknoty za pewnymi uczuciami: wolności, piękna, swobody, które się w muzyce jazzowej wyrażają. Przyszło to dość naturalnie z poczuciem młodzieńczego buntu. Był to rodzaj buntu także wobec komuny, który choć łagodniej, to jeszcze funkcjonowała w latach 70. Słuchanie jazzu było utożsamiane z byciem antykomunistą, a chodzenie na koncerty jazzowe było ruchem wolnościowym. To prawda, że w latach siedemdziesiątych była duża tęsknota za wolnością i demokracją? ■■ Był to przede wszystkim protest przeciwko komunie. I wtedy polski jazz był bardzo silny, chyba w związku z tym właśnie, bo Polakom tego brakowało. Jesteś muzykiem jazzowym, kontrabasistą. Z  kim dobrze ci się gra? ■■ Dobrze mi się pracuje ze wszystkimi muzykami, którzy są otwarci i uważnie słuchają, co grają koledzy.

Od lewej: Wawrzyniec Prasek – fortepian, Pr – kontrabas, Grzegorz Grzyb – perkusja, Sofia, Bułgaria 2017

A z kim teraz pracujesz? ■■ O, tych nazwisk jest dużo. Jest wielu muzyków, z którymi pracuję od dawien dawna. Nagrywałem płyty z Kazimierzem Jonkiszem, który jest znakomitym muzykiem, ale też wspaniałym człowiekiem, i  tutaj znajduję z  nim duże połączenie. Pracowałem też długo z  Bogdanem Hołownią, z  Maćkiem Strzelczykiem, z Januszem Skowronem, Grzegorzem Grzybem, Jackiem Prokopowiczem. To wielcy artyści, a jednocześnie wspaniali ludzie, z którymi się dobrze czułem i rozumiałem także poza relacjami zawodowymi. Niektórzy już odeszli. Czy pracujesz nad nową płytą? ■■ Teraz pracuję nad swoimi kompozycjami. To  jest proces ciągły, jednak powolny. Nagrałem ostatnio dwie płyty poświęcone polskiej muzyce i mam taką myśl, by przygotować kolejną płytę poświęconą polskim kompozytorom zapomnianym, którzy z  powodu wojny nie zostali wypromowani, bo niektórzy z nich zginęli albo wojna przyczyniła się do ich zapomnienia. Szkoda, bo oni tworzyli muzykę wartościową, którą należy przypomnieć, ­m.­in. byli to Leon Boruński, Władysław Daniłowicz, Artur Gold, Zygmunt Wiehler. Nazwisk jest sporo takich kompozytorów, którzy choć

mało znani, pisali muzykę na światowym poziomie. Spośród nich wylansował się tylko Henryk Wars i Jerzy Petersburski, bo znaleźli się w Ameryce. Dlaczego wybrałeś kontrabas? ■■ Kontrabas to moja miłość od pierwszego wejrzenia... albo słyszenia, bo w dzieciństwie uwielbiałem słuchać gry kontrabasu w  orkiestrach amerykańskich, których słuchałem przez moje lampowe radio. A, a... to Głosu Ameryki się słuchało? ■■ A słuchało się Głosu Ameryki, słuchało we środy wieczorem na falach krótkich (śmiech). Ale nie wolno było słuchać. ■■ Co miałem robić, kiedy ja uwielbiałem amerykańską muzykę jazzową i  słuchałem jej, gdzie mogłem, bo ona pochłaniała mnie. Moją uwagę od pierwszej chwili zwracał kontrabas, który pięknie brzmiał. I wówczas pojawiły się moje marzenia, że ja też chciałbym tak ładnie grać. Jak widzisz, marzenia się spełniają. Twoje spełniły się nawet z nawiązką, bo nie tylko, że zostałeś kontrabasistą jazzowym, i to

127 ELITY

128 ELITY

Fot.: GrayVitone

znanym, to jeszcze uczyłeś się gry w Harlemie w Nowym Jorku u samego Reggie Workmana! ■■ Tak, to było podczas mojego pierwszego pobytu w Ameryce w początkowych latach osiemdziesiątych. Wtedy studiowałem w  Jazz Mobile School w Harlemie w Nowym Jorku u Reggie Workmana. Potem był ponowny wyjazd do Stanów Zjednoczonych, ale tym razem do Bostonu, gdzie studiowałem w Berklee na Wydziale Instrumentalnym w klasie kontrabasu. Ile czasu trwała twoja amerykańska przygoda  – muzyczna edukacja? ■■ W Berklee studiowałem 5 lat. Wróciłem do Polski i tu mojego dyplomu nie uznano, bo Polska nie ma podpisanej umowy z USA, która akceptuje dyplomy tam uzyskane. Dlatego podjąłem studia w Akademii Muzycznej w Katowicach na Wydziale Jazzu, które ukończyłem, a potem zrobiłem doktorat, ale we Wrocławiu. Jaki był temat twojej pracy doktorskiej? ■■ „Jazzowe interpretacje muzyki Seweryna Krajewskiego”. Przyznam, że mój promotor i znany muzyk zauważył, że dość często grałem na koncertach utwory Krajewskiego i zaproponował, żeby to uznać, jako dysertację naukową. Przyznasz jednak, że brak wcześniej uzyskanych dyplomów ukończenia studiów wcale ci nie przeszkodził w zrealizowaniu ciekawego projektu muzycznego, jaki powstał z inspiracji twórczością, tekstami i homiliami papieża Jana Pawła  II pt.  „Przyjaciele”. Jak z  perspektywy 20  lat wspominasz współpracę nad tym wyjątkowym programem? ■■ Zrealizowałem płytę z  wieloma muzykami i przyznam, byłem zaskoczony tym, że do projektu zgłosiło się ich aż 30. Grali ­m.­in.: Tomasz Filipczak, Mariusz Fazi Mielczarek, Tomasz

Szymuś, Robert Majewski, Paweł Perliński, Paweł Winiszewski, Krzysztof Woliński, Kazimierz Jonkisz i wielu innych. Niektórzy z muzyków przynieśli swoje kompozycje i nagraliśmy piękną płytę, gdzie fragmenty tekstów Jana Pawła II recytował Krzysztof Kolberger i  Ksawery Jasieński.

postacią wyjątkową wśród tych, którzy tworzą jazz w Nowym Jorku. Ku mojemu zdziwieniu pozwolił mi się przybliżyć do siebie i zaprzyjaźnić. Nawet mnie zapraszał do siebie, do swojego domu. Zdarzało się, że pomagałem mu przy koncertach i  w  załatwianiu różnych spraw.

Grał też Zbyszek Wegehaupt na kontrabasie... Dlaczego powstał ten program? ■■ Tak, grał Zbyszek i wielu innych muzyków. Uważałem, że w euforii, jaka zapanowała wówczas wokół osoby Jana Pawła II, należałoby bardziej zwrócić uwagę na faktyczny przekaz moralny, który papież starał się w swych tekstach przekazać nam, Polakom, a także całemu światu. Program płyty jest bardzo wartościowy, gdyż opiera się na słowach papieża, ma duże zainteresowanie wśród odbiorców. Ale Jego słowa po latach jakby nam umykały.

To jest starszy pan z  1937 rocznika. ■■ Ale wciąż twórczy. Uczył mnie gry na kontrabasie w Jazz Mobile School, która jest na terenie Harlemu.

Może warto byłoby wrócić do tego projektu? ■■ Ja wciąż grywam koncerty z tym programem, co prawda nie w tak dużym składzie, ale projekt czasem jest wykonywany. Czy tęsknisz za Ameryką? ■■ Nie będę ukrywał, że tak. Mam za sobą dużo przeżyć i doświadczeń muzycznych. Nowy Jork jest miejscem absolutnie wyjątkowym. Z  jednej strony trudnym, żeby wyżyć z muzyki, ale z drugiej strony tak dużo tam się dzieje... Jest bardzo dużo klubów muzycznych i muzyków, których gra fascynuje, bo wszyscy prezentują bardzo wysoki poziom. Można spotkać najlepszych muzyków z całego świata.

Nie bałeś się tam chodzić? ■■ Trochę... On właśnie pokazywał mi Harlem i Brooklyn, i inne miejsca, które nadal są odcięte dla białych. Dużo się od niego nauczyłem o muzyce i społeczeństwie.

Kim jest dla ciebie Reggie Workman, amerykański kontrabasista jazzowy? ■■ To był mój idol, którego spotkałem w Warszawie, a potem spotkaliśmy się w Nowym Jorku w Harlemie, gdzie on uczy. Reggie Workman grał na kontrabasie z  Johnem Coltranem i  jest

I teraz możesz tę wiedzę przekazywać młodym, bo od 30 lat jesteś wykładowcą na Wydziale Jazzu w Szkole Muzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Lubisz uczyć? ■■ Tak, lubię dzielić się z  młodzieżą ■ swoją wiedzą. To jest budujące!

Koncert ze Zb. Namysłowskim Fot.: Maciej Błaszkowski

129 ELITY

Zygmunt Krzysztof Jagodziński

POJEDYNKI ASPEKT MORALNY I SPOŁECZNY XVI‑XX WIEK Pojedynki od zarania stanowiły nieodzowny element przetrwania człowieka. Musiał on, kierując się pierwotnym instynktem, nieraz walczyć o partnerkę, lepiej położoną pieczarę, bogatsze w zwierzynę tereny łowieckie. Stawał twarzą w twarz z konkurentem. Z punktu widzenia biologicznej egzystencji człowieka, były to działania w pełni uzasadnione. Wśród pojedynków wyjątek stanowią także te, które w czasach antyku (starożytności) toczyły się nie o sprawy osobiste, a o dobro publiczne. Wszelako ten rodzaj „stawania” już nigdy się w innych epokach nie powtórzył. Niemałą też rolę – niestety – odegrała tradycja. W imię źle pojętego honoru

Co zatem oznaczały poniższe pojęcia dla żyjących w epoce nowożytnej, po nie tak odległe nam jeszcze czasy? I jak je rozumiano? Ambicja – zwykle niezaspokojona, często bez głębszego uzasadnienia; Honor – urażony, doznana zniewaga bierna i czynna, zdarzało się nierzadko, iż jego podłoże stanowił np. niespłacony dług karciany, (tzw. święty), który (dawniej) należało spłacić w ciągu 24 godzin pod groźbą utraty honoru; Unieść się honorem  – a  to zaś oznaczało czuć się dotkniętym, urażonym w swej godności czy ambicji. Satysfakcja honorowa – ta wiązała się zwykle ze sprawami, gdzie w grę wchodził honor i zadośćuczynienie  – udzielana (dawniej) za obrazę honoru, często rozstrzygana z  bronią w ręku. Próżność – jako rzecz najważniejsza, która wysuwa się na plan pierwszy, wszak u jej podnóża znalazły się: małostkowe ambicje, chęć zwrócenia na siebie uwagi i zaspokajanie własnych zachcianek.

Skutki owych wąsko pojętych pojedynków zawsze były podobne. W najlepszym przypadku kończyły się ucieczką w niesławie jednej ze stron, najczęściej jednak niosły ze sobą rozmaite kontuzje, w najgorszym zaś razie wieńczyła je śmierć rywala, a (jak poświadcza historia) tych wypadków było niemało. Nie odnosząc się do efektów wynikających z zakazów pojedynków, tu i ówdzie (okresowo) pojawiających się w historii nowożytnej, bo te, jak powszechnie wiadomo, były nagminnie łamane, przypomnieć się godzi, iż przeciwko ich praktykowaniu już w  epoce renesansu występowali europejscy monarchowie – acz nieliczni – przeciw nim także ogłoszone były papieskie bulle Grzegorza ­XIII (1532 r.) i Klemensa ­VIII (1591 r.). Przeciwko pojedynkom opowiadali się również królowie polscy, przedstawiciele Kościoła, dowódcy armii... Nie pozostali obojętni na ponoszone straty wśród szlachty i oficerów – z tytułu pojedynków – polscy posłowie i senatorzy. Sejm Rzeczypospolitej w roku 1588 zapisał, że nikt nie powinien dochodzić

swoich krzywd inaczej jak drogą sądową. Zakazywały żołnierzom uczestniczenia w pojedynkach Artykuły hetmańskie, uchwalone dla Korony przez sejm (1609 r.), bo ...Jeśli komu dał Bóg mężne serce – głosiły – przeciwko nieprzyjacielowi niech pokazuje męstwo swe, nie przeciwko towarzyszom... Wyzwany na pojedynek żołnierz koronny nie miał prawa stawać do walki pod groźbą kary śmierci. Również postanowienia ogłoszone artykułami (1635 r.) przez ks. Krzysztofa Radziwiłła (1585–1640) rozciągały tę samą karę na tych, którzy je łamali. Jeszcze surowiej traktowały żołnierzy artykuły ustanowione w  1648  r. przez ks.  Janusza Radziwiłła hetmana polnego (1612–1655), syna Krzysztofa, które przewidywały karę śmierci już za sam fakt wyzwania przeciwnika. Owe pojedynki (ich kolebką była Hiszpania) częstokroć bardzo krwawe, kończące się często śmiercią, opisywane były z wyraźną ochotą przez ówczesnych kronikarzy, do których zaliczyć trzeba choćby Jana Chryzostoma

131 ELITY

Uroczy pojedynek (1578), mal. Detti

Scena obrazu przedstawia śmiertelnie pchniętego szpadą Pierrota przez oddalającego się Arlekina. Tym obrazem – Pojedynek na balu maskowym – prezentowanym na wystawie paryskiej (1857 r.) artysta malarz Jean Léon Gérôme (ur. 1824 r.) wyrażał swoją dezaprobatę dla pojedynków. Jednakże ów obraz nie uchronił autora przed pojedynkiem. ...W prę lat po wystawieniu go, sam zmuszony był z bronią w ręku stanąć do pojedynku, wbrew wyszydzonej przez siebie zasadzie ugodliwego bratobójstwa... (wg „Kłosy” 1868, nr 177)

Wojciech Kossak będąc pod wrażeniem sceny z obrazu J.L. Gérôme – Pojedynek na balu maskowym – w roku 1893 przedstawił swoją wersję tego wydarzenia malując go na wachlarzu. Tytuł tego dzieła: Pojedynek po maskaradzie. Dodać należy, iż artysta wielokrotnie sam uczestniczył w pojedynkach. Technika malarska, gwasz. Wachlarz w roku 2014 został sprzedany na aukcji.

Paska1. Wyraźne dał temu dowody sam, niejednokrotnie w  nich uczestnicząc. Tu warto przywołać przynajmniej te jego pojedynki, które miały miejsce w roku 1660,  – jeden po drugim (przy dobrze rozgrzanych alkoholem głowach), w obozie pod Kozieradami. Najpierw starł się z Nuczyńskim, w chwilę po, 1  Jan

Chryzostom Pasek, Pamiętniki. Wrocław 1979.

134 ELITY

wypadło Paskowi walczyć z jego młodszym bratem, następnie z Marcyjanem Jasińskim. Specjalne miejsce zajęły również pojedynki w pamiętnikach Albrychta Stanisława księcia Radziwiłła2 i Jana Wła2  Albrycht

Stanisław Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach Polski. Warszawa 1980, t. I. (1632– 1636).

dysława Poczobuta Odlanickiego3. Oto co odnotował w swym pamiętniku (wybór aut.) Alb. St. Radziwiłł: 21 kwietnia 1632 roku, ...starosta opęski Zenowicz [Jerzy] obciął rękę Tomaszowi Sapieże, synowi Mikołaja, wojewody nowogródzkiego; stało się to w  pojedynku (nieuczciwie jednak jak mówią Niemcy, non redlich, stoczonym). Za ten uczynek dekretem marszałkowskim sprawca został ukarany infamią4. Innym razem zapisał: 8 sierpnia 1634 roku, ...wojewodzic nowogrodzki Sapieha [Kazimierz] pojedynkował się na szable z Kossobuckim [Janem] z Mazowsza i odniósł ranę. Potem ukarano za to Kossobuckiego na gardle5. J.Wł. Poczobut Odlanicki podaje zaś: 30 listopada 1661 roku, ...w dzień świętego Andrzeja, wezwał mię pan Krzysztof Szumski, mańkuta, towarzysz nasz, sam będąc winien, na pojedynek. Z którym pociąwszy się, dałem mu raz w łeb dobrze, że aż kulka wywrócił i kostki ze łba potem wybierał. I gdyby nie pilśń w zawojku pochylonym była, bodajby i mózg nie wyprysł6. Wśród kolejnych opisanych pojedynków znalazł się i ten: 2 stycznia 1669 roku, ...wyzwawszy na pojedynek z panem Józefem Zaleskim, towarzyszem roty usarskiej pierwszej jm. pana hetmana, przy podpitej z obu stron sprawie, uwiodłszy broń w  łeb zaciął[em] tak dobrze, iż śmiertelnym u wszystkich być rozumianym musiał. Jakoż bliski był tego7. Nieważne więc było miejsce i czas. Ważne było zawsze stawać w obronie honoru, najczęściej jednak źle pojętego. Nie odosobnione zdarzały się przypadki, kiedy to pojedynkowano się w kościele. Jezuita Mateusz Bembus w swojej pracy „Kometa to jest pogróżka z nieba” domagał się, aby oszczędzać świątynie i nie przebywać w nich z bronią, bo jak tłumaczył: nie nowina w kościele niejednego zabić. Dzięki niestety początkowo dość liberalnej postawie 3  Jan

Władysław Poczobut Odlanicki, Pamiętnik. Warszawa 1987. 4  Pamiętnik o dziejach... t. I, s. 106. 5  Ibid., s. 389. 6  Pamiętnik, s. 168. 7  Ibid., s. 239.

społeczeństwa Europy Zachodniej, dość wyraźnie zarysowały się pod koniec XVI wieku tendencje sprzyjające rozpowszechnianiu się tego procederu. Do momentu, kiedy to broń palna stała się dość powszechna w  użyciu, większość wcześniejszych pojedynków determinowały okoliczności i  to czym w danej chwili dochodzący swoich racji dysponowali. Nadziaki, obuchy, czekany i  szable, z  którymi na ogół nie rozstawano się, to najczęściej używany oręż, pomocny we wszelkiego rodzaju zwadach i pojedynkach. Wspomniana broń palna, już pod koniec XVI  wieku zajmowała ważne miejsce obok szabli. Coraz większa przy tym liczba postrzeleń, istotny wzrost zabójstw, skłoniły ówczesnych ustawodawców do podjęcia stosownego przeciwdziałania w  tej kwestii. W  konsekwencji konstytucja sejmu z 1581  r. głosiła: Rusznic, aby żaden cujuscumque conditionis (jakiegokolwiek stanu) [...] na sejmikach, na zjazdach i na innych sądowych akcjach nie używał ani nie nosił. Kolejny sejm (1611 r.) uznał za naganne występowanie z rusznicą podczas sejmików i obrad sądowych. Mijający wiek ­XVII nie przyniósł jednakże istotnych zmian. Jak dawniej, przy każdej nadarzającej się okazji sięgano po broń i pojedynkowano się na ogół bez wyraźnej przyczyny i natychmiast. Nie zważano także na formy. Nierzadko rozpalone trunkami głowy i umysły czyniły z niejednego sędziego, szukającego na własną rękę sprawiedliwości, pomimo tego, że na każdym szlachcicu ciążył obowiązek przede wszystkim służyć Ojczyźnie. Nie pomagały żadne zakazy. Nieokiełznane temperamenty i  gorąca krew zbierały obfite żniwo. Dodatkowym czynnikiem sprawczym było ogólne rozpasanie i powszechna dostępność do broni, skutkująca demonstracją podstępnej siły. Kolejne, ­XVIII stulecie dało znać o sobie podjęciem tym razem prób „ucywilizowania” pojedynków. W  efekcie w Europie Zachodniej, a dokładnie we Francji, po raz pierwszy spisano zasady

Przed pojedynkiem, scena w karczmie. „Towarzysz” od „złotego” trunku (w szyszaku na głowie i napierśniku) przewróciwszy stołek zerwał się do pijanego (Zagłobę przyp. aut.) siedzącego w kącie na ławie z obnażoną szablą kompana. Wcześniej będąc przezeń urażony wyzwał go na pojedynek. (mal. Jan Czesław Moniuszko 1900 r.)

pojedynków. Określały one rodzaje broni i sposoby ich przeprowadzania. Pierwsze zaś drukowane kodeksy ukazały się w Anglii (1836 r.), a następnie we Francji. Coraz częściej i chętniej sięgano po pistolety jako najodpowiedniejsze narzędzie do pojedynków. Wygodne, łatwe w użyciu, precyzyjnie wykonane, dające jednakową szansę – przy podobnych umiejętnościach – obu stronom. W trzeciej ćwierci ­XVIII wieku, pojawia się też pewne ulepszenie w konstrukcji pistoletów pojedynkowych – specjalne mocowanie luf na tzw. baskül, wychodzące naprzeciw wymaganiom kodeksowym. Chodziło oto, aby można było szybko wymienić lufy, np. z gładkich na gwintowane. To rozwiązanie znalazło również zastosowanie w broni myśliwskiej. Czołowymi wytwórcami pistoletów pojedynkowych tego okresu byli angielscy rusznikarze, wśród których prym wiedli: Joseph Griffin, John Tow, John Twigg oraz ich następcy: Henry Nock, Durs Egg i Richard Wogdon. W Polsce pojedynki na pistolety nie cieszyły się jeszcze taką popularnością jak w  pozostałej części Europy, gdzie powstał cały przemysł na usługi pojedynków, tym niemniej i  w  kraju

poszczególni rusznikarze podejmowali się wytwarzania takiej broni. Częstotliwość pojedynków na pistolety – warto zauważyć – wzrastała niestety w miarę upadku Rzeczypospolitej z  jednej strony, z  drugiej zaś, moda na pojedynki rozpowszechniona w Europie w dobie panowania ostatniego króla Stanisława Augusta – wychowanego z  francuska  – przeniesiona na grunt krajowy stała się tym bardziej powszechna. Obejmowała swym zasięgiem nie tylko szlachtę. Wszelako dla podtrzymania prestiżu i  zgodnie z trendami, którym hołdował Stanisław August, szczególnie w kręgach zbliżonych do króla, wypadało mieć własny powóz, uczestniczyć w  polowaniach, jeździć konno i  oczywiście posiadać parę pistoletów pojedynkowych. Nie najlepiej też od początku zapisał się wiek XIX. Niemal każdy już warsztat rusznikarski wytwarzał broń pojedynkową. Wielu z majstrów dzięki ­m.­in.  swoim doskonałym pistoletom pojedynkowym zyskało sławę: Jean Le  Page, Anton Vinzent Lebeda, Nicolas Noël Boutet, Carlo Maria Colombo, Martin Mayer, Weber i Ruesch, Kuchenreuterowie... Do wymienionych z czasem dołączyli polscy rusznikarze:

135 ELITY

Szlachta polska uchodziła za porywczą i skorą do zwady. Na ilustracji pojedynek Jana Chryzostoma Paska z  Marcinem Jasińskim, grafika Adolphe’a Jeana Baptiste’a Bayota wg  rysunku Antoniego Zaleskiego, 1850–1851 r. (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, nr inw. Gr.Pol.22409 MNW, domena publiczna).

August Karol Collette, Karol i Juliusz Bekkerowie, Karol Bekker i Fryderyk Rauscher, Jakub Forst8... Polakom walczącym pod sztandarami Napoleona, niestety często sfrustrowanym, nieobce też okazały się pojedynki. Podobnie było po klęsce wojny polsko­‑rosyjskiej (1831), kiedy to wskutek rozgoryczenia i politycznych namiętności, wiele krwi polskiej popłynęło na emigracji w  bezsensownych pojedynkach. Wraz ze wzrostem popularności pojedynków wśród polskiego społeczeństwa, wzmagały się też prace nad nieoficjalnym – nie państwowym prawem pisanym o nich. Pierwszym opracowaniem, jakie pojawiło się w kraju (1881 r.), był kodeks honorowy Józefa Naimskiego, drugi – Witolda Bartoszewskiego – ukazał się drukiem w 1899 r. Jak na ironię 8  Z.K. Jagodziński,

138 ELITY

Słownik..., op.cit.

zbiegło się to z innymi ruchami podjętymi w  Europie, których jednakowoż głównym celem było doprowadzenie do ukrócenia praktyk pojedynkowych, niezgodnych z Boskim prawem do życia każdego człowieka. Anglia pierwsza otrząsnęła się z  tego za wstawiennictwem męża królowej Wiktorii, księcia Alberta, tuż za nią Niemcy, których parlament jednogłośnie (w  1896  r.) potępił pojedynki; podobne stanowisko wyraziły Austria i Francja. Miejsce pojedynków zajęły sądy i  trybunały honorowe. Piękna i  głęboka myśl literacka, sformułowana i przypisana Zawiszy Czarnemu, głosiła: Wszystka krew moja, krew polskiej młodzieży, Lubej ojczyźnie pierwsza się należy. Uznał, iż pojedynki są wobec ojczyzny występkiem, a  wobec Boga zbrodnią. Generał Franciszek Morawski – weteran wojny polsko­‑rosyjskiej – zgłosił projekt (1848  r.) założenia Towarzystwa Antypojedynkowego; był też za tym, aby usunąć z armii polskiej pojedynki i zastąpić je sądami honorowymi. Inna znakomita postać tego okresu, Julian Klaczko (1825–1906), zdecydowanie przeciwny pojedynkom, powiedział: Przymus pojedynków dla oficerów nie jest przywilejem – jest niewolą. Podobnego zdania był Joachim Lelewel (1786–1861), który uważał śmierć w pojedynku za pospolite morderstwo. Na  nic się jednak nie zdały podjęte

wysiłki, szczególnie w Polsce. Tym nie mniej jeszcze pod koniec XIX wieku starano się powrócić do projektu Morawskiego, lecz bez skutku. Ostatnim, który u schyłku dziewiętnastego stulecia wypowiedział się w tej sprawie, był Samuel Adalberg (1868– 1939) twórca „Księgi przysłów...”, zamieszczając w niej dwa szydzące z pojedynków przysłowia: pojedynek jeszcze gorszy niż złodziejstwo i honor głupich w pojedynku. W  roku 1908 w  Peszcie odbył się Międzynarodowy Kongres przeciwko pojedynkom, zwołany w  celu podjęcia walki z pojedynkiem. Zakończył się ogólną uchwałą, w której stwierdzono, ...że dla zwalczania pojedynków trzeba nade wszystko zreformować opinię publiczną, która powinna przestać uważać za tchórza człowieka, uchylającego się od zwierzęcej walki...9. Warto przypomnieć, że w Warszawie w owym okresie ideę anty pojedynkową szerzyło Tow. „Pokój”, we Lwowie zaś istniała specjalna liga, wzorowana na tego rodzaju instytucjach międzynarodowych. Po odzyskaniu (1918 r.) niepodległości na nowo odżyły w II Rzeczypospolitej pojedynki, podpierane autorskimi „kodeksami” według, których w pojedynku można było zabić bez konsekwencji prawnych. Od 1919 r., kiedy to ukazał się na rynku „Kodeks honorowy” Władysława Boziewicza, w ślad zanim pojawiło się do wybuchu kolejnej, drugiej wojny światowej, kilka następnych kodeksów autorstwa ­m.­in.: Stanisława M. Goraya, Tadeusza Zamoyskiego i Eugeniusza Krzemieniewskiego, Wilhelma Feldmana (ps. Zygmunt A.  Pomian) i  innych. Wszystkie dozwalały w majestacie prywatnie ustanawianego prawa zabijać ludzi, często uwikłanych w pojedynki, którym z natury byli przeciwni. Pojedynkowali się niemal wszyscy – politycy, wojskowi, artyści (aktorzy), publicyści, by wspomnieć tylko: Stanisława Szeptyckiego i  Włodzimierza Zagórskiego, gen. Bolesława 9  „Tygodnik Ilustrowany”, Warszawa 1908 r., nr 30, s. 608.

od kuli. Niemiecki działacz socjalistyczny Ferdynand Lassalle, śmiertelnie ranny zmarł w 1864 r. Kroniki w roku 1868 również odnotowały kuriozalną wręcz sytuację. Oto w Ameryce Południowej dwaj obłożnie chorzy oficerowie siedząc przywiązani do krzeseł podjęli pojedynek, w którym jeden został ciężko ranny, drugi zaś zginął. Każdy pojedynek czynny był przestępstwem i tak właśnie postrzegała go znaczna część racjonalnie myślącego społeczeństwa większości krajów, albowiem poAleksander Puszkin leży śmiertelnie postrzelony w pojedynku (1837 r.), a przy nim klęczy jego adwer- jedynek naruszał nie tylko sarz Georges­‑Charles de Heeckeren d’Anthès. Poeta po dwóch dniach zmarł. Wieszcz miał bardzo prawa jednostki, ale goporywczy charakter i wielokrotnie wyzywał swoich adwersarzy na pojedynki. Już w wieku 17 lat po raz dził również w życie i zdropierwszy uczestniczył w pojedynku. Najczęstszą przyczyną zatargów były kobiety, ale on nie potrzebował wyraźnego powodu do rzucenia komuś wyzwania. W sumie przez niespełna 40 lat swojego wie pojedynczych obywateli. życia, złożył przeciwnikom 25 propozycji walki – przynajmniej tyle zostało potwierdzonych. (mal. Krzywdził także państwa, buAdrian Wołkow, 1860). rzył porządek rzeczy, podstawę bytu państwa, mącił Wieniawę­‑Długoszowskiego, Włady- znanych, którzy złożyli w ofierze na oł- spokój publiczny. Jak powiedział jesława Grabskiego, Melchiora Wań- tarzu fałszywego bożka honoru swe ży- den z autorytetów europejskiego prawa kowicza. Potykali się: Wojciech Kossak cie. Byli nimi: Józef Kurowski, którego cywilno­‑karnego (w XIX w.) zabójstwo z Julianem Fałatem, Ksawery Pruszyński położył trupem kpt.  Piotr Gałkowski dokonane po czasie wystarczającym do z Klaudiuszem Hrabykiem, Mieczysław (1783 r.), kamerjunkr Stanisław Kow- zamysłu jest morderstwem. Trudno nie Szczuka z Antonim Słonimskim, to tylko nacki zginął (1788 r.) z ręki Karola Wo- przyznać racji. nieliczna garstka z pośród wielu. Tak dzińskiego. W Rzymie, w 1798 r., maJak powiedziano, pojedynek był złem więc, pojedynek – relikt wieków śred- jor Maciej Zabłocki zastrzelony został i to złem z wyboru; niech więc wolno nich święcił swoje tryumfy. Przekształ- w pojedynku przez legionistę kpt. Hau- będzie na poparcie owej tezy, przycony w  niezwykle szkodliwą tradycję, mana. wołać nazwiska tych wybitniejszych pomimo braku racji i podstaw prawNie lepiej zapinych, kontynuowany był jako forma za- sał się w tej mierze dośćuczynienia aż do pierwszej ćwierci wiek XIX. FrancuXX wieku. ski wybitny maCi, którzy byli przychylni tej trady- tematyk Ewaryst cji udawali, że nie wiedzą o prądach Galois, ciężko przeciwnych, o  charakterze ideowym postrzelony, zmarł w zakresie dla człowieka najważniej- w 1831 r. Aleksanszym bo etycznym i moralnym. To tak der Puszkin w roku jakby przez wieki całe lekarze zamiast 1837 zginął w poordynować coraz doskonalsze lekar- jedynku, zastrzestwa na otwarte rany, stosowali nie- lony przez Geozmiennie do ich zasklepienia z brud- rgesa d’ Anthesa, Michał Lermonnych kątów pajęczynę. Nie sięgając głębiej, jak tylko do tow w 1841 roku „Oryginalny amerykański pojedynek”. Dwaj obłożnie chorzy oficerowie ­XVIII wieku, można przywołać z kart czar- podzielił los Pusz- siedząc, przywiązani do krzeseł, podjęli pojedynek, w którym jeden został nej księgi tych kilku spośród najbardziej kina i również padł ciężko ranny, drugi zaś zginął. [w:]  „Kłosy” 1868, nr 163)

139 ELITY

Nauka postęowania: dobro po lewej czy zło po prawej. Przykłady jako wskazówka do wyboru dla społeczeństwa, w którą stronę może się skierować. Grafika XIX-wieczna.

osobistości, które choć w  większości przeciwne w swych zasadach pojedynkowi, musiały go w wielu przypadkach jednak podjąć (pomimo też obowiązujących zakazów), by raczej popełnić grzech, niż okryć się hańbą wobec panującej w określonych środowiskach wszechwładnej opinii publicznej.

Spis znakomitszych osobistości, które się pojedynkowały10 – Andrieux z panem Cassagnac. – Batory Stefan wyzwał Iwana Wasylewicza. – Berard z p. de Brives. – Bertholon z p. Segurem Aguesseau. – Białkowski Antoni (kpt.) z por. Janem Grabowskim. – Bismarck (ks.) z p. von Virhov. – Bobrowski Stefan (nacz. Warszawy) z hr. Adamem Grabowskim. – Bourbon­‑Condé z hr. d’Artois. – Briqueville z Markizem de Dalmatie. – Buckingham (lord) z lordem Shrewsbury. – Button­‑ Gwinet z p. Mac‑Intoth. – Byron (lord) z p. Chavort. – Cadwallader (gen. amer.) z gen. Conway. – Casanova Giowanni G. z Branickim Franciszkiem (gen. art. lit.). – Cassagnac P. z p. Thomson. – Carrel Armand z p. Em. Girardin. – Cilley z p. Graves. – Czartoryski (ks.) z gen. Ludwikiem M. Pacem. – Delord Taxile z p. Ponsard. – Dembowski Ludwik z kom. miasta Valladolid (Hiszpania). – Dickson z Jacksonem (prezyd. Stanów Zjed.). – Disraeli z Morgan O’Connel. – Dłuski (por.) z mjr dragonów rosyjskich. – Dołgoruki z br. Durandem de Mareuil. – Dulong (deput.) z gen. Burgeaud. – Dupont Aug. z p. Chavoix. – Dupont Paweł z p. Joncla. – Duval z p. Jony. – Dzwonkowski (ppor.) z Niemeyerem (Węgrem). – Fiorentino z p. Achard. – Fiszer Stanisław (gen.) z gen. Sivers. – Gajewski Franciszek (płk) 10  Z.K. Jagodziński –

142 ELITY

oprac. własne autora.

z mjr Suessmilchem i por. Gardonem. – Gallois z red. „Figara” N. Roqueplan. – Gambetta z p. de Fourton. – Gendebier z p. Rogier. – Gomez del Castagno z Gabriel Coffinières de Nordeck. – Gondchaux z gen. Baraguay d’Hilliers. – Gonzales Brawo z p. Rios Rosas. – Grabowski Michał gen. (syn króla St. Aug.) z płk Janem Krukowieckim. – Guise (ks.) z hr. de Coligny. – Hamilton Aleksander z Aaronem Burr (vice­‑prezyd. amer.). – Hinkeldey (prez. polic. niem.) z p. von Rochov. – Horatio Gates (gen. amer.) z gen. Jamesem Wilkinsonem. – Hugo z p. Ch. de Viennot. – Jachman (por.) z gen‑lieut. von Plehve. – Janikowski (hetman) z Karolem H.M.O. ks. Denasów. – Jański z prez. ministrów Tiszą. – Jerry Jul z gen. Boulanger. – Kalnoky (hr.) z margr. Alfredem Pallavicini. – Kamieński Mikołaj (płk) z hr. Adolfem Starzeńskim. – Kotzebue (poseł) z hr. Luckeru. – Krasiński Józef z p. Łabędzkim (z Płocka). – La‑Fontaine z rot. Poignant. – Lamartine z płk Włos. Pape. – Lameth (dep.) z dep. Castriers. – Lapierre z p. de Cournet.

– Lee (gen. amer.) z Johnsonem Laurens. – Léon (hr. natur. syn Napoleona I.) z p. Hesse. – Levasseur (gen. amer.) z p. Arrighi. – Lubomirski Edward (ks.) z ofic. gwardii Ignacym Grocholskim. – Marlborough z lordem Panlett. – Matuszewicz Tadeusz (poseł) z Antonim Trębickim (posłem). – Matuszewicz Wincenty (ppłk) z podof. Szylingiem. – Mirabeau (hr.) z hr. de Latour – Maubourg. – Montespier (ks.) z infantem Henrykiem Bourbon. – Monselet z p. Th. de Barrière. – Naquet z p. de Villemessant. – Ollivier z p. de Ginestous. – Oniegin Eugeniusz z Włodzimierzem Leńskim. – d’ Orléans ks. Filip Ludwik, zastrzelił w pojedynku infanta Don Henryka. – Pecoul z hr. Schoelcher. – Potocki Eustachy (gen.) z płk Janem Massalskim. – Prudhom z p. Pyat. – Radziwiłł Bogusław z płk. Talmontem Henrykiem. – Randolph Jan (senator) z Virgini z Henry Clay’m (sekretarzem stanu). – Ratazzi (mini.) z ministrem Minghetti. – Raynaud­‑Langardette z p. Bourbosson. – Repin (ks.) z baronem Karolem von Heyking.

Scena z pojedynku, który odbył się w 1804 roku w New Jersey. Stanęli przeciwko sobie Alexander Hamilton i Aaron Burr. W śmiertelnej potyczce użyto pary pistoletów londyńskiej firmy „Richard Wogdon”. Pojedynek toczył się w czasie, gdy praktyka była zakazana w północnych Stanach Zjednoczonych i miała ogromne konsekwencje polityczne. Burr przeżył pojedynek, Hamilton zginął.

Clemenceau, Don Carlos, Fox James, Gérôme Jan Leon, Gretlan, Pitt, Potocki Stanisław, ks. Richemond, Rochefort, Sackwille (późniejszy lord Dorset), Sheridan, ks. York. Znamiennym przykładem nieodosobnionego wewnętrznego rozdarcia, a może i obłudy, któremu ulegał nie jeden z pojedynkowiczów, może być postać księcia Wellingtona znanego z  wcześniejszych skłonności do pojedynków. Z jednej strony zdecydowanie opowiadał się przeciwko nim – wprowadził ich zakaz w armii jeszcze w okresie woChwila po zakończonym pojedynku, w którym Włodzimierz Leński został śmiertelnie postrzelony jen napoleońskich – popieraprzez Eugeniusza Oniegina. (mal. Repin Ilia 1901.). Obraz znajduje się w zbiorach Wszechrosyjjąc następnie daleko później skiego Muzeum Puszkina. wcielony w prawo angielskie – Zaleski Konstanty (kpt. jazdy) – Rey (płk) z p. Ed. Adam. zakaz pojedynkowania (wnioz Francuzem. – Richilieu z br. Ponterieder. skodawcą był lord Lansdown). Z  dru– Zamojski wyzwał Karola – Richilieu z ks. de Lixen. giej zaś, poddając się pewnej presji, już ks. Sudermanii. – Rocca (hrabina) z markizą po miesiącu od ustanowienia tego zaBellegarde. – Rochefort z ks. Achiles Murat, Pojedynkowali się także: hr. Alfons kazu stanął do pojedynku z hrabią Winz senat. Aldema, z Pawłem awanturnik i  szuler, ks.  Batiani, Bo- chelsea. Poniższa ilustracja jest rodzajem Cassagnac. gusławski Jakub Ferdynand, kpt. le- satyry (w formie plakatu), wyszydzającej­ – Rogger z p. Bouvet. gionistów Napoleona (miał na swym ‑wyśmiewającej postawę obu stawają– Roux­‑Laborie z p. v. Carrel. koncie kilkadziesiąt pojedynków), lord cych, równocześnie dokumentuje ów – Rzewuski Kazimierz (pis. pol. koron.) z gen. Tadeuszem Bruce, Bugeaud, Burrows, Carran, fakt. Kozłowskim. – Sanguszko (ks.) z hr. Rzewuskim. – Soutzo (ks.) z ks. Ghika. – Stuart James z p. Bosvell. – Sulistrowski Aleksander (ppor.) z Henrykiem Ponińskim (por. ułanów). – Tarło Adam (woj.) z Kazimierzem Poniatowskim (podkomorzy koronny). – Tarnowski Spytek z Pieniążkiem. – Thiers z p. de Bixio. – Thomas z p. de Coetlogon. – Tucket (kap. okr.) z hr. Cardigan. – Turgot z posłem Soulé. – Valentin z p. Clary. – Vaudin z p. Apout. – Wellington (ks.) z hr. Winchelsea. – Wisłocki (starosta) z rot. kaw. nar. Wendorfem. – Wojtkiewicz Hipolit (por.) z mjr Michałem Żylińskim. Plakat angielski z 1829 r. piętnujący obłudna postawę ks. Wellingtona, który pojedyn– Yousouf z p. de Fonvielle. kował się, mimo iż był oficjalnie przeciwny pojedynkom. Wellington, ten w białej sutan– Zabłocki Maciej (mjr) z Józefem nie z głową a’la szczypce homara, po prawej wyciągnięty jak struna hr.  Winchelsea Grabińskim (mjr). [w:] La Passiondes Armes a’ Feu, Paris 1975.

143 ELITY

Pojedynek na tzw. szable pomiędzy dwoma artystami Leonem Chwistkiem, a Władysławem hr. Dunin­‑Borkowskim, który miał miejsce w Lasku Bulońskim w 1914 r. w obecności licznych świadków.

Jednym, ale nie ostatnim zapewne w naszym kraju, który jeszcze na początku XX wieku wpisał się na listę pojedynkowiczów był znakomity artysta malarz Warszawski Wacław Pawliszak11. Jego wyczulenie na sprawy honoru przysporzyło mu wielu nieprzyjaciół. W  roku 1901 W.  Pawliszak pojedynkował się ze swym kolegą także malarzem Antonim Jerzym Austenem tylko z  powodu nieodpowiedniego powieszenia jego obrazu na wystawie. Innym razem miał też konflikt z  innym malarzem. Po  kolejnej z  rozlicznych wystaw listownie wezwał na pojedynek jednego z jurorów rzeźbiarza Xawerego Dunikowskiego, ten jednak odmówił. Skutkiem jednak zaistniałego sporu Dunikowski dnia 18 stycznia 1905 r. w  restauracji Lijewskiego strzelił do zbliżającego doń Pawliszaka, który po odwiezieniu do szpitala po kilku godzinach zmarł12. Do grona pojedynkowiczów pierwszej ćwierci XX wieku dołączyli także nasi rodacy – rezydenci zamieszkali we Francji (w Paryżu). Wśród nich znaleźli się ­m.­in. Leon Chwistek i Władysław hr. 11  Wacław

Pawliszak (1866–1905) uprawiał malarstwo sztalugowe historyczno­‑rodzajowe (autor ponad 350 obrazów). 12  Polski Słownik Biograficzny, t. XXV/3, zeszyt 106, s. 470‑472. Wrocław 1980.

144 ELITY

Dunin­‑Borkowski, czy Leopold Gottlieb i Mojżesz Kisling. Na jesieni 1913 roku Chwistek (student malarstwa) poznaje w Krakowie Olgę Steinhaus, swą przyszłą żonę. Już pół roku później bije się o jej cześć w pojedynku na „ciężkie szable”13 – czytamy – w Paryżu, jego adwersarzem był Władysław hr. Dunin­‑Borkowski, również jak on, student malarstwa z pracowni Józefa Mehoffera. W wyniku tej krwawej potyczki Dunin­‑Borkowski został ranny. Chwistek wymierzył potężny „cios w twarz”, którym trafił w prawe ucho Borkowskiego. Ranny niczego nie poczuł, chciał się bić dalej. Ale cios uszkodził tętnicę, krew trysnęła obficie. Sekundanci przerwali pojedynek. Co ciekawe krajowa prasa nie była tym zdarzeniem zainteresowana poza małą wzmianką, która ukazała się w warszawskim tygodniku „Świat” przeciwnie do prasy zagranicznej, która całą tę sprawę opisywała wyczerpująco i sensacyjnie ­m.­in. w „Le Figaro” czy „Timesie”. Latem 1914 roku, na krótko przed wybuchem wojny, między cenionymi Polskimi artystami malarzami, Leopoldem 13  Warszawski

Tygodnik „Świat” z 18 kwietnia 1914 roku podaje tę informację w sposób zdawkowy z błędnie napisanym nazwiskiem – zamiast Chwistek napisano Świstek.

Wycinek z  Warszawskiego Tygodnika „Świat” z  informacją o  pojedynku (który miał miejsce 1914  r. w  Paryżu) pomiędzy dwoma artystami Leonem Chwistkiem [z błędnie napisanym nazwiskiem Świstek], a  Władysławem hr. Dunin­‑Borkowskim, w którym ten drugi został ranny.

Gottliebem i Mojżeszem Kislingiem doszło do pojedynku na szable (w Lasku Bulońskim). O co poszło nie wiadomo. Może jakaś zaszła sprawa jeszcze za czasów Krakowa odżyła i  dała znać o sobie? Gottlieb [po zakończeniu pojedynku] dyskretnie się wycofał, z bezbłędną godnością, Kisling zraniony został w policzek i nos. Opuszczając swoją szablę, ryzykując rozcięcie butów  – a  miał ich tylko jedną parę  – miał odwagę uśmiechnąć się jeszcze do fotografa14. Kiedy społeczeństwo francuskie sądziło, że era pojedynków minęła okazało się jak bardzo się myliło. W 1967 roku doszło do niespodziewanego pojedynku na szpady pomiędzy członkami parlamentu Francuskiego René Ribiére i Gustawem Doffere. Ten drugi uznany został za zwycięzcę tej potyczki. Powyższe wywody i zacytowane przykłady absurdalnych z  racjonalnego i humanitarnego punktu widzenia pojedynków dowodzą wymownie, iż broń 14  Elżbieta

Grabska, „Moderne” i straż przednia. Apollinaire wśród krytyków artystów 1900– 1918, Kraków 2003, s. 9–10.

Dwie pary pistoletów pojedynkowych w puzdrach. Dwa pistolety francuskie skałkowe z pocz. XIX w. z rękojeściami naciętymi w drobną kratkę. Drugie dwa pistolety z połowy XIX w. kapiszonowe (kurkowe) w wersji luksusowej z bogatym wyposażeniem. Kolby ozdobione głęboką płaskorzeźbą w drewnie hebanowym i grawerowanymi w drobne ornamenty blachami (płytami) zamkowymi.

145 ELITY

z  natury swej równie mordercze, ta jednak przede wszystkim była rodzajem narzędzia służącym wojnie, nie celowemu wyrafinowanemu zabójstwu z premedytacją.

* * *

Scena pojedynku dwóch polskich artystów Leopolda Gottlieba i Mojżesza Kislinga, który odbył się latem 1914 r. w Lasku Bulońskim. Kisling został dwukrotnie lekko zraniony.

Ostatni pojedynek na szpady miał miejsce we Francji w roku 1967. Obaj członkowie parlamentu René Ribiére (gaullista) i Gustaw Doffere (socjalista) postanowili w taki sposób rozwiązać zaistniały między nimi konflikt. Powodem było znieważenie w parlamencie tego pierwszego. Obaj zadali po dwa cięcia. Deffere wygrał.

„zbytkowna” – w tym wypadku „duelowa” (pistolety pojedynkowe) służyła li tylko do niecnych celów. Zaznaczyć

należy, iż używana także w pojedynkach inna broń jak: szpady, szable, rewolwery czy pistolety regulaminowe

W erze tegowiecznego chaosu i braku szacunku dla autorytetów, w krajowym „parlamencie” słowne potyczki w wielu przypadkach przeradzają się w osobliwe utarczki  – pojedynki, gdzie kultura osobista jest czymś zupełnie obcym dla wielu rodzimych adwersarzy, a chamstwo i nieobyczajność (np. konsumpcja na sali obrad, spanie czy zajmowanie się „inną literaturą”) bierze górę. Przekazy telewizyjne, tylko potwierdzają to zjawisko. „Debata” przypomina ring bokserski, a słowo zamienia się w prawo pięści. W  sto lat po tych wcześniej opisanych krwawych paryskich wydarzenia, w 2014 roku w saloniku Ministerstwa Spraw Zagranicznych doszło do incydentu podczas spotkania europosłów zorganizowanego przez MSW. Korwin­‑Mikke spoliczkował Michała Boniego.  (...) ­Polska potrzebuje, tak samo jak Ameryka potrzebuje, odrobiny sprawiedliwości wymierzanej na miejscu, bez zawracania głowy sądami. Tego typu rzeczy, jak policzkowanie, które są czynnością honorową raczej, a nie karną, nie powinny być w ogóle przedmiotem zainteresowania sądów karnych – uważa Korwin­‑Mikke15. Wyraził nadzieję, że Boni (Michał – przyp. aut.) – zgodnie z zasadami kodeksu honorowego – nie będzie przyjmowany w dobrych domach16. Ten krótki esej potwierdza tylko to, że „spotkania” z bronią w ręku w imię źle pojętego honoru nigdy niczemu dobremu nie służyły, a tylko czyniły w społeczeństwach niemałe spustoszenie moralne i obyczajowe. Zygmunt Krzysztof Jagodziński 15  Patrycja

2017]. 16  Ibid.

146 ELITY

Rojek­‑ Socha [PAP, 15  grudnia

Prawda o transformacji gospodarczej

PRAWDA o transformacji

gospoda 148 ELITY

Dr

Ryszard Ślązak napisał dzieło o polskiej prywatyzacji

pt. „Samozagłada polskiej gospodarki 1989–2016”

M

rczej Wiesław Żółtkowski

Moim zdaniem słowo „samozagłada” dotyczy samej likwidacji części majątku narodowego w procesie radykalnych zmian własnościowych. Dzisiaj Polska ma dość silną gospodarkę, tylko w dużej części funkcjonującą w systemie podwykonawstwa dla zagranicznych podmiotów. Autor jest uczonym i praktykiem gospodarczym, pełnił funkcje w administracji gospodarczej i dyplomacji. Książkę wydało Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego. Wydawca, motywując swoje zaangażowanie w tę problematykę, stwierdził: „Zwyciężyła doktryna prywatyzacyjna jako kierunek transformacji ogólnych przemian w państwie. W praktyce zapanowała politycznie realizowana dekomunizacja, a ekonomicznie dekomunizacja majątkowa państwa, eliminowanie państwa z  ogólnonarodowej własności, którą władze dysponowały od wojny i po powszechnej nacjonalizacji.  (...) ­Wielki przemysł budowany przez naród żyjący w niedostatku, ogromny majątek narodowy, przyszłość i dorobek kraju zostały poddane bezwzględnej prywatyzacji. Władze nigdy nie zrobiły żadnej kompleksowej oceny gospodarczej z całego okresu transformacji prywatyzacyjnej i nie przedłożyły jej narodowi do oceny i uznania”. Można przyjąć, że książka ma pełnić taką rolę. Autor zaczyna od opisu stanu gospodarki na koniec lat 80., zmian regulacji prawnych po 1989 r. oraz relacji z innymi krajami, które angażowały się w polskie przemiany gospodarcze. Nie były to relacje partnerskie, gdyż Polsce narzucono kształt systemu gospodarczego i proces prywatyzacji. To był

149 ELITY

dyktat. Trzeba jednak przyznać, że wówczas był on z entuzjazmem przyjmowany przez większość społeczeństwa i wszystkie siły polityczne. Przełomem w działalności gospodarczej stała się ustawa z 1988 r., w której zdecydowano, że prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach z  zachowaniem warunków określonych przepisami prawa. Ale dopiero zmiany prawa wprowadzone w końcu 1989 r. tak wywróciły istniejące prawo, że transformacja gospodarki została podporządkowana idei dekomunizacji państwa i majątku narodowego. Przyjęto formułę prywatyzacji polegającą na przeskoczeniu z  jednej epoki do drugiej bez okresu przejściowego. Nie określono żadnej polityki przemysłowej. W praktyce uznano, że na gruzach starego porządku będzie budowany nowy kapitalizm. W tym starym porządku był duży przemysł i rolnictwo, przeżywające kryzys, ale organizujące duży majątek produkcyjny. Cały ten majątek został poddany mechanizmom rynkowym, do których nie był przygotowany. Autor przypomina, że proces zmian był tak szybki, że już pod koniec 1990 r. działało 28  693 spółek prawa handlowego, 41 183 spółek uspołecznionych i 24 510 spółek prywatnych, w tym 1201 spółek joint venture. Podmioty te powstały w dużej części na majątku przedsiębiorstw państwowych. Zwykle odbywało się to na zasadzie przejęcia istniejących już zakładów, podzielenia majątku, rozbicia więzi kooperacyjnych i podejmowania nowej działalności. Ta nowa działalność miała już inny charakter, często związany z importem i handlem, a nie produkcją. Nowe władze nawiązały silną współpracę z EWG i agendami europejskich instytucji gospodarczych, co oznaczało przyjęcie ich wskazań, realizowanych przez dużą liczbę wysoko opłacanych doradców. Już z początkiem 1990 r. ponad 28 zagranicznych firm doradczych wystąpiło do Ministra Finansów o zgodę na działalność w Polsce. Z własnego doświadczenia bankowego pamiętam, że

wprowadzono obowiązek wyceny majątku i przeprowadzenie audytów przez renomowane firmy, a  za takie uchodziły jedynie podmioty zagraniczne. Władze i  doradcy zgodnie zmierzali do pełnego otwarcia naszego rynku dla podmiotów zewnętrznych. Dotyczyło to zarówno handlu, jak i kapitału inwestycyjnego. Autor przypomina, że cały proces legislacyjny terapii szokowej gospodarki przeprowadzono w  111  dni w  roku 1990. Jej celem była redukcja inflacji, zadłużenia zagranicznego i szybkie sprywatyzowanie jak największej liczby przedsiębiorstw. W polskiej gospodarce zmiany modernizacyjne były konieczne, ale nie wyprzedaż i likwidacja przemysłu i rolnictwa państwowego. Przecież w innych krajach kapitalistycznych obok sektora państwowego też funkcjonuje sektor państwowy, komunalny i spółdzielczy. Warto zauważyć, że niektóre prywatyzowane przedsiębiorstwa państwowe były kupowane właśnie przez państwowe firmy krajów europejskich. Szybkie tempo prywatyzacji powodowało, że zbywane aktywa miały dużo większą wartość niż występujący popyt. W tej sytuacji posiadacze nawet drobnego własnego lub pożyczonego kapitału mogli przejmować majątek o dużej wartości. Z  jednej strony zarabiali na tym zagraniczni inwestorzy, a z drugiej w ten sposób powstawały krajowe fortuny. Autor zauważa, że w ówczesnych warunkach wewnętrznych i zewnętrznych Polski doktryna szokowej transformacji w majątku narodowym była przyjęta przez nowe władze z jakimś nadzwyczajnym uwielbieniem i  z  oddaniem była realizowana. W ówczesnej sytuacja politycznej była też popierana przez większość społeczeństwa. Niezwykle ważnym czynnikiem procesu przemian był jego chaotyczny charakter. Brakowało jednego ośrodka strategicznego kierowania gospodarką. Nie wiadomo było, kto odpowiada za masę majątku państwowego, kto wykonuje uprawnienia majątkowe, jaka jest wartość masy majątkowej, której przed

A

N 150 ELITY

prywatyzacją nie wyceniono. Właściwie dbano tylko o to, aby dochody z prywatyzacji równoważyły budżet. Pod koniec 1990 r., aby przyspieszyć prywatyzację, podjęto ustawę dającą państwowym podmiotom gospodarczym prawo do wieczystego użytkowania gruntów będących dotychczas własnością państwową. To  znacznie podniosło atrakcyjność wielu przedsiębiorstw państwowych, nie ze względu na ich produkcję, ale własność atrakcyjnych nieruchomości. Sprzyjało do ogromnej skali spekulacji gruntami, których wartość nie była wliczania do wyceny sprzedawanych przedsiębiorstw. Odrębnym problemem była kwestia reprywatyzacji. Z jednej strony, w imię idei własności prywatnej uznawano prawo dawnych właścicieli do majątków znacjonalizowanych, a z drugiej nie było środków, aby żądania reprywatyzacyjne spełnić. Reprywatyzacja realizowana cząstkowo była źródłem ciągłych sporów. Autor przypomina, że terapia szokowa w postaci walki z inflacją zniszczyła prywatne oszczędności obywateli. I wówczas ogłoszono prywatyzację majątku narodowego poprzez sprzedaż. Symboliczna była giełdowa sprzedaż 30 listopada 1990 pięciu spółek kapitałowych, utworzonych w drodze przekształcenia wcześniejszych przedsiębiorstw państwowych. Akcje zostały sprzedane, społeczeństwo mogło poczuć siłę swojego kapitału. Poznało też reguły rynku kapitałowego, gdzie silniejsi zarabiają, a  słabsi tracą. Te  spółki nie przetrwały do naszych czasów. Po  drodze jedni na nich zarobili, inni stracili. Reguły kapitalizmu zaczęły dzielić ludzi według siły posiadanego kapitału. Autor wykonał ogromną pracę, relacjonując skrupulatnie rok po roku proces prywatyzacji tysięcy firm. W latach 1990–1994 towarzyszył temu spadek produkcji przemysłowej. Polityka drogiego pieniądza, zastopowanie wzrostu płac w sektorze państwowym i  wymogi pełnej wypłacalności w  okresie półrocznym powodowały

O

151 ELITY

  1989-2016

POLSKIEJ GOSPODARKI

A

Dla młodszego pokolenia opracowanie ma walor edukacyjny. Pozwala lepiej zrozumieć historię najnowszą, źródło wielu naszych dzisiejszych problemów. Ryszard Ślązak prezentuje udokumentowane fakty, których nie można ominąć, jeśli uczciwie dyskutuje się o przeszłości. A ta przeszłość nadal gości w propagandzie, najczęściej w jej mało rzetelnej wizji. Sądzę, że w przyszłości trudno będzie pisać historię tego czasu bez tej i kilku innych książek powstałych w ostatnich kilkunastu latach. Fakty i liczby będą weryfikować kombatanckie opowieści polityków. Wiesław Żółtkowski

 SAMOZAGŁADA

redukcję zatrudnienia. Brak dochodów nie pozwalał na obsługę zobowiązań podatkowych. To powodowało, że rosło znaczenie dla budżetu dochodów z prywatyzacji. W  książce pokazano precyzyjnie także prywatyzację majątku komunalnego, prywatyzację prowadzoną przez wojewodów, którym podlegało 5897 przedsiębiorstw lokalnych, a także powstanie i rozwój specjalnych stref ekonomicznych. Wielką wartością książki jest szczegółowa dokumentacja prywatyzacji wszystkich branż przemysłu, rolnictwa, sektora bankowego i ubezpieczeniowego. Autor opisuje koncepcję i praktykę Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, które powstały w 1996 r. i miały być sposobem tworzenia rynku kapitałowego. Przedstawia różne aspekty ich działania i ukazuje wiele istniejących absurdów. Do funduszy zostało przymusowo przydzielonych 512 spółek. Fundusze miały preferencje w płaceniu podatków, wysokie koszty zarządzania i równocześnie fatalne efekty finansowe. Doprowadziły do upadku dużej liczby spółek niekompetentnie zarządzanych przez firmy zagraniczne wybrane do zarządzania tymi funduszami. Nastąpiło też uwłaszczenie się zagranicznych konsorcjów zarządzających funduszami. Ta kompromitująca operacja nie została nigdy oceniona i nikt nie poniósł żadnych konsekwencji. Wielkim walorem książki są tabele pokazujące prywatyzację 3966 podmiotów gospodarczych. Dla każdego podmiotu podano datę prywatyzacji, wpływy ze sprzedaży i koszty obsługi operacji prywatyzacyjnej. Dotyczy to zakładów pracy z  wszystkich obszarów gospodarki i z terytorium całego kraju. Każdy może znaleźć dane dotyczące zakładu ze swojej okolicy, a często swojego dawnego miejsca pracy. Dla osób, które były aktywne zawodowo w tamtym czasie, książka jest uporządkowaniem spraw często znanych tylko wycinkowo, z perspektywy własnych losów. Pozwala to lepiej rozumieć, czego doświadczaliśmy.

Dr Ryszard Ślązak – ekonomista, specjalista w dziedzinie finansów międzynarodowych, absolwent Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Tytuł doktora uzyskał na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracował ­m.­in. w Ministerstwie Finansów, Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Był ­m.­in. doradcą wicepremiera Romana Malinowskiego, doradcą ministra finansów, członkiem rządowych zespołów doradczych, doradcą prezesa PZU  SA, wiceprezesem firmy PZU – Development, zastępcą dyrektora generalnego firmy Energopol, doradcą prezesa Hortexu, doradcą w  Agencji Rządowej ds. Rolnictwa. Przez pięć lat był pracownikiem polskiej służby dyplomatycznej. Odbył praktykę bankową w Irving Trust Company, New York, USA w przedmiocie finansów międzynarodowych. Przez 20 lat był jednocześnie pracownikiem naukowym wyższych uczelni państwowych i prywatnych. Wykładał ­m.­in. na Politechnice Warszawskiej oraz w  Wyższej Szkole Businessu i  Zarządzania. Był pracownikiem naukowym Wyższej Szkoły Współpracy Międzynarodowej i  Regionalnej. Jest autorem wielu artykułów i ekspertyz. Jest ekspertem naukowym od EWG (obecnie Unii Europejskiej) i  obszaru wschodniego. Specjalizuje się ­m.­in. w dziedzinie zagranicznej polityki ekonomicznej, współpracy międzynarodowej i finansów międzynarodowych oraz wewnętrznych stosunków gospodarczych.

153 ELITY

RETINGER – wielki patriota nieznany Polsce i Polakom

Mira Modelska Creech Doktor Józef Hieronim Retinger urodził się 17 kwietnia 1888 roku w Krakowie. Był synem wziętego adwokata Józefa Retingera i Marii Krystyny Czarniańskiej, córki rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Retinger to nazwisko funkcjonujące w Austro­‑Węgrzech jako nazwisko wyższych klas lub też szlacheckie. Józef po ukończeniu szkół w Polsce został wysłany przez hrabiego Zamoyskiego do seminarium pijarów w Rzymie. W tym momencie należy nadmienić, iż ojciec osierocił rodzinę jeszcze przed ukończeniem szkoły średniej przez Józefa Retingera. Hrabia Zamoyski przed śmiercią obiecał ojcu, iż zajmie się wykształceniem syna, co też uczynił. Józef po pierwszym roku seminarium, przyjechawszy na wakacje do dóbr hrabiego Zamoyskiego, oświadczył, iż nie jest pewien, czy wytrzyma surowe rygory zakonu pijarów. Wówczas hrabia sfinansował studia w dziedzinie literatury na Sorbonie w Paryżu. Józef Retinger pozostaje do tej pory najmłodszym doktorantem w dziedzinie literatury francuskiej na tymże uniwersytecie. Hrabia Zamoyski był niewątpliwie wielkim indywidualistą, podobno sypiał na twardej desce, a wielką część swojego majątku rozdawał wdowom po działaczach patriotycznych, rannym i niepełnosprawnym żołnierzom walczącym w sprawie polskiej.

154 ELITY

Do tego celu używał młodego Józefa Retingera, który pojawiał się pod wskazanym adresem i incognito pozostawiał pieniądze pod wycieraczką lub też zawieszał je na klamce. W 1916 roku w czasie rządów Herberta Asquitha, premiera Wielkiej Brytanii z ramienia Partii Liberalnej (1908– 1916) pracował jako brytyjski doradca polityczny w sprawach Europy Środkowej i Wschodniej. Tadeusz Modelski, który od 1941 roku do lipca 1943 był naczelnikiem Departamentu Prawnego Ministerstwa Odbudowy Administracji Publicznej, został oddelegowany na stanowisko szefa wywiadu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Retingera znał osobiście i pisał o nim w następujący sposób: „Był wielkim humanistą, romantykiem, miłującym sztukę i literaturę, obdarzony nadzwyczajną pamięcią, inteligencją, urokiem i bezinteresownością. Jako prawdziwy demokrata i człowiek poglądów liberalnych, miał obrzydzenie i pogardę dla wszystkich totalitaryzmów i reżimów militarnych, także wobec niektórych wydarzeń w Polsce, szczególnie tych z maja 1926 roku oraz z Brześcia 1930 roku. Publicznie związał się z  Frontem Morges (polityczne porozumienie pomiędzy polskimi partiami demokratycznymi podpisane w 1936 roku w Morges w  Szwajcarii z inicjatywy Sikorskiego i  Paderewskiego). Retinger podpadł

sanacji, która zrobiła z niego masona, Żyda, agenta trzech wywiadów itd. Był to rewanż polityczny sanacji w stosunku do krytycyzmu Retingera, nie wobec Józefa Piłsudskiego, ale przede wszystkim sanacji, która wmontowała Piłsudskiego w wydarzenia majowe 1926 roku”. Rzeczywiście Retinger nadmienił w jednym z wywiadów, że wydarzenia majowe 1926 roku stawiają Polskę i jej przywódców w wielkim podobieństwie do carów Rosji. Rzecz jasna wypowiedź ta ściągnęła wiele krytycyzmów i środowisko w szczególności sanacji zwykło

wyszydzać doktora Retingera przy każdej okazji. Nic więc dziwnego, że w czasach jego bohaterskiej ostatniej misji do Polski w 1944 roku pojawiły się różne nonsensowne plotki i pomówienia. Dementując te plotki, pragnę powiedzieć, iż doktor Retinger nigdy nie był członkiem czy też agentem wywiadu brytyjskiego, polskiego czy też jakiegokolwiek innego. Nie był również członkiem żadnej loży masońskiej, ponieważ był człowiekiem niezwykle wysokiej kultury i inteligencji, a ruch masoński nie wydawał mu się dość atrakcyjny i akceptowalny.

W  masońskich sekretach i satanistycznych ceremoniach widział raczej echa sekretów i  przedziwnych rytuałów chłopców z prywatnych gimnazjów w Wielkiej Brytanii. Śmieszyły go one raczej niż pociągały swoją tajemniczością. Samo życie potwierdziło słuszność psychoanalizy obrzędów masońskich, jaką poczynił Retinger. Podczas II wojny światowej to właśnie wychowankowie najbardziej ekskluzywnej szkoły w  Eton: Guy Burgess, Donald McClean i Anthony Blunt byli nie tylko zdrajcami i szpiegami sowieckimi, ale

także prominentnymi członkami londyńskiej loży masońskiej. Najbardziej bezprecedensową demonstracją patriotyzmu doktora Retingera było podjęcie się niebywale niebezpiecznej misji do Polski 4 kwietnia 1944 roku. Doktor Retinger słynął z tego, iż palił cztery paczki papierosów dziennie i nie uprawiał nigdy żadnych sportów. I  tak w  56.  roku życia dla realizacji misji do Polski bez wcześniejszego treningu podjął się skoku ze spadochronem na Warszawę, w czasie kiedy polskie niebo penetrowane było

155 ELITY

nieustannie przez niemieckie lotnictwo. Przydzielono mu wytrawnego cichociemnego, doświadczonego skoczka, ale to przecież nie miało bezpośredniego przełożenia na wykonanie skoku ze spadochronem przez samego Retingera. I tak, skacząc po raz pierwszy w życiu, został zrzucony na wschodnich obrzeżach Warszawy jako emisariusz Rządu Polskiego na Uchodźstwie. Samolot, który wiózł doktora Retingera, wystartował z Brindisi, wykonując misję na rozkaz Special Operations Executive (SOE).

do którego miał zaufanie w sprawach siły Armii Krajowej, liczebności i zdolności do walki. Stalin dzień i noc przekonywał Churchilla, że w  Polsce nie ma żadnego Państwa Podziemnego, które to ma swoją własną armię, Armię Krajową. W  rozmowach z Churchillem śmiał się, że Armia Krajowa, to wytwór fantazji Mikołajczyka i że na Polaków nie można liczyć, bo wszyscy oni są najczęściej kolaborantami Hitlera. W tej dramatycznej sytuacji Retinger podjął się misji do Polski, albowiem nie tylko Churchill, ale również

(dyrektor Departamentu Społecznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) zajmujący się sprawami krajowym oraz pułkownik M. Protasiewicz przedstawiciel Departamentu Specjalnego w Ministerstwie Obrony Narodowej. W gruncie rzeczy owo pakowanie dolarów miało miejsce w moim biurze, mówi Tadeusz Modelski, w Departamencie Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Doktor Retinger używał pseudonimu „Brzoza Salamandra”, a dla Brytyjczyków „Paisley”. Retingerowi towarzyszył

Jako ciekawostkę można podać, iż organizacją misji Retingera kolejno kierowali: generał Colin McVean Gubbins, Ser Douglas Dodds­‑Parker, pułkownik P.  Parker i  wszyscy oni wcześniej we wrześniu 1939 roku byli członkami brytyjskiej misji wojskowej w Polsce pod dowództwem generała sir Adriana Carton de Viarta. Retinger udał się do Polski na własne życzenie, ale otrzymał pełne wsparcie Churchilla, który bardzo wysoko cenił jego rady. Churchill potrzebował rozeznania na miejscu w Polsce, człowieka,

Eden (Minister Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii) byli w przyjaznych stosunkach z Retingerem i wszyscy wysoce cenili sobie jego zimny, pragmatyczny osąd sytuacji. Ministrem Spraw Wewnętrznych w rządzie londyńskim był wówczas Władysław Banaczyk, który okazał wielką pomoc praktyczną, albowiem współuczestniczył w pakowaniu siedmiu waliz i 220 tysięcy dolarów dla potrzeb Państwa Podziemnego. W przygotowaniach powyższej misji uczestniczyli również Paweł Siudak

Tadeusz Chciuk, wcześniej wspomniany przez nas doświadczony cichociemny, kurier Rządu  RP na Uchodźstwie, o  pseudonimach „Sulima” i „Marek Celt”. To właśnie pod jego opieką pozostawał bagaż składający się z 7 waliz i 220 tysięcy dolarów. Chciuk w Warszawie dostarczył pieniądze Hance Stankiewicz (córce byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja w latach 1921–1928). Warto przypomnieć, że marszałek Rataj został rozstrzelany przez Niemców w masowym mordzie dokonanym na

156 ELITY

przywódcach politycznych i inteligencji polskiej 21 czerwca 1940 roku w Palmirach koło Warszawy. Hanka Stankiewicz i  Maciej Rataj mieszkali w mieszkaniu w budynku przy ulicy Hożej  14, domu należącym do państwa Zubrzyckich. Hanka Stankiewicz była głównym kasjerem premiera Mikołajczyka i Stronnictwa Ludowego, którego prezesem był jej ojciec Maciej Rataj. Złożenie tej przesyłki w  domu Hanki Stankiewicz spowodował niemiecki atak na ich budynek pod gruzami, którego zginęli wszyscy jego mieszkańcy

polityczno­‑militarną w  kraju. W  raporcie swoim Retinger zakwestionował wszystko, co mówił Stalin, pisząc, iż polskie społeczeństwo było przeciwne jakiejkolwiek władzy sowieckiej oraz pragnęło kontynuacji walki militarnej z niemieckim okupantem. Retinger stwierdził, iż morale Polaków było nadzwyczajnie wysokie i rwali się oni do walki, a siły armii podziemnej wynosiły pomiędzy 360 a 400 tysięcy członków  AK. Rzeczywiście mieli oni wielkie trudności z zaopatrzeniem w broń i  amunicję, mundury, wyżywienie,

że istniała jakaś mała współpraca z polskimi komunistami, szczególnie idealistami, tak należy pamiętać, iż wcześniej komuniści polscy zostali zwabieni w latach 1938–1939 do Związku Sowieckiego, fałszywie oskarżeni o kolaborację z Niemcami i pomordowani na osobisty rozkaz Stalina. Dlatego też to paranoiczne pomawianie nawet komunistów polskich o kolaborację z Niemcami negatywnie nastrajało komunistów i  cały naród do Związku Sowieckiego. Retinger potwierdził brak możliwości współpracy między polskim

łącznie z jego wielką działaczką i patriotką Hanką Stankiewicz, jej mężem Tadeuszem i  18‑miesięcznym synem Maciejem. Kiedy na początku 1945 roku odgruzowywano ten fragment ulicy, robiono to pod kontrolą policji politycznej nowego komunistycznego rządu Bolesława Bieruta, znaleziono wówczas owe dolary, których przed wojną nie zdołano rozdać AK. W czasie tej tajnej misji do Polski doktora Retingera przebywał on w kraju aż cztery miesiące i miał możliwość bardzo dokładnie zapoznać się z sytuacją

w wyposażenie sanitarne, wszystkiego tego nie było lub też istniało w niewystarczającym stopniu. Niemniej jednak nie zidentyfikował takich grup społecznych, które czekały na współpracę z sowieckimi komunistami. Stwierdził on, że tylko maleńka garstka sowieckich agentów, zrzuconych na spadochronach, mająca za zadanie podżeganie konfliktu w Polsce była prosowiecka. Rzecz jasna żadna współpraca lub też dyskusja z tymi ludźmi nie była możliwa, albowiem byli agentami siły wrogiej Polsce. Jakkolwiek mówiono Retingerowi,

Państwem Podziemnym a zbliżającym się sowieckim okupantem i to nie przez stronę Polską, która walcząc z Niemcami dramatycznie szukała wsparcia, ale przede wszystkim ze względu na postępowanie sowieckiego aparatu bezpieczeństwa i całej polityki sowieckiej pod przywództwem psychopatycznego krętacza Stalina. Doktor Retinger powrócił do Brindisi 26 lipca 1944 roku samolotem, który w ramach operacji „Most” wylądował w okolicach Tarnowa, aby zabrać części rakiety V‑2, która w celu ułatwienia

157 ELITY

transportu została rozebrana na części przez polskich inżynierów z podziemia. Następnie Retinger przyleciał do Kairu na rozmowę z Mikołajczykiem podróżującym właśnie do Moskwy na rozmowę ze Stalinem i zdał mu bardzo szczegółowe sprawozdanie ze swojej misji w Polsce. Doktor Retinger ostatecznie przybył do Londynu 3 sierpnia 1944 roku, jak zawsze zatrzymał się w hotelu Dorchester, który był dla niego domem i już następnego dnia złożyli mu wizytę minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Eden i amerykański ambasador Biddle.

świadcząc na rzecz jego bezinteresowności i patriotyzmu wobec Polski. Na zakończenie dodam, iż bardzo często używa się argumentu, a dowodem na jego przynależność do masonerii było zainicjowanie spotkań w Bilderbergu. I tu natychmiast wyjaśniam, iż zaraz po wojnie świat zachodni był przerażony potęgą Armii Czerwonej i zdawał sobie sprawę, że po tym, jak Związek Sowiecki dokonał podziału Niemiec na Wschodnie i Zachodnie, instalując komunizm w Niemczech Wschodnich, z łatwością Związek Sowiecki mógł, jak

przywódców politycznych, wybitnych osób życia gospodarczego, intelektualnego oraz z dziedziny wojskowości w celu przeprowadzania debat, jak stawić czoło komunizmowi i uratować demokrację zachodnią. Rzeczywiście trupa Bilderberga dopiero po przejęciu przez Rockefellera stała się zupełnie inną organizacją, a  mianowicie tym, czym jest dzisiaj, a więc organizacją promującą globalizm. Bilderberg za czasów Retingera nie ma nic wspólnego z Bilderbergiem od okresu przejęcia go przez Rockefellera i  jego ludzi. To  tak jakby porównać przedwojenne PSL Piast ze współczesnym. Wszyscy wiedzą, że organizacje te nie mają ze sobą niczego wspólnego. Retinger podobnie jak papież stał na stanowisku Europy ojczyzn, a więc kooperacji krajów europejskich w celu przeciwstawiania się innym cywilizacjom, czy też innym systemom polityczno­‑społecznym jak demokracja zachodnia i kultura łacińska. Nigdy nie myślał o zglobalizowaniu Europy i zamienieniu jej w jedno państwo i to

Myślę, że misja Retingera obala

wszelkie niesprawiedliwe pomówienia, świadcząc na

rzecz jego bezinteresowności

i patriotyzmu wobec Polski

Raport Retingera trafił przede wszystkim do generała Sosnkowskiego, pułkownika Franciszka Demela i podpułkownika Mariana Utnika, jeśli chodzi o stronę polską, a jeśli chodzi o stronę brytyjską, rzecz jasna najważniejszy był Churchill. Raport ten całkowicie dementował pozycje sowieckie i niezwykle wysoko oceniał Polaków wszystkich grup i środowisk społecznych w walce z Niemcami, jak i też potencjalnym zaborem komunistycznym. Myślę, że misja Retingera obala wszelkie niesprawiedliwe pomówienia,

158 ELITY

się obawiano, wkroczyć na terytorium Niemiec Zachodnich oraz Francji i dojść do wybrzeży Atlantyku. Najprawdopodobniej mógłby to zrobić, gdyby nie postój na prawobrzeżnym brzegu Wisły z rozkazu Stalina, który trwał, aż 6 miesięcy. Świat zachodni zdawał sobie w pełni sprawę z zagrożenia, jakie niósł komunizm dla nich. Dlatego też Retinger miłujący demokrację zwrócił się do swego przyjaciela księcia Holandii, ojca późniejszej królowej Holandii, który posiadał pałac w Bilderbergu, ażeby tam organizować periodyczne spotkania

jeszcze pod batutą Niemiec, z którymi tak dramatycznie walczył. Łączenie nazwiska doktora Retingera ze współczesnym Bilderbergiem jest dowodem na głęboką ignorancję i nieznajomość tematu. Bardzo zasadnym byłaby w Polsce parada Retingera, a nie koniecznie parada Schumana. Oczywiście Instytut Schumana działa w Polsce od wielu lat i niech tak będzie, ale to nie powinno wykluczać faktu, że mamy swego rodzimego Schumana o nazwisku doktor Józef Retinger. Mira Modelska‑Creech

Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe

159 ELITY

CHINY Chiny i Stany Zjednoczone to dwa dominujące mocarstwa, od których zależy w dużym stopniu przyszłość naszej cywilizacji. Ich wzajemne relacje w obecnej i skomplikowanej sytuacji globalnego kryzysu wzbudzają obawy o możliwość rozwiązania pojawiających się lawinowo zagrożeń. Nasza redakcja zwróciła się do dwóch krajowych ekspertów specjalizujących się w problematyce chińskiej o współpracę. Profesor Bogdan Góralczyk odpowiada na moje pytania, a dr Sylwester Szafarz przygotował tekst o stosunkach polsko­‑chińskich.  Leszek Piecyk Leszek Piecyk: W bardzo wyjątkowej i skomplikowanej sytuacji geopolitycznej, w  drugiej połowie października 2022  r. odbył się XX  Zjazd Komunistycznej Partii Chin. Członkami monopartii jest ok. 6,7% obywateli Chińskiej Republiki Ludowej. Na  nową, pięcioletnią kadencję, wybrano nowy skład Komitetu Centralnego, Biura Politycznego oraz najważniejszego organu decyzyjnego – siedmioosobowego Stałego Komitetu Biura Politycznego (­SKBP)

160 ELITY

­ PCh. Sekretarzem generalnym wyK brano 69‑letniego Xi Jingpinga (młodszego od prezydenta J. Bidena o 10 lat) na kolejną, trzecią kadencję. Xi Jingping został również wybrany na przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej (głównodowodzącego armii). Centralne władze ­KPCh stają się coraz bardziej zdominowane przez ludzi Xi, co uważane jest za odejście od polityki Denga Xiaopinga zapoczątkowanej w latach 80. Xi Jingping jest

od 2012  r. sekretarzem generalnym oraz od 15 lat wchodzi w skład ­SKBP. Pozostali aktualni członkowie ­SKBP są w wieku od 60 do 66 lat. W  nowym statucie ­KPCh znajduje się ­m.­in. zapis o „promowaniu wspólnych wartości ludzkości takich jak pokój, rozwój, uczciwość, sprawiedliwość, demokracja i wolność oraz o wspieraniu budowy trwałego, powszechnego bezpieczeństwa, wspólnego dobrobytu...”.

Wojna na Ukrainie to jeden z wielu w ostatnich kilkudziesięciu latach konfliktów sprowokowanych przez Stany Zjednoczone, ale najgroźniejszy i o trudnym do zdiagnozowaniu zakończeniu. Na razie jedynym beneficjentem tego konfliktu wydają się być Amerykanie. Trudno sobie wyobrazić, by Ukraina pomimo ogromnego wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych, Polski i krajów ­NATO wyszła z tej wojny zwycięsko. Chiny nie są zainteresowane porażką Rosji, tym bardziej, że zmuszone są przeciwstawiać się wojskowej ekspansji Stanów Zjednoczonych w rejonie Pacyfiku, Morza Japońskiego i Morza Wschodnio­‑Chińskiego. Proszę pana profesora o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań. Czym kierowano się na Ukrainie i w Polsce, blokując chińskie projekty inwestycyjne? ■■ Profesor Bogdan Góralczyk: Nie tyle je zablokowano, co się z nich wycofano, przede wszystkim z obawy o bezpieczeństwo własnych obywateli, bowiem Chińczycy prowadzą własne inwestycje zagraniczne w dużej mierze w oparciu o własnych ludzi (inżynierów, a nawet budowlańców). Jakie cele stawia sobie ­KPCh na najbliższe 30 lat? ■■ Xi  Jinping, który na niedawnym XX Zjeździe ­KPCh otrzymał mandat na jednoosobowe rządy, mówi jednoznacznie, że do 1 października 2049 r., na stulecie ChRL, Chiny mają wejść w ponowny renesans – odrodzenie. Mają być ponownie, jak przed wiekami, kwitnącą cywilizacją, tyle że o „socjalistycznym charakterze”, cokolwiek to znaczy. Natomiast już wcześniej, jak sie zakłada, do roku 2035 Chiny mają zmienić się w społeczeństwo innowacyjne, a więc twórcze z  natury, a  ponadto „społeczeństwo powszechnego dobrobytu”, czyli oparte na klasie średniej i o poziomie życia, powiedzmy, dzisiejszej Korei Południowej. Jeszcze wcześniej, do 2027 r. ma być zmodernizowana chińska armia, a przede wszystkim jej flota

i  lotnictwo oraz rozwinięte jednostki działające w cyberprzestrzeni. Czy według pana zmiany zapowiadane w polityce wewnętrznej i  zagranicznej Chin są krokiem w  kierunku stabilizacji sytuacji międzynarodowej? ■■ Xi Jinping deklaruje współodpowiedzialność za społeczność światową, ale daje dowody twardej obrony własnych, chińskich interesów. Pandemia i  narastająca rywalizacja z  USA, po rozmowach Xi z  prezydentem Bidenem na Bali w Indonezji nieco wstrzymana, wskazują jednak, że raczej jesteśmy w związku z szybko rosnącymi Chinami skazani na rywalizację i konkurencję, a nie harmonijne współistnienie. Może jedynie uda się nam – Zachodowi – współpracować z Chinami w przeciwstawianiu się tzw. wyzwaniom globalnym jak zmiany klimatyczne, zagrożenia ekologiczne czy zaopatrzenie w wodę i żywność. Czy chiński model „jeden kraj, dwa systemy” może stanowić wzór dla krajów Globalnego Południa? ■■ Model „jeden kraj, dwa systemy” to była formuła przejęcia (z dniem 1 lipca 1997 r.), która w 2021 r., w odpowiedzi na wcześniejsze, głośne i widoczne demonstracje na terenie b. kolonii, a teraz Specjalnego Regionu Autonomicznego ChRL, została w gruncie rzeczy pogrzebana (bo  7,5  mln mieszkańców regionu narzucono ustawodawstwo z ChRL). Ten fakt sprawia, że raczej nie da się zastosować tej formuły do zjednoczenia z Tajwanem, o czym coraz głośniej ostatnio mówi Xi Jinping i kierownictwo K ­ PCh. Chiński model rozwojowy obecnej ekipy to tzw. podwójny obieg czy cyrkulacja, w ramach których najważniejszy jest rynek wewnętrzny, a pozostałe (globalne) jedynie uzupełniające. Na coś takiego może sobie jednak pozwolić tylko taki kolos jak Chiny. Inne, mniejsze państwa są raczej skazane na otwarte rynki i handel z innymi.

Prof. dr hab. Bogdan Góralczyk Politolog, sinolog, dyplomata, publicysta. Specjalizacja: współczesne stosunki międzynarodowe, w  tym globalizacja, Chiny, Azja Wschodnia i  Południowo­‑Wschodnia na arenie międzynarodowej, pozycja międzynarodowa UE i integracja europejska. Autor wielu prac książkowych i  prac naukowych. (za Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego) Jak pan ocenia przyszłość projektu ­BRICS? ■■ Ugrupowanie ­BRICS, powołane do życia w  czerwcu 2009 w  Jekaterynburgu, pierwotnie zwracało na siebie uwagę jako zgromadzenie największych „wschodzących rynków” (Chiny, Indie, Brazylia, RPA i Rosja). Potem popadło w pewna stagnację, ale ostatnio – mimo rosyjskiej agresji na Ukrainie – zdradza objawy ponownego ożywienia. Mówi się o włączeniu do tego ugrupowania ­m.­in. Argentyny czy Indonezji. Trzeba się temu procesowi uważnie przyglądać, bowiem najwyraźniej mamy do czynienia z walką liberalnego Zachodu (skupionego wokół USA) z systemami nieliberalnymi, skupionymi tym razem wokół Chin, a nie Rosji, o wpływy na światowym Południu. Jakie mogą być skutki utrzymującego się w tym roku wysokiego deficytu handlu zagranicznego USA z Chinami i jakie mogą być tutaj zmiany? ■■ Deficyt ten, sięgający rocznie 400 mld dolarów (polskie roczne PKB to ok.  750  mld dolarów) utrzymuje się mimo zapoczątkowanej w marcu 2018 r. przez administrację Donalda Trumpa wojny handlowej i celnej. To jeden z  najważniejszych powodów, iż

161 ELITY

podczas rozmowy Biden – Xi na Bali doszło jednak do otwarcia nowych ścieżek kontaktu i do rozmowy. W początkach 2023 r. do Pekinu ma udać się szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken. To dowodzi, że obok rosnącej rywalizacji mamy teraz też otwarte przynajmniej furtki dla dalszego dialogu i rozmowy, co niewątpliwie cieszy. Zderzenie interesów Chin i USA ma jednak charakter strukturalny, a  więc długofalowy i zasadniczy co do formy i treści. Na rywalizację pomiędzy nimi jesteśmy skazani. Oby tylko nie było nowej – zimnej czy innej wojny. Czy konflikt na Ukrainie jest możliwy do innego rozwiązania według pana niż poprzez presję USA, Chin czy Niemiec na Ukrainę do poczynienia ustępstw na rzecz Rosji? ■■ W  chwili, gdy rozmawiamy, obie walczące strony nie zdradzają ochoty do szukania porozumień pokojowych, chcą walczyć. Ukraina, mimo pojawiających się sugestii ze strony Zachodu (USA), by pomyśleć o  negocjacjach, na razie stawia twarde warunki, począwszy od pierwszego, zasadniczego – odzyskanie wszystkich zajętych ziem, włącznie z Krymem. Państwem, które

z kolei może realnie wpłynąć na Rosję są jedynie Chiny, bo mają po temu liczne dźwignie nacisku (gospodarcze, handlowe, biznesowe, inwestycyjne, nie mówiąc o politycznych i strategicznych). Być może wejdą kiedyś do gry jako rozjemca, niczym dotychczas Turcja. Czy nagłaśniana możliwość zbrojnego przejęcia Tajwanu przez ChRL podczas kadencji Xi  Jinpinga jest realna i  leży w  interesie Chin? ■■ To z punktu widzenia władz w Pekinie kwestia nadrzędna. Xi Jinping nieustannie powtarza, że to jest „sprawa wewnętrzna Chin” i nawet na Bali wobec delegacji amerykańskiej użył stwierdzenia: „oderwanie Tajwanu od Chin będzie naruszeniem fundamentalnych interesów chińskiego narodu”. Nie ma obecnie dla władz chińskich ważniejszego celu i zdania, niż to – bo to kwestia tzw. twarzy, a więc rozliczenia się z poprzednim, dziś w Chinach źle wspominanym okresem „stulecia narodowego poniżenia” (1839–1949), kiedy to wojny domowe oraz ingerencje z zewnątrz prowadziły Chiny do upadku i ruiny. Teraz ma być ponowne odrodzenie i renesans, a nie będzie go (to linia narracji obowiązującej w Pekinie)

jeśli po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej znajdują się podmioty z Chinami w nazwie (ten na Tajwanie zwie się oficjalnie Republika Chińska). Jakie książki wydane ostatnio na temat Chin (swoje i  innych autorów) pan poleca i jaka będzie kolejna pana publikacja na temat Chin? ■■ Sam wydałem ostatnio trzy tomy, czyli Chiński Tryptyk, na który składają się: „Chiński Feniks” (z 2010, wznowiony w 2022 r.),. „Wielki renesans” (z 2018) i „Nowy Długi marsz. Chiny ery Xi Jinpinga”, wydany przed rokiem, a uzupełniony po burzliwych wydarzeniach w Chinach i wokół nich w roku 2022. Wkrótce znajdzie się on na półkach księgarskich. Osobom zainteresowanym tym, co w Chinach się dzieje w dziedzinie innowacji, polecam tom Lee Kai‑fu „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” (to  jeden z  guru sztucznej inteligencji). Natomiast o ich nowej obecności u  nas mówi, bardzo względem nich krytyczna, książka S. Czubkowskiej „Chińczycy trzymają nas mocno”. Dziękuję za udzielenie wywiadu.

STOSUNKI POLSKO-CHIŃSKIE Sylwester SZAFARZ

Pojałtańska Polska uznała Chińską Republikę Ludową jako nowy podmiot międzynarodowego prawa publicznego już 5  października 1949 r. Zaś 7 października 1949 r., oba państwa nawiązały stosunki dyplomatyczne na szczeblu ambasad. Polska otrzymała w  tym celu dużą działkę w reprezentacyjnej dzielnicy dyplomatycznej Pekinu, przy ulicy Ritan Lu, na której zbudowano niezbyt reprezentacyjne obiekty w  „stylu

162 ELITY

koszarowym”. Natomiast ChRL uzyskała, w rewanżu, też reprezentacyjną działkę, przy ulicy Bonifraterskiej nr 1 w  Warszawie, na której zbudowano gmach ambasady w tradycyjnym stylu chińskim. 15 października 1954 r. ustanowiono polski Konsulat Generalny w  Szanghaju, najstarszy spośród ponad 80 konsulatów zagranicznych w tym wielkim mieście (ponad 30 mln mieszkańców). Oba państwa, tragicznie doświadczone przez wojny

(z obcymi agresorami i domowe), starały się od początku utrzymywać poprawne stosunki w wielu dziedzinach, uwzględniając, na zasadach wzajemności, specyfikę tradycji historycznych i ówczesnej sytuacji geopolitycznej partnera. Jednakże, w I połowie 70‑lecia, w szczególności, istotny wpływ na ewolucję tych stosunków miała sytuacja polityczna w Polsce (proces destalinizacji i in.) oraz w Chinach – perturbacje ideologiczne w ­KPCh oraz kontrowersje

radziecko­‑chińskie. Ponadto, ewolucja stosunków polsko­‑chińskich była, w  znacznej mierze, funkcją ówczesnej sytuacji ogólnej, także wojny koreańskiej i wietnamskiej oraz „zimnej wojny”. Strona polska nie ulegała wówczas dość powszechnej w świecie histerii antymaoistowskiej i była rzeczniczką umiaru i zdrowego rozsądku w ostrych konfliktach polityczno­‑ideologicznych. W  owym okresie, stosunki polsko­‑chińskie układały się sinusoidalnie – raz lepiej, raz gorzej. W  sumie jednak, obie strony zdołały uporać się jakoś z  licznymi przeciwnościami losów – subiektywnymi i obiektywnymi, tak że ogólny bilans tych stosunków, w niezwykle trudnym okresie, był raczej pozytywny dla obydwu stron. Polska zdecydowanie popierała od początku politykę „jednych Chin” (tzn. łącznie z Tybetem i z Tajwanem) oraz dążenie ChRL do przystąpienia do ONZ, zajmowała umiarkowane stanowisko w sprawach konfliktowych (wojna koreańska i wietnamska) czy spory radziecko­‑chińskie. Spotkało się to z  uznaniem w  Pekinie, na dowód czego ważne rozmowy chińsko­ ‑amerykańskie na szczeblu ambasadorów odbywały się właśnie (­m.­in.) w Warszawie. Ze swej strony, ChRL wspomagała Polskę, szczególnie w najtrudniejszych sytuacjach, jak np. w 1956 r., przeciwstawiając się zdecydowanie ewentualności interwencji radzieckiej w Polsce, a także w kwestiach uznania granicy na Odrze i Nysie, roli Polski w procesie pokoju, bezpieczeństwa i  współpracy w  Europie (np.  poparcie dla polskiej propozycji strefy bezatomowej w Europie) itp. Życiodajne były dostawy chińskich artykułów rolno­‑spożywczych, szczególnie wieprzowiny, ryżu oraz herbaty. W ten sposób, obie strony zdobyły – historycznie – cenny kapitał zaufania i wzajemnej pomocy, który powinien być maksymalnie wykorzystany w ich obecnych i przyszłych kontaktach. Swoistą ironią historii jest fakt, iż stosunkowo najbardziej ożywione kontakty polsko­‑chińskie

na najwyższych szczeblach politycznych miały miejsce jeszcze w czasach stalinowskich i wkrótce po śmierci Stalina. W  latach  50., w ChRL przebywali ­m.­in.: Bolesław Bierut, Edward Ochab, Józef Cyrankiewicz i inni. Ówczesną Polskę wizytowali zaś wybitni przywódcy chińscy: Czou Enlai, Czu De, Peng Dehuai, He Long i inni. Przewodniczący Mao był wielokrotnie zapraszany do Polski, ale nigdy nie skorzystał z  tych zaproszeń. Kontakty polityczne uległy poważnemu osłabieniu, a  nawet zahamowaniu  – od końca lat 50. – na prawie 30 lat. Był to okres perturbacji wewnętrznych w Chinach, „rewolucji kulturalnej”, sporów radziecko­‑chińskich itp., a następnie przeobrażeń systemowych w Polsce i „solidarnościowej” fazy w rozwoju naszego kraju. „S” była dość trudnym orzechem do zgryzienia dla Pekinu, tym bardziej, iż niektórzy nowi decydenci polscy, z  inspiracji amerykańskiej, ubzdurali sobie zakładanie w  Chinach tamtejszego „odpowiednika”  „S” i  poszukiwanie „chińskiego Wałęsy”, wykorzystując w tym celu, m.in., Falun Gong. Tego już było za dużo. Bowiem, kierownictwo chińskie było i jest dość ostrożne i uwrażliwione na wszelkie odmiany „kolorowych rewolucji” i na ich ewentualne implikacje dla ChRL (Tybet, Sinkiang  – Ujgurzy, Tajwan itp.). Dlatego też nie mogło być mowy o normalnych politycznych stosunkach polsko­‑chińskich w analizowanym okresie. Strona chińska była na tyle „obrażona”, iż uznała na pewien czas, że Polska przestała być, na rzecz Ukrainy, głównym partnerem ChRL w  Europie Środkowo­ ‑Wschodniej. Sytuacja uległa zmianie na naszą korzyść dopiero po niepowodzeniu „pomarańczowej rewolucji” u wschodnich sąsiadów RP. W każdym razie ostry kryzys ukraiński sprawia, iż partnerzy chińscy (przedsiębiorcy, inwestorzy i in.) zachowują dużą ostrożność w podejmowaniu inicjatyw w stosunku do całego naszego regionu, także wobec Polski. Niezależnie od

tych meandrów, Chiny zdecydowanie stoją na stanowisku, że Polska sama powinna rozwiązywać swoje problemy i konsekwentnie szanują „wybór dokonany przez naród polski”, nie ingerują w nasze sprawy wewnętrzne i tego samego domagają się od strony polskiej – jednak nie zawsze z wzajemnością. Poza sferą polityczną, w latach 50. XX  wieku, obie strony podjęły wiele istotnych posunięć w  innych dziedzinach, ekonomicznej, społecznej i kulturalnej. Dobrze rozwijał się handel polsko­‑chiński, rozliczany dość długo (do  1990  r.) w  clearingu i  we frankach szwajcarskich  – z uwagi na ówczesną awersję Chin do USA i do dolara. Dla rozwoju wymiany handlowej, dnia 15 czerwca 1951 r., utworzono Polsko­‑ Chińską Spółkę Żeglugową Chipolbrok – z siedzibą w Szanghaju i w Gdyni. Była to pierwsza chińsko­ ‑zagraniczna spółka joint venture (fifty­ ‑fifty) w  historii gospodarczej ChRL. Istnieje ona do dziś. Później LOT uruchomił połączenia lotnicze z Pekinem, z  których zrezygnowano, na dłuższy czas, z nonsensownych powodów politycznych – by wznowić loty na tej trasie relatywnie niedawno. W 1954 r., obie strony zawarły Porozumienie o Współpracy Naukowo­ ‑Technicznej. Trwała wymiana studentów. Setki/tysiące Chińczyków studiowały na najlepszych uczelniach polskich i znacznie mniej Polaków – na uczelniach chińskich. Wielkim zainteresowaniem cieszył się, szczególnie, Wydział Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej, kuźnia kadr dla przyszłego potężnego przemysłu stoczniowego ChRL. Towarzystwo Przyjaźni Polsko­‑ Chińskiej liczy sobie ponad 60  lat. Podpisane zostało też Porozumienie o  współpracy kulturalnej. Na jego podstawie, Zespół „Mazowsze” odbył swe 1. tournee po Chinach, w 1954 r. Potem jeszcze parokrotnie tam koncertował i... przestał – ze znanych powodów (polityczno – finansowych). Rozwijała się wymiana turystyczna i – w ogóle – bezwizowa wówczas wymiana osobowa.

163 ELITY

Po okresie zamrożenia, normalizacja stosunków polsko­ ‑chińskich na szczeblach polityczno­‑dyplomatycznych zarysowała się od 1983  r. Odbyło się wiele spotkań dwustronnych w ONZ, trwały dyskretne konsultacje dyplomatyczne  itp. Jesienią 1986 r., gen. Wojciech Jaruzelski złożył oficjalną wizytę „partyjno­‑rządową” w  ChRL. Rok później rewizytował go Czao Ziyang, ówczesny przywódca chiński. Latem 1988 r., premier Zbigniew Messner zdążył jeszcze odwiedzić Chiny – na rok przed przełomem systemowym w Polsce. W jego wyniku, znów nastąpiło zahamowanie w stosunkach wzajemnych – na kilka lat. Od owego przełomu, stosunki te rozwijają się nie sinusoidalnie, jak w 1. połowie 70‑lecia, lecz, niestety, na zasadzie „równi pochyłej”. Po roku 1989 były, naturalnie, próby podtrzymywania przy życiu stosunków polsko­‑chińskich, ale nie wykraczały one poza ramy swoistego minimum minimorum  – w okresie, kiedy UE, USA, ­ASEAN, UA, Japonia i wszystkie inne kraje świata rozwijały swą współpracę z  Chinami w  bardzo szybkim tempie i  w  coraz szerszym zakresie (np. w końcu listopada 2009 r., odbyła się doroczna bardzo owocna konferencja „na szczycie” EU‑ChRL, w Nankinie, Nanjing). W 1991 r. obie strony dokonały wymiany wizyt Ministrów Spraw Zagranicznych: Krzysztofa Skubiszewskiego i  Qian Qichena, a  następnie (w 1993 r.) – wicepremierów Zou Jiahua i Henryka Goryszewskiego. Wizytę w Pekinie (1994 r.) złożył też premier Waldemar Pawlak – rewizytowany później przez Premiera Li Penga. W 1997 r., oficjalną wizytę państwową w  Chinach złożył Prezydent Aleksander Kwaśniewski. Było to pierwsze tego typu wydarzenie od 38  lat. Ożywiły się kontakty parlamentarne, wojskowe i ministerialne (np. wizyta Tang Jiaxuana, Ministra Spraw Zagranicznych, w 2000 r.). Natomiast rok 2001 obfitował w  dość liczne polskie wizyty

164 ELITY

w Chinach: Władysław Bartoszewski, Andrzej Stelmachowski, Józef Oleksy, Adam Struzik, Tadeusz Wilecki, Grzegorz Kołodko (doceniający w pełni znaczenie „czynnika chińskiego” dla Polski i  we współczesnym świecie), Andrzej Celiński, a później – Wojciech Olejniczak, Waldemar Pawlak (ponownie), Andrzej Lepper (wielokrotnie), Mirosław Drzewiecki i  in.  – żeby wymienić tylko najbardziej znane osobistości. Rok później przybyło też kilka delegacji chińskich do Polski, a na czele jednej z nich stała pani Wu Yi, ówczesna wicepremier. W  czerwcu 2004  r., oficjalną wizytę państwową w  Polsce złożył Prezydent Hu Jintao. Była to pierwsza, w  ogóle, wizyta szefa Chin Ludowych w Polsce. Jego poprzednicy: Mao Zedong, Deng Xiaoping i  Jiang Zemin, byli zapraszani do nas, ale nie skorzystali z tych zaproszeń z  różnych względów (nieco wcześniej, obaj Prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Hu Jintao spotkali się w Sankt Petersburgu, na konferencji wielostronnej). 8 czerwca 2004 r., obie strony podpisały „Wspólne Oświadczenie między  RP i  ChRL”, w  którym określono ramy i  zasady stosunków wzajemnych. Rewizytę w Chinach złożył prezydent B. Komorowski (grudzień, 2011 r.), przyjęto oświadczenie ws. partnerstwa strategicznego. Zaś premier Wen Jiabao odwiedził Polskę (w kwietniu 2012 r.). W 2006 r. w Chinach przebywał ówczesny szef MSZ Stefan Meller, a w maju 2007 r. do Polski przybył Wu Bangguo, przewodniczący ­OZPL (Parlamentu). Premier Donald Tusk, mimo odmowy udziału w inauguracji Olimpiady Pekińskiej, złożył wizytę oficjalną państwową (Pekin/Szanghaj) w 2008 r. (w ramach konferencji wielostronnej). Prezydent Bronisław Komorowski rewizytował Chiny w  2010  r. Podpisano porozumienie o partnerstwie strategicznym. W  ostatnich latach w Polsce przebywało wiele ważnych delegacji chińskich szczebla centralnego i terenowego. To bardzo

pozytywne zjawisko. Nowością są wizyty chińskich delegacji partyjnych i rozwijanie kontaktów z polskimi partiami politycznymi wszystkich orientacji. Wielkie znaczenie w nowej sytuacji (Inicjatywa Pasa i Szlaku, Grupa 16+1, Eurazjatycka Unia Gospodarcza  itp.) miały wizyty Prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach (listopad 2015 r.) i Prezydenta Xi Jinpinga w Polsce (czerwiec, 2016 r.). Poza ich wymiarem politycznym i międzynarodowym, liczy się także znaczna ilość dwustronnych porozumień gospodarczych zawartych podczas tych wizyt (np.  także w  branży nuklearnej, kosmicznej itp.). Obaj przywódcy podkreślali, iż wizyty owe znamionują nowe otwarcie w stosunkach wzajemnych. Rzeczywiście, ze względu na swe położenie geograficzne i tradycje współpracy gospodarczej, handlowej, kulturalnej, społecznej itp., Polska może stanowić dla Chin „bramę do Europy”, podobnie jak np. Szanghaj i Hongkong są – dla Polski i Europy – „bramami do Chin”. W interesie obydwu Stron leży przeto maksymalnie efektywne wykorzystanie nowych szans i nowych możliwości współpracy. Dla Polski, nie jest to wszakże zadanie łatwe z tego prostego względu, iż RP należy nie tylko do UE, ale również do ­NATO i jest I sojusznikiem USA w naszej strefie geograficznej. Przyznaję szczerze, że doskonalenie współpracy polsko­ ‑chińskiej jest nie w smak naszym nowym „starszym braciom” zza oceanu. Sytuacja ta może jednak się zmienić, gdyby stosunki chińsko­‑amerykańskie uległy poprawie. Przecież Niemcy znajdują się w analogicznym, jak Polska, położeniu wobec USA, ­NATO i Chin, ale to nie przeszkadza im w znakomitym rozwijaniu współpracy z Chinami Ludowymi od samego początku. Oficjalnie – władze RP starają się zachowywać „poprawność polityczną”: np. uznając integralność terytorialną Chin (łącznie z  Tajwanem i  Tybetem) oraz ich oryginalność systemową, powiadają, że przyjmują Dalaj Lamę – jako przywódcę religijnego. Szkopuł jednak w  tym, iż prowadzi on także

ożywioną antychińską działalność polityczną w skali globalnej (znamienne, że prezydent Barack Obama nie przyjął kiedyś Dalaj Lamy w Białym Domu). Niektórzy nieodpowiedzialni decydenci polscy nadal „zwalczają komunizm chiński”, ingerują w  sprawy wewnętrzne ChRL i „podszczypują” to supermocarstwo w różnych kwestiach (przykładowo): wydarzenia na Placu Tien An Men, Tybet, Sinkiang, prawa człowieka, kara śmierci, Dalai Lama i in. Obawa przed „biczem amerykańskim” paraliżuje, niejako, niektórych polityków, dziennikarzy i in. przed rozwijaniem współpracy z Chinami Ludowymi. Takie poczynania szkodzą interesom państwa i społeczeństwa polskiego. Przykład: po 1. wizycie Dalai Lamy w RP (1. połowa 2009 r.) – do Europy przybyły 3 potężne chińskie misje gospodarcze – 2 handlowe i 1 inwestycyjna. Ominęły jednak te kraje, które wizytował Dalaj Lama (Francję i Polskę). Nasz kraj stracił, z tego powodu, poważne kontrakty i niemałe dochody. Skąd taka fobia antychińska wśród niektórych decydentów polskich, szczególnie wśród „ludzi Ameryki”? Wytłumaczenie jest dość proste. Owi „ludzie” nadal trzymają się swych mocodawców zza oceanu  – jak „pijany latarni” – w sytuacji, kiedy USA (i ich ekstremalny neoliberalizm) są skompromitowane oraz znacznie osłabione i  mocno zadłużone. Kilka bilionów USD Ameryka jest winna Chinom. Kryzys przyspieszył położenie kresu dominacji Ameryki i  proces tworzenia się nowego („post­‑amerykańskiego”) układu sił w świecie, w którym Chiny odgrywają wiodącą rolę. „Ludzie Ameryki” w  Polsce (i  gdzie indziej) usiłują hamować ten proces – ale bezskutecznie. Stąd wynika ich wściekłość antychińska. Jednocześnie Stany Zjednoczone prowadzą coraz bardziej agresywną i  niebezpieczną politykę globalną  – pragnąc odzyskać dominujące miejsce w  świecie.

Dziś nie jest to jednak możliwe – z uwagi na zmianę układu sił na niekorzyść USA. Zaś wywołanie nowej wielkiej wojny, w obecnych uwarunkowaniach, oznaczałoby również totalne zniszczenie Stanów Zjednoczonych. Ryzyko jest więc ogromne. Z  uwagi na wysoki stopień klerykalizacji polskiego życia politycznego i społecznego, także polityki zagranicznej RP, niemały wpływ na obecny stan stosunków polsko­‑chińskich ma postawa Watykanu wobec Pekinu. Jest ona pełna wahań i niekonsekwencji. Polski papież miał poważną szansę poprawienia tej sytuacji, ale jej nie wykorzystał. Watykan jest nadal jedynym państwem w Europie (i jednym z nielicznych w świecie), które nie uznaje ChRL – tylko Tajwan – jako Chiny. Usiłuje ingerować (bezskutecznie) w sprawy kościoła katolickiego w Chinach, np. w kwestii obsadzania stanowisk biskupich. Pekin jest zwolennikiem normalizacji, ale zdecydowanie domaga się od Watykanu zrezygnowania z takiej polityki. Katolików jest w Chinach ok. 20 mln, wśród ponad 60 mln chrześcijan dominują tam protestanci. Benedykt XVI miał, a papież Franciszek jeszcze ma chyba unikalną szansę znormalizowania sytuacji. Całkiem niedawno głośno mówiono o tym, iż z niej skorzysta. Ale obecnie sprawa znowu przycichła. Niemniej, wizyta papieża Franciszka w Korei Południowej (sierpień, 2014 r.) i jego spotkania z  młodzieżą azjatycką były bacznie obserwowane w Chinach. Warto też odnotować inne ważne wydarzenia: wznowienie prac Komisji Mieszanej, utworzenie (w  2006 r.) 1. Instytutu Konfucjusza w Polsce, odsłonięcie (3 marca 2007 r.) pomnika Szopena w Szanghaju, wedle projektu Lu Pin, chińskiej rzeźbiarki – absolwentki ASP w Warszawie, dni kultury i  in. Dość pomyślnie rozwija się współpraca regionalna, międzyuczelniana oraz tzw.  bliźniacza: polskich województw i miast z  prowincjami i  miastami chińskimi.

W tej mierze prym wiedzie Pomorze/ Gdańsk  – z  Szanghajem (od ponad 30 lat), a także najnowsi adepci powiązań bliźniaczych: Bydgoszcz – Ningbo oraz Nowy Sącz – Suzhou. Ponadto, Lublin i  Lubelszczyzna, Suwałki i Suwalszczyzna, Opole i Ziemia Opolska, Mazowsze i in. są niezwykle aktywni i skuteczni w rozwijaniu współpracy z partnerami chińskimi. Swe kontakty z Chinami aktywizują organizacje społeczne, pozarządowe: stowarzyszenia, fundacje, instytuty i in. Wśród nich prym wiedzie Liga Kobiet Polskich oraz Stowarzyszenie Obywatelskie Dom Polski. Legalnie – w Polsce przebywa ponad 2500 Chińczyków (niekiedy posiadających już paszporty polskie). Polonia chińska jest bardzo niewielka, ale młoda i dynamiczna – ok. 1500 osób. Jak widać, w  okresie od 1989  r., w  stosunkach polsko­‑chińskich nazbierało się trochę wydarzeń i kontaktów, szczególnie politycznych. Problem w tym jednak, iż ich efektywność i tzw. praktyczny follow‑up, głównie z winy strony polskiej, były i są niewielkie, wręcz niedostateczne. Dosadną i  kosztowną ilustracją ww. relatywnej „równi pochyłej” jest, w szczególności, polski niedowład i  indolencja w  sferze dwustronnej współpracy gospodarczej, handlowej, naukowo­ ‑technicznej i inwestycyjnej z Chinami. Wprawdzie, w 1984 r., zawarto 10‑letnie międzyrządowe Porozumienie o współpracy gospodarczo­‑technicznej, ale wyniki jego realizacji są dość mizerne. Chiński eksport do Polski nadal przewyższa znacznie (ośmiokrotnie) polski eksport do Chin. Wartość obrotów wzajemnych wyniosła ok. 30 mld USD, jeszcze w roku 2018, przy czym wartość polskiego eksportu do Chin osiągnęła zaledwie 2,3  mld USD. Szybko zwiększa się więc polskie ujemne saldo w  handlu z  Chinami. Stanowi to coraz poważniejszy problem (także polityczny  – uzależnienie) dla Polski. Nie można tego tłumaczyć,

165 ELITY

wykrętnie, tym, iż również inne kraje mają ujemne saldo w handlu z Chinami. Trzeba zwiększać polski eksport. Ale z tym już znacznie trudniej z naszej strony. Tylko ok. 3000 przedsiębiorstw polskich eksportuje do Chin, ale aż ok. 30 000 firm chińskich eksportuje do Polski. Około 50% tego eksportu trafia do nas przez rynki trzecie, np. przez wielkie „hurtownie chińskie” w  Hamburgu czy w Rotterdamie. Odrębna bolesna kwestia w  stosunkach  RP  – ChRL, to wieloletnia, tendencyjna i  uporczywa „czarna propaganda” na tematy chińskie w  mediach polskich i  polskojęzycznych, będących (w prawie  80%) w  rękach właścicieli zagranicznych, szczególnie niemieckich. Spowodowała ona wielkie spustoszenie w świadomości społecznej, szczególnie wśród młodzieży. Niektórzy uprawiają swoistą „prostytucję dziennikarską”  – piszą źle o  Chinach – na zamówienie i za pieniądze. Obecne jednak obserwuje się pewną poprawę w tym względzie. W Chinach nie stosuje się „czarnej propagandy” na tematy polskie. Mikroskopijne są nadal inwestycje polskie w  Chinach (ok. 150 mln USD) i chińskie w Polsce (ok. 1,5 mld USD). Wprawdzie wielki koncern chiński – Lenovo podjął (w 2008/9 r.) bardzo poważną próbę zainwestowania w Legnickiej SSE, ale inwestycja ta (na ok. 1500 pracowników) została spartaczona przez stronę polską. Lenovo wycofało się z Polski – i nie wiadomo, kiedy tu powróci. Przy przetargach stosuje się praktyki dyskryminacyjne (z powodów formalno­‑politycznych) wobec inwestorów chińskich (np. w przypadku 2. linii metra warszawskiego). Skandal z ­COVEC czy z Huawei (na zlecenie zagraniczne) był niepotrzebnym nieporozumieniem. Stale słychać narzekania na niedobre praktyki wizowe konsulatów polskich w Chinach wobec tamtejszych przedsiębiorców. W Chinach nie ma przedstawicielstwa banku polskiego. Wymiana studencka i turystyczna jest niewielka – jak na potrzeby i możliwości

166 ELITY

obydwu stron. Spirala absurdu. Jest jednak nadzieja, że chińskie inicjatywy Nowej Ery i Nowej Drogi (Nowej Podróży) w rozwoju – zapowiedzianej na 20. Zjeździe ­KPCh, znajdą także zastosowanie wobec stosunków polsko­‑chińskich. Polsko­‑chińska Umowa o partnerstwie strategicznym zobowiązuje! Chińczycy nie zrażają się trudnościami i – mimo kryzysu – są coraz bardziej aktywni na rynku polskim. Doceniają jego znaczenie w kontekście unijnym i wschodnioeuropejskim oraz w perspektywie ewentualnego przystąpienia RP do strefy euro. Mało tego, kryzys zwiększa ich aktywność gospodarczą w Polsce (i na całym świecie). Póki co jednak, Polska plasuje się w okolicach 70‑tego miejsca w 1. „setce” partnerów gospodarczych Chin! Nie ma nadal profesjonalnej promocji Polski, zwłaszcza naszej gospodarki w Chinach, natomiast chińska działalność info­‑promo w Polsce jest coraz lepsza – ale jeszcze niewystarczająca. Polska strategia Go‑China jest marną imitacją chińskiej polityki Go‑Global. W  sumie, wskutek prowadzonej nadal poronionej, irracjonalnej i  anachronicznej polityki handlowej i inwestycyjnej wobec Chin, w  okresie od 1989  r. oraz zaniechania porządnej współpracy w sferze handlu i inwestycji, nasz kraj stracił bezpowrotnie setki miliardów euro. W ujęciu generalnym, w odróżnieniu od polityków innych krajów, np. Niemiec, niektórzy decydenci polscy, jak wspomniano, nadal obsesyjnie „zwalczają” (nieistniejący) komunizm w Chinach, ingerują w ich sprawy wewnętrzne, udzielają pouczeń itp., z czym kierownictwo i naród chiński nigdy się nie pogodzi. Wszystko to szkodzi polskim interesom państwowym i narodowym, ośmiesza RP na arenie międzynarodowej, szczególnie w UE oraz tworzy niesprzyjający klimat polityczny dla rozwoju polsko­‑chińskiej współpracy gospodarczej, handlowej i inwestycyjnej.

Dalsze uprawianie polityki wobec Chin w stylu: „jak pies do jeża” nie ma sensu. Sytuację pogarsza dotkliwa luka informacyjna i świadomościowa. „Średni Polak”, szczególnie młody, nie zna prawdy o Chinach, zaś, w odbiorze „średniego Chińczyka”, szczególnie przedsiębiorcy, Polska jawi się więc jako „kraj rozkojarzony i  mało przyjazny Chinom”, z  którym... nie warto robić większych interesów. Pozostaje to w  sprzeczności z  odwiecznymi tradycjami sympatii, współpracy i przyjaźni polsko­‑chińskiej, kultywowanymi w obydwu społeczeństwach. Od 1989  r., w  rozwoju Polski wystąpiły 2 główne fazy: 1. bezkrytyczna, cielęca fascynacja Ameryką, która obecnie przekształca się w zwątpienie i rozczarowanie – z powodu wielkiego kryzysu i krachu ekstremalnego neoliberalizmu, ale koszty amerykanizacji Polski są już ogromne (rozwój w  niewłaściwym kierunku), 2.  „powrót do Europy”, tzn.  trudne przygotowania do przystąpienia RP do  UE, samo przystąpienie i  żmudne szukanie (metodą „prób i błędów”) swego miejsca we wspólnocie unijnej. Towarzyszy temu nadal polskie „rozdwojenie jaźni” między USA i  UE. W  tym okresie zaniedbano bezmyślnie 3. główny filar współpracy RP z zagranicą: Chiny oraz Azję Wschodnią i  Południowo  – Wschodnią. Z tym wszakże, iż obecnie jest to już – obiektywnie – 1. filar. Polskie zaległości i straty z tego tytułu są bardzo trudne lub wręcz niemożliwe do odrobienia. Żaden polski rząd po 1989 r. nie zdobył się na opracowanie i  na wdrożenie kompleksowego i optymalnego programu współpracy z  Chinami. To  mówi samo za siebie. Skoro, od 1989 r., w  Centrali (szczególnie w  zainteresowanych resortach) lekceważy się, de facto, Chiny i rynek chiński, to nic dziwnego, iż podobnie postępują polskie placówki dyplomatyczne, konsularne i ekonomiczne w Chinach. Najwyższy czas, aby nazwać pewne rzeczy po imieniu. Od początku

placówki te zostały opanowane przez pewną grupę interesów, w której dominowały elementy z „minionej epoki”. Tak jest po trosze do tej pory. Naturalnie, grupy te dbają, nade wszystko, o własne interesy, a nie o dobro narodu i państwa polskiego oraz współpracy polsko­‑chińskiej. I  tak to było przez całe minione dziesięciolecia. Co robić? W świetle powyższych realiów konieczne są radykalne, wręcz chirurgiczne cięcia i  posunięcia naprawcze, głębokie reformy oraz zmiany jakościowe i kadrowe. Oto kilka konkretnych propozycji: • odstąpić niezwłocznie od anachronicznego, irracjonalnego i szkodzącego Polsce podejścia władz i niektórych decydentów centralnych wobec Chin, • opracować i wdrożyć kompleksowy, innowacyjny i długofalowy program strategiczny w zakresie współpracy z Chinami – z uwzględnieniem najnowszych zmian w  ChRL, w  globalnym układzie sił, szczególnie ekonomiczno­‑politycznych (3.  filar i in.), • dostosować politykę zagraniczną i  wszechstronną współpracę  RP z ChRL do standardów, doświadczeń i  możliwości unijnych (szczególnie niemieckich) na gruncie chińskim i chińskich – na rynku unijnym, • eliminować dotkliwą lukę informacyjno­‑ świadomościową i psychologiczną w stosunkach między obydwoma krajami, społeczeństwami, szczególnie młodzieżą oraz kołami opiniotwórczymi, przedsiębiorcami, ludźmi nauki, techniki i kultury, • rozwijać w dużej skali współpracę regionalną oraz kontakty między organizacjami pozarządowymi, społecznymi, twórczymi, wymianę turystyczną i sportową itp., • doskonalić i  koordynować działalność instytucji krajowych zajmujących się współpracą z Chinami oraz placówek, instytucji i przedstawicielstw polskich w Chinach, – usunąć ze służby zagranicznej i  z  tzw.  dyplomacji

ekonomicznej ludzi skompromitowanych oraz elementy przestępcze, a winowajców ukarać, • ustanowić sprawny system promowania Polski, szczególnie w  sferze gospodarczej i kulturalnej, na gruncie chińskim, system na wysokim poziomie profesjonalizmu i nowoczesności. Pozytywnych wzorców do naśladowania nie trzeba szukać daleko – wystarczy przeanalizować dynamikę i efekty rozwoju stosunków niemiecko­‑chińskich (vide: kilkanaście wizyt w  ChRL kanclerz Angeli Merkel, niedawna wizyta kanclerza Olafa Scholza plus licznej grupy czołowych przedsiębiorców w Pekinie niezależnie od pandemii i od wojny o Ukrainę), współpracy unijno­ ‑chińskiej, holendersko­‑chińskiej i in. oraz uwzględniać poważne korzyści z  tego wynikające dla zainteresowanych stron. Z kolei, przywódcy, przedsiębiorcy, turyści i obywatele chińscy są częstymi gośćmi w Republice Federalnej. Na przykład wartość niemiecko – chińskich obrotów handlowych przekroczyła 226 mld USD, jeszcze w roku 2018 (to około 1/3 ogółu obrotów UE – ChRL, proporcje te utrzymują się nadal). Wartość obrotów niemiecko­‑chińskich ma ulec podwojeniu(!) w najbliższych latach. Obecnie (w 2021  r.) wartość eksportu unijnego na rynek chiński = 223 mld euro, a eksportu chińskiego na rynek unijny = 472 mld euro. UE ma więc ujemne saldo w tym handlu, które wynosi 249 mld euro. Zaś wartość eksportu niemieckiego na rynek chiński = ponad 95  mld euro, a eksportu chińskiego na rynek niemiecki = ok. 130 mld euro. Czyli ujemne saldo dla Niemiec wynosi ok. 35 mld euro. Wszakże, my, Polacy, w oczekiwaniu na dwustronną Nową Erę, ufajmy, iż nadejdzie relatywnie niedługo dzień niezbędnego jakościowego przełomu i  zasadniczej trwałej poprawy również w stosunkach polsko­‑chińskich. Sylwester Szafarz Warszawa, 10 listopada 2022 r.

167 ELITY

KOLEKCJĘ

The Spirit of Dubai

znajdziesz w najlepszych perfumeriach: Afrodis Słupsk. Perfumeria Al Sheikh Poznań. Perfumeria Basia Chełm. Perumeria Belle Łódź. Perfumeria De Beauty Siedlce. Perfumeria Niszowa Kochalscy Pszczyna. Perfumeria Isatis Ostrołęka.

Perfumeria

www.instagram.com/thespiritofdubai_poland/

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 MYDOKUMENT.COM - All rights reserved.